Top 10, czyli The Best of Händel

No i mam za swoje: ja, przeciwniczka rankingów. Piotr Matwiejczuk za karę kazał mi wybrać dziesięć ulubionych utworów Händla, a potem jeszcze dokonać subiektywnego wyboru nagrań. Łatwo nie było, zwłaszcza że próbowałam jednak być obiektywna i zadowolić wszystkich, co i tak mi się z pewnością nie udało. Czołowa dziesiątka w lutowym numerze „Muzyki w Mieście”. Proszę czytać, słuchać i się ze mną nie zgadzać.

Pomnik Händla w Halle. Fot. Jörg M. Unger

***

Mesjasz HWV 56

Susan Gritton, Dorothea Röschmann, Bernarda Fink, Charles Daniels, Neal Davies
Gabrieli Consort and Players
Paul McCreesh

0289 453 4642 7 2 CDs DDD AH2
ARCHIV Produktion (1997)

To nagranie powinno się znaleźć w płytotece każdego miłośnika twórczości Händla; choćby dlatego, że interpretacja brytyjskiego dyrygenta aż kipi od emocji i ujmuje prawdziwą radością muzykowania. Tempa są zaskakująco wyśrubowane, co nie odbija się jednak ani na przejrzystości faktury, ani na elegancji poszczególnych fraz i zdań muzycznych. Czasem razi nadmierna ekspresja solistów, przydałyby się też bardziej wyważone proporcje w chórach, gdzie – jak zwykle u McCreesha – soprany dominują nad resztą składu. Jedno wszakże jest pewne: Mesjasz w ujęciu Gabrieli Consort and Players ostatecznie burzy mit o rzekomym nudziarstwie angielskich wykonań historycznych. Mimo upływu lat wciąż plasuje się na wysokiej pozycji mojej listy, choć z wielu względów doradzałabym uzupełnienie kolekcji o intrygującą, jeszcze bardziej „operową” i obrazoburczą wersję Marca Minkowskiego z Les Musiciens du Louvre (2001, ARCHIV), któreś z nagrań Beechama – albo klasyczne z 1959 dla RCA, albo znacznie wcześniejsze, z 1928 roku, pierwsze nieomal kompletne w dziejach fonografii. W nowszych ujęć nie wolno przegapić żywiołowego René Jacobsa (2006) i wersji dublińskiej w radosnej i świeżej interpretacji Dunedin Consort (2007). Historyczni puryści najwyżej sobie cenią nagranie The Sixteen pod dyrekcją Harry’ego Christophersa (2008). Na szczęście nie jestem purystą.

 

Giulio Cesare HWV 17

Marijana Mijanović, Magdalena Kožená, Anne Sophie von Otter, Charlotte Hellekant, Bejun Mehta, Alan Ewing, Pascal Bertin, Jean-Michel Ankaoua
Les Musiciens du Louvre
Marc Minkowski

0289 474 2102 3 3 CDs DDD AH3
ARCHIV Produktion (2003)

Do tej opery mam szczególny sentyment, być może dlatego, że był to pierwszy Händel, jakiego zobaczyłam i usłyszałam na scenie. A później wystarczająco często obcowałam z nagraniami całości bądź poszczególnych fragmentów Juliusza Cezara, by zyskać pewność, że rozbudowana i pyszna wyrazowo partia tytułowego bohatera, przeznaczona pierwotnie na głos kastrata altowego, współcześnie najlepiej wypada w ujęciu kobiecym. Dlatego z czystym sumieniem polecam nagranie Minkowskiego, gdzie w rolę Cezara wcieliła się Mariana Mijanović, obdarzona elastycznym, pełnym w brzmieniu i cudownie wyrównanym w rejestrach altem, którym – niewykluczone – wzbudziłaby podziw i uznanie samego Senesina. Godnie partneruje jej Magdalena Kožená w partii Kleopatry, tutaj u absolutnego szczytu formy, imponująca siłą ekspresji i precyzją ornamentacji. Jeśli dodać do tego oszałamiające tempa, pełne pasji, teatralne ujęcie całości narracji i ujmującą chropawość faktury orkiestrowej, która tylko pogłębiają prawdę tej interpretacji – zyskamy nagranie wzorcowe, które zalśni blaskiem na półce każdego melomana. Nawet w zestawieniu ze wcześniejszym o jedenaście lat ujęciem René Jacobsa dla wytwórni Harmonia Mundi, które cenię zwłaszcza za brawurową kreację Jennifer Larmore, śpiewającą partię Cezara dźwięcznym, idealnie postawionym głosem, chwilami jeszcze dostojniej i z większą siłą wyrazu niż olśniewająca Mijanović z nagrania Minkowskiego.

 

Acis & Galatea HWV 49a

Susan Hamilton, Nicholas Mulroy, Thomas Hobbs, Nicholas Hurndall Smith, Matthew Brook
Dunedin Consort & Players
John Butt

CKD 319
Linn Records (2008)

Ta kompozycja nie cieszy się takim uznaniem badaczy, jak późniejsze opery Händla. Powstała w czasie rezydencji w Cannons, na dworze księcia Chandos, w początkowej fazie händlowskiej działalności w Anglii, kiedy twórca wchodził dopiero w tutejszy idiom muzyczny, czerpiąc natchnienie przede wszystkim z dorobku Purcella. W tym właśnie duchu powstała maska Acis i Galatea, nazywana też serenatą, operą pastoralną bądź nawet „operką” (little opera), jak określił ją sam Händel. Mimo wątłości intrygi to jednak kamień milowy w jego spuściźnie, koronny dowód umiejętności wtopienia się w całkiem obcą z pozoru stylistykę, w każdym razie na tyle, by napisać utwór bezpretensjonalny, a zarazem niezwykle uwodzicielski pod względem inwencji melodycznej. Dlatego polecam równie bezpretensjonalne i uwodzicielskie nagranie szkockiego zespołu pod batutą Johna Butta: z pięciorgiem solistów wykonujących także partie chóralne, z mikroskopijną obsadą instrumentalną, obejmującą zaledwie czworo skrzypiec, dwie wiolonczele, kontrabas, po dwa flety i oboje oraz fagot. Ujęcie intymne, a zarazem pełne wigoru, klarowne i po prostu szczere. Kto poczuje niedosyt, może jeszcze sięgnąć po krążek Hyperionu z wykonaniem The King’s Consort, przede wszystkim ze względu na znakomitego Johna Marka Ainsleya w partii Acisa.

 

Concerti grossi op. 6 nos. 1-12 HWV 319-330

Avison Ensemble
Pavlo Beznosiuk

CKD 362
Linn Records

Akurat tych dwanaście koncertów na orkiestrę – wydanych później jako opus 6 – Händel skomponował zaledwie w miesiąc, na przełomie września i października 1739 roku. Utwory na concertino złożone z dwojga skrzypiec i wiolonczeli, smyczkowe ripieno i continuo realizowane na klawesynie miały służyć jako przerywniki podczas wykonań Händlowskich ód i oratoriów. Aczkolwiek konwencjonalne w formie i nawiązujące raczej do tradycji Corellego niż Vivaldiego i Bacha, imponują bogactwem wykorzystanych stylów i form, począwszy od sonat triowych i francuskich uwertur, skończywszy na włoskich sinfoniach i niemieckich fugach. To wszystko słychać w grze Avison Ensemble, których muzycy zachwycają kolorystyką brzmienia, wyrafinowaniem prowadzenia frazy i kształtowania faktury. Wielbicielom grania spokojniejszego, bardziej zdyscyplinowanego i wiernego odrobinę już przebrzmiałym regułom wykonawstwa muzyki dawnej polecam kanoniczne nagranie Haydn and Händel Society pod dyrekcją Christophera Hogwooda, zarejestrowane w na krążku wytwórni DECCA w 1993 roku.

 

Theodora HWV 68

Susan Gritton, Robin Blaze, Paul Agnew, Susan Bickley
Gabrieli Consort and Players
Paul McCreesh

0289 469 0612 5 3 CDs DDD AH3
ARCHIV Produktion (2000)

Przedostatnie oratorium Händla – opowieść o męczennicy, która wolała umrzeć, niż wyrzec się swojej wiary – w 1750 roku nie znalazło poklasku wśród londyńskiej publiczności i zeszło z afisza po trzech zaledwie wykonaniach. Dopiero pod koniec XX wieku muzykolodzy zaliczyli je w poczet największych dokonań kompozytora, co zaowocowało sporą liczbą nagrań oraz kilkoma próbami teatralizacji Teodory. Melomanom szukającym interpretacji wirtuozowskiej, a zarazem głęboko przemyślanej, zdecydowanie polecam trzypłytowy album Gabrieli Consort and Players z wyśmienitą kreacją Susan Gritton w partii tytułowej. W tym wysmakowanym ujęciu zachwyca każdy detal: świetnie dobrane tempa, spokojny rytm recytatywów, stylowa, świetnie realizowana ornamentyka. Jeśli ktoś jest ciekaw, jak można współcześnie inscenizować Händlowskie oratoria, niech sięgnie po DVD z nagraniem spektaklu Christofa Loya z Festiwalu w Salzburgu w 2009 roku: w solidnej interpretacji Freiburger Barockorchester pod batutą Ivora Boltona i ze znakomitym Bejunem Mehtą w roli Didymusa.

 

Trio Sonatas op. 2

Wilbert Hazelzet (flet podłużny)
Sonnerie

AIE 33
Avie Records (2009)

Utwory z Händlowskiego opusu 2 są być może szczytowym osiągnięciem w dziedzinie sonaty triowej – dzięki niespożytej inwencji kompozytora i jego niewiarygodnej umiejętności różnicowania faktur trzygłosowych. To muzyka tylko z pozoru łatwa i przyjemna, niewymagająca szczególnego zaangażowania słuchacza. Dzięki idealnemu porozumieniu instrumentalistów z tria prowadzonego przez skrzypaczkę Monicę Huggett oraz niedoścignionej wirtuozerii holenderskiego flecisty możemy podziwiać ją w całej krasie, doceniając nie tylko jej wyrafinowaną logikę, ale też świeży, zmysłowy wdzięk. Jeśli ktoś uzna, że w interpretacjach tych kameralnych arcydziełek przydałoby się więcej energii, żywego dialogu i najzwyklejszych ludzkich emocji, powinien uzupełnić swą płytotekę o krążek wytwórni Harmonia Mundi z nagraniem Academy of Ancient Music pod dyrekcją Richarda Egarra, w którym znalazły się także Sonaty op. 5, a flet usłyszymy tylko w Sonatach op. 2 nr 1 (traverso) i op. 2 nr 4 (podłużny).

 

Music for the Royal Fireworks HWV 351

Ensemble Zefiro
Alfredo Bernardini

88697 36791-2
Deutsche Harmonia Mundi (2004)

Suita, która w 1749 roku uświetniła pokaz ogni sztucznych w londyńskim Green Park z okazji zakończenia ośmioletniej wojny o sukcesję austriacką, przeszła do historii nie tylko ze względów muzycznych. Deszcz lał jak z cebra, gigantyczna płaskorzeźba z wizerunkiem króla Jerzego II zawaliła się na magazyn fajerwerków, ładunki wybuchły, budynek doszczętnie spłonął, a mimo to stuosobowa orkiestra ofiarnie dograła utwór do końca, wraz z wieńczącymi dzieło menuetami. Kompozycję, przeznaczoną pierwotnie na „wojskowy” skład instrumentów dętych z perkusją, Händel przepisał później na wersję z udziałem smyczków, wykonywaną po dziś dzień, także przez włoski zespół Zefiro pod kierunkiem oboisty Alfreda Bernardiniego. Tę wersję od innych ujęć odróżnia jednak niezwykła lekkość gry i dbałość o koloryt brzmieniowy poszczególnych grup instrumentów. Warto też zwrócić uwagę, że płytę nagrano pod gołym niebem, w krużgankach zabytkowego kolegium jezuickiego na Sycylii. Entuzjastom wykonawstwa prawdziwie „historycznego” polecam płytę The English Concert z 1996, na której Trevor Pinnock pieczołowicie odtworzył skład tyleż słynnego, co pechowego wykonania z Green Park.

 

Serse HWV 40

Anna Stéphany, Rosemary Joshua, David Daniels, Hilary Summers, Joélle Harvey, Andreas Wolf, Brindley Sherratt
Early Opera Company
Christian Curnyn

CHAN0797
Chaconne (2013)

Ktoś kiedyś powiedział, że to najgorsze libretto, do którego Händel cokolwiek skomponował w swoim życiu. Współcześni reżyserzy są zgoła odmiennego zdania: płynna narracja tej egzotycznej tragikomedii, która chwilami zatrąca o farsę, uczyniła z niej jedną z najchętniej wystawianych oper Händlowskich. Do jej popularności przyczyniła się też słynna aria „Ombra mai fu”, w której główny protagonista wyśpiewuje pochwałę cienia rzucanego przez drzewo platanowe. Arię tę później wielokrotnie aranżowano na rozmaite składy i grywano pod tytułem Largo from Xerxes, choć twórca opatrzył ją oznaczeniem larghetto. Popularność Kserksesa z reguły nie przekładała się na trafne decyzje obsadowe. Chwalebnym wyjątkiem jest stosunkowo świeże nagranie dla wytwórni Chaconne, z udziałem znakomitej technicznie mezzosopranistki Anny Stéphany, której udało się stworzyć wielowymiarowy portret perskiego władcy, malowany przeważnie w odpychających barwach. Pozostali soliści tworzą niemal idealną obsadę, na czele z Hilary Summers w roli Amasrte, dysponującą przepięknym, pełnym wyrazu kontraltem. Jeśli ktoś koniecznie chce sięgać po starsze nagrania, prowokacyjnie polecam archiwalną interpretację Rafaela Kubelika, między innymi z Herthą Töpper i Fritzem Wunderlichem, dostępną w katalogu wytwórni Orfeo.

 

Coronation Anthems

European Union Baroque Orchestra, Choir of Clare College Cambridge
Lars Ulrik Mortensen

CD711
Obsidian Records (2014)

Porządna dyskografia händlowska nie może się obejść bez czterech hymnów skomponowanych na uroczystość koronacyjną Jerzego II Hanowerskiego, która odbyła się 11 października 1727 roku w Opactwie Westminsterskim. Przynajmniej z dwóch powodów. Po pierwsze, Coronation Anthems do dziś towarzyszą koronacjom monarchów brytyjskich. Po drugie, ich popularność dawno już przekroczyła progi sal koncertowych: wystarczy wspomnieć, że znany kibicom na całym świecie Hymn Ligi Mistrzów jest adaptacją hymnu Zadok the Priest, wykonywaną przez zespoły Royal Philharmonic w trzech oficjalnych językach UEFA. Z istnego morza nagrań wybrałam dla miłośników wersję najnowszą, z płyty, na której znalazły się także Concerto grosso op. 3 nr 2 oraz Oda na urodziny królowej Anny ­– wykonanie tradycyjne, a zarazem zaskakująco świeże, radosne, wolne od częstej w innych ujęciach bombastyczności. Wielbicielom chłopięcych sopranów z czystym sumieniem polecam krążek wytwórni EMI, z hymnami w wykonaniu Choir of King’s College, Cambridge oraz Academy of Ancient Music pod dyrekcją Stephena Cleobury’ego.

 

BONUS:

A Tribute to Faustina Bordoni

Vivica Genaux
Capella Gabetta

888837733552
Deutsche Harmonia Mundi (2013)

Włoska mezzosopranistka Faustina Bordoni była jedną z dwóch Rywalizujących Królowych, „Śpiewających Dam”, które walczyły o względy londyńskiej publiczności pod koniec lat dwudziestych XVIII wieku (choć nie tak spektakularnie, jak głosi legenda). Drugą była sopranistka Francesca Cuzzoni, u której boku Bordoni zadebiutowała w Londynie w partii Roksany, w Händlowskiej operze Alessandro. Cztery lata później, w 1730 roku, Bordoni wyszła za mąż za niemieckiego kompozytora Johanna Adolfa Hassego i wkrótce potem oboje święcili triumfy na drezdeńskim dworze Augusta Mocnego. Amerykańska mezzosopranistka Vivica Genaux, znana naszym melomanom między innymi z występów na krakowskich festiwalach Opera Rara i Misteria Paschalia, zestawiła na swojej płycie arie obu mistrzów, których twórczość zaważyła na karierze charyzmatycznej Włoszki. Mimo dość przypadkowego doboru fragmentów i niedopracowania merytorycznego książeczki programowej krążek ze wszech miar godny polecenia: Genaux – w szczytowej formie wokalnej – godnie partneruje zespół pod dyrekcją Andresa Gabetty, dając interpretacje pełne żaru i zapału, a przy tym stylowe i nieodparcie eleganckie.

22 komentarze

  1. Piotr Kamiński

    O wykonania spierać się nie będziemy (choć aż mnie swędzi z tym McCreeshem, ale niech tam), ale o parę utworów upomnieć się muszę, bo pęknę: bez nich po prostu nie ma Haendla.

    Od góry do dołu :
    1. Dixit Dominus
    2. Ariodante – no i Alcina oczywiście
    3. Allegro, Penseroso
    4. Semele
    5. Hercules
    6. Bełshazzar
    7. Jephtha

    • Oj, tak, Semele (zwróciłeś uwagę na tę wygrzebaną przeze mnie arię w starym nagraniu McCormacka?). Oj, tak, Allegro e Penseroso… Sama nie wiedziałam, w co ręce włożyć, trzeba też było wyważyć proporcje między oratoriami i operami a utworami instrumentalnymi. A co do McCreesha – na stare lata coraz bardziej go lubię. Siermiężny on trochę, ale szczery do bólu i naprawdę wie, o czym dyryguje. Podpatrywałam go teraz przy pracy we Wrocławiu, o czym zresztą napiszę.

      • Piotr Kamiński

        No więc z tym właśnie w kwestii McCreesha moje serce i bebechy zgodzić się nie mogą. Na moje ucho – gładkie toto i dopieszczone, ale Gardinerowi nie dorówna na jego terenie, a Minkowskiemu w prawdzie serca i wyobraźni nawet nie podskoczy. Tak naprawdę, to podobają mi się jego pierwsze płyty, Carissimi na Meridianie i „montaże” na Archivie.

        Nie wydaje mi się też, żeby w przypadku Haendla akurat ta „równowaga” była konieczna, bo nie ma jej w jego twórczości… Oddam większość muzyki kameralnej za jedno Dixit.

        • Jak to dobrze, że się wszyscy we wszystkim nie zgadzamy, bo byłoby okropnie nudno :)
          Hm, może oceniam McCreesha inaczej, bo obserwuję go regularnie na żywo, ostatnio także podczas prób. Zupełnie ostatnio podczas prób z „nieswoim” zespołem, które dały zdumiewająco dobry efekt w postaci wrocławskiego Solomona. Nie we wszystkim go lubię, w programach a cappella z reguły nie trawię, bardzo mi się nie podobała jego Missa solemnis, za to Berlioza Grand messe zrobił przeciekawie, a jego Haendle coraz bardziej cenię. Nie sądzę, żeby toto gładkie było i dopieszczone, plasuje się toto raczej pośrodku między Gardinerem i Minkowskim. McCreesh pewnych barier stylistyczno-emocjonalnych jako Wyspiarz nie przekroczy (i potrafi wyjaśnić dlaczego). Generalnie mi dobrze in tanta abundantia rerum omnium, a jeśli chodzi o Haendla oratoryjnego, to wolę sobie wybierać między Minkowskim i McCreeshem niż między Minkowskim i Gardinerem.

          • Piotr Kamiński

            Nie słyszałem wrocławskiego Solomona, ale skoro już padł ten tytuł, to zrób sobie kiedyś zabawę i porównaj „May no rash intruder” z Gardinerem – i z McCreeshem.

            • A zrobię :) Napomknę tylko, że McCreesh nagrał tego Solomona w 1999 roku i chyba nie bez powodu ma zamiar teraz nagrać wszystkie swoje Haendle od nowa. Z innej beczki: na wrocławskim koncercie fenomenalnie spisała się Gillian Webster jako Druga Nierządnica i Królowa Saby. Co jednak znaczy doskonała technika…

                • Ja już swoje w życiu odszczekałam. Gardiner moją pierwszą miłością był, potem go zdradziłam, kilka lat temu wróciłam na kolanach, z pokorą błagając o wybaczenie. Tutaj mogę nawet wejść na stół i poszczekać, dopóki mnie z blatu nie zgonią :) W tej Uczcie jest przede wszystkim cudowny chór – niezmiennie najsłabsze ogniwo interpretacji McCreesha. No i jest Nigel Robson… ale przecież wiesz, że ja zawsze miałam słabość do angielskich tenorów: od Petera Pearsa i Nigela Rogersa począwszy i, mam nadzieję, jeszcze nieprędko skończywszy :)

                  • Piotr Kamiński

                    Akurat z Robsonem mam problem, bo chyba nie zasługiwał ani na Bajazeta, ani na Jeftego – zwłaszcza, w tym ostatnim, po Rolfe-Johnsonie. Z Anglików u mnie po jednej stronie Alexander Young, po drugiej Tony Rolfe, Langridge, Ainsley, dzisiaj Spence, Gilchrist. Ale co do chóru sprawa oczywista. Nie było i nie ma takiego drugiego, jak Monteverdi Choir.

  2. krakus

    Mam pytanie do Pani Doroty i Pana Piotra: Jakie nagrania Jephtha (oprócz Gardiner`owskiego jak rozumiem) polecilibyście? Creeda? Biondiego? Będę wdzięczny za rekomendację!

    • Piotr Kamiński

      Ainsley jest jeszcze trochę za młody na tę rolę w nagraniu Creeda, ale to udane nagranie.

      Podstawą pozostaje Marriner, ze względu na obsadę (Rolfe-Johnson, Marshall, Hodgson, Esswood – Kirkby jest tylko w małej rólce na koniec – to zestaw, któremu nikt na płytach nie dorównał), le zespoły i dyrygent są tu też w swoich najlepszych latach. Nagranie było parokrotnie wznawiane i wciąż jest dostępne, choć trzeba go trochę poszukać. Nad Gardinerem góruje przede wszystkim w roli tytułowej, lecz ma także, na moje ucho, wyższą temperaturę.

      Warto też poszukać starszego nagrania Somary’ego, ze względu na trójkę solistów – Young, Watts, Forrester (Reri Grist jako Iphis jakoś się broni, ale Marshall i Dawson to inny świat).

      U Biondiego tylko Gilchrist nadaje się do słuchania, reszta to nieporozumienie (od dyrygenta poczynając – w Vivaldim to powierzchowne efekciarstwo jakoś przechodzi, tutaj budzi tylko niechęć). Harnoncourta też można sobie darować – poza Esswoodem, wszyscy grają i śpiewają „w obcym języku”, dosłownie i w przenośni.

  3. Janusz Szymański

    Miło mi słyszeć że nagranie Jephty pod Creedem jest jednym z lepszych, bo znalazłem je kilkanaście lat temu w koszu w supermarkecie wraz z nagraniami Mesjasza, Solomona i Judy Machabeusza (wszystkie pod Somary’m), których także nie omieszkałem wtedy kupić. Kosztowało mnie to jakieś 40- lub 50- PLN. Wydaje mnie się że są także nie najgorsze produkcje.

    • Jeśli chodzi o Ainsleya w nagraniu Creeda, tym razem ja okażę się mało wymagająca, bo mnie i tak zachwyca. Jephtha pod Creedem jest jednym z najlepszych, warto czasem przekopać kosz w supermarkecie, o czym niejednokrotnie się przekonałam także przy zakupie książek. Co do Biondiego, pełna zgoda.
      Sprawdziłam też Marrinera, rzeczywiście, z kilku stron można go całkiem legalnie ściągnąć w plikach mp3, i to za przyzwoite pieniądze. Jest też ostatni egzemplarz CD na amerykańskim Amazonie, warto się szarpnąć. Czytałam wiele dobrego o najnowszym nagraniu The Sixteen z Christophersem. Nie wiem, nie znam, osobiście za nimi nie przepadam, ale zestaw solistów wygląda dobrze, jest Gilchrist, jest też Susan Bickley, którą zapamiętałam z innych nagrań jako piękny mezzosopran z bardzo dobrą górą (dwa lata temu zebrała świetne recenzje jako Ortruda w Cardiff).
      Wracając do McCreesha, Gabrieli skończyli niedawno nagrywać L’Allegro, il Penseroso ed il Moderato i teraz zbierają miedziaki na wydanie płyty. Po wykonaniach koncertowych krytyka angielska piała z zachwytu, Michael Church dał im pięć gwiazdek. Trzeba pilnować, tam jest wspomniana już wyżej, fenomenalna Gillian Webster.
      Zmieniając temat, w parku zakwitły mi żółte krokusy, z Wileńskiej ruszyła druga linia metra. Znaczy się, wiosna. Czas odkurzyć kolejny zapomniany głos, proszę zaglądać w przyszłym tygodniu.

  4. Piotr Kamiński

    W Mesjaszu z Somarym są niezłe dziewczyny (Margaret Price…), a jego Juda jest chyba w ogóle najlepszy po dziś dzień. Jefty Christophersa jeszcze muszę posłuchać, podobno istotnie niezły, choć ma myśl o głosiku Robina Blaze ręka sama się cofa. Blaze i Forrester w tej samej roli? Ale się porobiło. O Bickley kolega pisze, że głos się zdarł przedwcześnie… może właśnie na tych Ortrudach (jak Anna Reynolds na Frykach). Allegro McCreesha to pewnie echo wideo, które krąży po różnych mezzach.

  5. Anna T.

    A jeśli chodzi o „Mesjasza”, to co Pani sądzi o nagraniu z 2006 pod Higginbottomem (Davies, Spence, Dougan), przyznam, że jedno z moich ulubionych? :)

    • Witam nowego gościa, zapraszam częściej. To bardzo ciekawe ujęcie, wersja z 1751, przeznaczona do wykonania z chórem Chapel Royal. Nie tak odmienna, jak wspomniana przeze mnie wersja dublińska, ale ze względów historycznych w całkowicie chłopięco-męskim wykonaniu. Ujęcie jasne, radosne, z kilkoma bardzo dobrymi treblami, ze świetnym Daviesem i przede wszystkim ze znakomitym tenorem Tobym Spencem. Słuchać i się cieszyć :)

  6. Anna T.

    Dziękuję za miłe przywitanie. Spence`a wyjątkowo lubię, interesująco też wypadł jego Hyllus w „Herkulesie” Christiego z DiDonato jako Dejanirą. To w związku z tematem przewodnim postu.

  7. krakus

    Pani Anno! Dobrze, ze Pani wspomniała o tej wspaniałej inscenizacji Luc`a Bondy. Uważam, że to jedna z najlepszych współczesnych inscenizacji, w której uwspółcześnienie nie niszczy struktury dramatycznej utworu, ale ją podkreśla i obleka w ludzkie, pełnokrwiste ciała: (całość na YT)
    https://www.youtube.com/watch?v=GwMVrfKBmO8&spfreload=10
    Proszę posłuchać Spence`a w innym barokowym kontekście… np Rameau…
    https://www.youtube.com/watch?v=iU6UEyqiKOo&spfreload=10

Skomentuj Dorota Kozińska Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *