Halka bez jodeł

Piątego stycznia 1848 roku, cztery dni po koncertowym prawykonaniu Halki w wileńskich salonach Müllerów, teściów Stanisława Moniuszki, kompozytor pisał w liście do Józefa Sikorskiego, wpływowego krytyka i jednego z ojców chrzestnych jego pierwszej opery:

„Przed tygodniem otrzymałem z dwóch stron miasta Warszawy wiarygodne, a z sobą zgodne wiadomości o Halce, którą Dyrekcja (…) ma niezawodnie przedstawić w dzień Nowego Roku (…). Pismo twoje objaśnia mnie, że gałgany nigdy poczciwymi ludźmi nie są (…). Dopókim widział tylko moją Halkę w partyturze, przyznam się tobie otwarcie: wątpiłem w niektóre zuchwalstwa, jakich się w niej dopuściłem. Po wykonaniu jednak arcymiernym tego arcydzieła mojego, ze spokojnem sumieniem czekam, aże nadejdzie pora jej wywdzięczenia (…). W dzień Waszego Nowego Roku, podług w Warszawie jeszcze ułożonego planu, wykonanie muzyki doszło do skutku – poczciwi nasi muzycy orkiestry, śpiewacy kościelni, kilku amatorów, połączywszy się w liczbę czterdziestu kilku osób, do rozrzewnienia, z wzrastającem w miarę ilości prób poznaniem rzeczy (…) pomagali mnie do końca”.

Zanim warszawskie gałgany spoczciwiały i nadeszła pora wywdzięczenia, upłynęło aż dziesięć lat. Była to jednak już całkiem inna opera ta, której prapremierę dano 1 stycznia 1858 roku w Teatrze Wielkim w Warszawie, składała się nie z dwóch (jak w wersji pierwotnej), lecz z czterech aktów i zawierała szereg fragmentów nieobecnych w tak zwanej Halce „wileńskiej”. Co więcej, są to fragmenty, bez których większość dzisiejszych miłośników Halki sobie nie wyobraża. Chodzi między innymi o Mazura i Tańce góralskie oraz o słynną arię Jontka „Szumią jodły” (w wersji dwuaktowej Jontek śpiewał barytonem i Moniuszko nie dał mu zbyt wielkiego pola do popisu). Halka „warszawska” niewątpliwie zyskała pod względem muzycznym, straciła jednak na zwartości dramaturgii i pod wieloma względami okazała się dziełem mniej nowatorskim niż pozbawiona elementów popisowych Halka „wileńska”. Gdyby Moniuszko nie przekomponował swej debiutanckiej opery, jej zasadnicze przesłanie byłoby bardziej czytelne dla dzisiejszego odbiorcy: bo w założeniu nie była to łzawa opowieść o wykorzystanej i porzuconej „biednej dziewczynie”, tylko drastyczna rzecz o „konflikcie między panem a niewolnikiem, szlachcicem i chłopem” – jak celnie ujął to Hans von Bülow, dzieląc się wrażeniami po warszawskim spektaklu na łamach „Neue Zeitschrift für Musik”.

10

Stanisław Moniuszko na fotografii Jana Mieszkowskiego z lat siedemdziesiątych XIX wieku.

Halka dwuaktowa niesłusznie popadła w zapomnienie. Po wojnie wystawiono ją po raz pierwszy siłami Warszawskiej Opery Kameralnej, 7 maja 1984 roku na festiwalu w Brighton, skąd w listopadzie trafiła na macierzystą scenę zespołu. Pięć lat temu przemknęła przez TW-ON na kilku przedstawieniach studenckich UMFC, przygotowanych przez Jerzego Salwarowskiego i wyreżyserowanych przez Natalię Babińską. Wciąż to jednak zbyt mało, by uznać wersję pierwotną za już zadomowioną w świadomości melomanów. Z tym większą przyjemnością anonsuję wieczór inauguracyjny tegorocznego Festiwalu Muzyki Polskiej w Krakowie (8 lipca). Halka „wileńska” zabrzmi w wykonaniu koncertowym, w Teatrze im. Słowackiego, na instrumentach dawnych (Capella Cracoviensis pod batutą Jana Tomasza Adamusa), w doborowej obsadzie solistów, na czele z Wiolettą Chodowicz (pamiętną Halką z niedocenionego, a znakomitego warszawskiego spektaklu pod dyrekcją Marca Minkowskiego i w reżyserii Natalii Korczakowskiej), świetnym czeskim barytonem Lu­kášem Zemanem w partii Jontka oraz Michałem Partyką, Marzeną Lubaszką, Ryszardem Kalusem i Sebastianem Szumskim – odpowiednio w rolach Janusza, Zofii, Cześnika i Marszałka.

Przybywajcie tłumnie, bo Upiór nie dotrze, a ciekaw Waszych wrażeń. I zostańcie w Krakowie na dłużej, bo oprócz Chodowicz – którą w 2010 roku skutecznie nominowałam do Paszportu Polityki za „wstrząsającą kreację Katii Kabanowej (…), fenomenalną technikę wokalną, wybitny talent aktorski, doskonałe wyczucie tekstu i prawdę sceniczną” – już następnego dnia, 9 lipca, będziecie mieli okazję po raz kolejny usłyszeć Agnieszkę Budzińską-Bennett, którą do tego samego wyróżnienia nominowałam trzykrotnie, za to bezskutecznie. Międzynarodowa kariera prowadzonego przez nią zespołu Peregrina – który na Festiwalu przedstawi program poświęcony Bolesławowi Chrobremu i św. Wojciechowi w muzyce średniowiecznej – dowodzi jednak, że solidne rzemiosło obędzie się bez jakichkolwiek ausweisów i paszportów. Upiór szczerze kibicuje coraz ciekawszym przedsięwzięciom krakowskiej imprezy pod dyrekcją Pawła Orskiego, która ze swej strony szczerze kibicuje poczynaniom Upiora (podziękowania za pomoc w organizacji kilku naszych wędrówek operowych, m.in. do Scottish Opera i Covent Garden). W Polsce też się dzieje, trzeba jednak zadać sobie nieco trudu i popłynąć czasem w poprzek głównego nurtu.

13 komentarzy

  1. Paweł Orski

    Jontek barytonowy istotnie nie ma pola do popisu, ale za to ma pole do wysiłku wokalnego co 3 takty, bo Moniuszko potraktował głos barytonowy w tej partii bez żadnej taryfy ulgowej. Janusz też nie ma lekko. To mój pierwszy romans z Halką wileńską i zachwycam się jak dramaturgicznie spójna jest ta wersja. Mój serdeczny przyjaciel JTA kierujący tym wykonaniem mówi, ze libretto jest idiotyczne, ale zachwyca się muzyką. Dla mnie największą radością jest, że nie ma baletów, rozdmuchanych chórów i arii z wysokim C lub G. Nagle robi się realny świat w świecie opery. Ciarki na plecach miałem podczas dzisiejszej próby, bo iskrzyło jak podczas burzy. Czekam na środową inaugurację z drżeniem rąk i nóg. I niech Upiór żałuje, że nie przeżyje tych emocji co my, w Teatrze im. Słowackiego. Opowiemy Upiorowi przy następnym winie gdzieś w Europie :) Reszta na http://www.fmp.org.pl

    • Mocno trzymamy kciuki i spluwamy po trzykroć przez lewe ramię. Nie dziękować! PS. Skoro wersja jest tak spójna dramaturgicznie (bo jest), to libretto idiotyczne być nie może :)

    • Paweł Orski

      Oczywiście, że ten koncert rejestrujemy, bo to jedyna okazja, by zostało coś dla potomnych. I jeśli tylko tfu! tfu! tfu! wszystko się uda to w przyszłym roku pochwalimy się jak było 8. lipca w Teatrze Słowackiego! Po pierwszej próbie wiem, ze mam „dream cast”. Matko, jak oni śpiewają i grają! I to wszystko żyje tak, że mam mrowienie. nawet nie idę na generalną jutro, by przeżyć to jeszcze raz pełnią sił i zmysłów ;)

  2. Janusz Szymański

    Kilka pozycji festiwalowych z ubiegłych lat zostało wydanych na CD, m. in. Hagith Szymanowskiego i Pieśni Moniuszki z Elżbietą Sobotką a z ciekawostek opera księcia Poniatowskiego. Bardzo ciekawe pozycje.

  3. Janusz Szymański

    Całkiem zaplątałem się w swoich zeznaniach, to właśnie Elżbieta Szmytka z Leventem Kende przy fortepianie, wykonuje pieśni Moniuszki na wspomnianej płycie, wydanej przez Stowarzyszenie Muzyki Polskiej. Stowarzyszenie to firmuje Festiwal Muzyki Polskiej w ramach którego wykonana będzie „wileńska” Halka, stąd moja nadzieja na zapis tego wydarzenia.

  4. Nie dotarłam dziś – z różnych powodów – na FMP, natomiast przypomnę, że „Halkę” wileńską grywano również swego czasu w Warszawskiej Operze Kameralnej – dyr. Sutkowski mawiał, że to jest dramat muzyczny przed Wagnerem :-) Moniuszko zresztą był miłośnikiem Wagnera.

Skomentuj Dorota Kozińska Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *