Brzydkie kaczątko, nieszczęśliwy łabędź

Mąż śpiewaczki, u której brała lekcje, założył się z jej ojcem, że pulchna nastolatka zrobi kiedyś wielką karierę. „Jeśli nie mam racji, może pan do końca życia nazywać mnie durniem”. Ostatecznie wygrał zakład, choć przez pewien czas musiał się mocno obawiać o swoją reputację. Dyrektor Národního Divadla w Pradze doradził jej ze szczerego serca, żeby śpiewała częściej w kąpieli. „Wtedy przynajmniej byłoby na co popatrzeć”, oznajmił radośnie. Przyciężka uroda dziewczyny nie przypadła jednak do gustu Niemcom. Kolejne dwie próby uzyskania angażu – w drezdeńskiej Semperoper i berlińskim Theater des Westens – zakończyły się fiaskiem, tym razem z powodu niedostatecznych warunków scenicznych. W 1898 roku wreszcie się udało. Bywalcy Krolloper w Berlinie entuzjastycznie przyjęli debiut młodej sopranistki w niełatwej partii Santuzzy.

Emilie Pavlína Kittlová urodziła się w roku 1878 w Pradze, w rodzinie szanowanego czeskiego filantropa Emanuela Kittla i jego muzykalnej żony Jindřiški, która studiowała śpiew w Mediolanie i jeszcze przed ślubem zdążyła wystąpić na scenie paryskiej Opéra-Comique. Ema od małego uczyła się gry na skrzypcach, i to u samego Ferdinanda Lachnera. Miała opinię cudownego dziecka: pierwszy raz zagrała przed publicznością w wieku zaledwie ośmiu lat. Kiedy weszła w okres dojrzewania, okazało się, że potrafi też ładnie śpiewać. Trafiła na lekcje do mezzosopranistki Marie von Dreger-Loewe, solistki wiedeńskiej Staatsoper, znanej pod pseudonimem Destinn. Ta z miejsca doceniła jej ogromny potencjał wokalny, poparty znakomitą pamięcią muzyczną i wybitnymi zdolnościami aktorskimi. Kiedy Ema dobiegała dwudziestki, Dreger-Loewe uznała, że czas najwyższy wypuścić podopieczną na szerokie wody. Użyczyła jej swego pseudonimu, nieco podrasowała imię, ze stoickim spokojem zniosła jej pierwsze niepowodzenia, żeby później z dumą śledzić nieprzerwane pasmo sukcesów ulubionej uczennicy. Emilie Kittlová przeistoczyła się w Emmy Destinn i ruszyła w świat.

Już w 1901 roku święciła triumfy jako Senta w pierwszej inscenizacji Holendra w Bayreuth, dokąd ściągnęła ją osobiście Cosima Wagner. Z powodzeniem śpiewała w Berlinie, później także na scenie Hofoper, gdzie wystąpiła przeszło siedemset razy w ponad czterdziestu rolach, między innymi w tytułowej partii Salome pod batutą kompozytora (1906). Sukcesy w Niemczech otworzyły jej wrota kariery w Covent Garden, z którą związała się w 1904 roku na dwanaście sezonów: do legendy przeszła jej kreacja Cio-Cio-San na londyńskiej premierze Madame Butterfly, u boku Carusa w partii Pinkertona (18 lipca 1905 roku). Na deskach MET zadebiutowała w 1908 roku jako Aida, pod batutą Toscaniniego. Dwa lata później stworzyła postać Minnie na nowojorskiej prapremierze Dziewczyny ze Złotego Zachodu. W 1909 roku udało jej się przekonać dyrekcję do wystawienia Sprzedanej narzeczonej Smetany w wersji niemieckiej, w której wystąpiła w partii Mařenki. Dyrygował sam Gustaw Mahler.

521679

A potem nadeszła wojna. W porywie patriotycznych uniesień Emmy Destinn przerwała kontrakt z MET, wróciła na Stary Kontynent i nawiązała kontakty z czeskim ruchem narodowym. Odmowa występów dla żołnierzy armii austro-węgierskiej skończyła się dla artystki dwuletnim aresztem domowym w jej letniej rezydencji w miejscowości Stráž nad Nežárkou w południowych Czechach. Destinn próbowała pisać wiersze, powieści i libretta, komponowała pieśni, malowała pejzaże na płótnie i porcelanie, dawała koncerty pod gołym niebem, na które zjeżdżali się melomani z całego kraju – czas działał jednak na jej niekorzyść. Pierwsze powojenne występy Destinn w Metropolitan, w 1919 roku, skończyły się wielkim rozczarowaniem po obu stronach kanału orkiestrowego. Głos „boskiej Emmy” stracił moc i blask, publiczność zapomniała o swojej dawnej ulubienicy, na nowojorską scenę wkroczyło nowe pokolenie sopranów spinto.

Niestrudzona Destinn próbowała osłodzić gorycz porażki ożywioną działalnością koncertową w Europie i występami na rodzimych scenach w Pilznie, Bratysławie, Ostrawie, Brnie i Pradze. Podczas rozlicznych tournées popularyzowała arie i sceny z Libuszy, Rusałki, Jenufy i innych oper czeskich kompozytorów. Śpiewała na koncertach dobroczynnych. Z noszonej na rękach divy zmieniała się powoli w ikonę czeskiego patriotyzmu i kobietę głęboko nieszczęśliwą w życiu osobistym. Jeszcze niedawno była prawdziwą femme fatale: o jej przygodach miłosnych plotkowano w całym świecie operowym. Toscanini kochał ją, a zarazem jej nienawidził, Caruso ponoć chciał się z nią ożenić, romansował z nią Artur Rubinstein, algiersko-francuski baryton Dinh Gilly porzucił żonę, by pocieszyć Emmy w wojennym areszcie domowym – ba, nauczył się nawet jej ojczystego języka z myślą o wspólnych występach w czeskim repertuarze. Po nieudanym powrocie do MET wszystko się skończyło. Destinn niefortunnie wyszła za mąż za Josefa Halsbacha, znacznie od niej młodszego pilota czechosłowackich sił zbrojnych. Podupadła na zdrowiu. W 1926 roku definitywnie znikła ze sceny i estrady. Cztery lata później zmarła na wylew krwi do mózgu, nie doczekawszy pięćdziesiątych drugich urodzin.

W 1984 roku została gwiazdą na niebie – jej imieniem nazwano planetoidę 6583 Destinn z grupy głównego pasa asteroid między orbitami Marsa i Jowisza. Dwanaście lat później pojawiła się na banknotach o nominale 2000 koron czeskich. Jej wciąż młody głos jaśnieje pełnym blaskiem na zremasterowanych nagraniach z okresu amerykańskiej świetności: przepiękny, ciepły i głęboki sopran liryczno-dramatyczny, dźwięczny i nośny dzięki wyśmienitej technice oddechowej, zachwycający nieskazitelną artykulacją, szerokim legato i bogactwem odcieni dynamicznych.

Dzika Salome. Niebiańska Aida. Dziewczyna z czeskiej Pragi, której nie udało się wrócić na Złoty Zachód.

14 komentarzy

  1. A ze mnie chyba straszny profan jednak jest, ponieważ techniczne wady starych nagrań psują mi połowę radości ze słuchania, no i tempo zazwyczaj mnie zniechęca… w rezultacie mam problem z docenieniem :(

    • E tam, kwestia wprawy – i w dodatku bardzo to przypomina robotę archeologa, który też często musi uruchamiać wyobraźnię. Inna rzecz, że oko człowieka przyzwyczajonego do jaskrawszych, „doskonalszych” pigmentów syntetycznych nie zawsze doceni dywan z przędzy farbowanej naturalnymi barwnikami, ale i do tego można się przyzwyczaić. A co do tempa, zapewniam, że wszystko z nim w porządku :)

      • Piotr Kamiński

        Trzeba sobie wyrobić „filtr psychologiczny”. Rośnie błyskawicznie! Co do temp, krąży nadal legenda, wedle której w tamtych nagraniach je przyspieszano, żeby się zmieścić na czterominutowej płycie. Potem pojawiły się nagrania „live” z tamtych i niewiele późniejszych czasów i wyszło na jaw, że to były – ogólnie rzecz biorąc – normalne tempa…

        Ja mam u Destinn jeden kawałek ukochany, który kiedyś zestawiłem w radio z nieco późniejszą rywalką. Niezmiernie pouczające spotkanie na Olimpie.

        https://www.youtube.com/watch?v=1nx6mowYKU4
        https://www.youtube.com/watch?v=YfqYnMphqV0

        • I bardzo pouczająca jest też dyskusja na YT pod nagraniem Elisabeth Rethberg :) W pełni zgadzam się z komentarzem, że rozwleczone tempa kryją braki techniczne śpiewaków. A jeśli chodzi o to, co obie panie potrafiły zdziałać w planie dynamicznym (zwłaszcza Destinn, a przecież to nagranie z epoki „przedelektrycznej”!), to klękajcie narody! Idę do garażu sąsiada, dalej dumać nad tym wehikułem czasu.

  2. Janusz Szymański

    Witam!
    Pod wpływem lektury arcyciekawego, jak zwykle, tekstu przesłuchałem po paru latach jedyną płytę Destinn jaką posiadam. Podzielam zachwyt i jestem wściekły na siebie bo swego czasu miałem możliwość kupienia wydanego w Czechach zestawu 12-stu płyt CD – Complete Edition Emmy Destinn, ale obawiałem się ich niedoskonałości technicznych. Było to jakieś dwadzieścia lat temu i wstyd się przyznać, że nawet doceniając artystyczną wartość tych nagrań, miałem wątpliwości czy nie będę zniechęcony jakością prymitywnego zapisu fonograficznego. Teraz wiem że to był wielki błąd. Po latach obcowania z archiwaliami jestem ich zagorzałym wielbicielem i wiem że ich wartość artystyczna jest nie do przecenienia. W skład owego zestawu wchodziło m.in. kompletne nagranie Fausta i Carmen oraz III akt Lohengrina.

Skomentuj Dorota Kozińska Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *