Tife griber, royte leym

Za cztery dni, 26 lutego, minie dwadzieścia lat od śmierci Mieczysława Wajnberga, kompozytora wciąż u nas niedocenianego, przez niektórych wręcz lekceważonego. Z tym większą przyjemnością anonsuję płytę z jego pieśniami żydowskimi, nagraną przez polskich artystów – znakomitą sopranistkę Elżbietę Szmytkę oraz uznanego pianistę i akompaniatora Grzegorza Biegasa – która ukaże się w rocznicę nakładem Stowarzyszenia Muzyki Polskiej. Płytę, w której powstaniu mam swój skromny udział: jako uczestniczka dwuosobowej burzy mózgów z Pawłem Orskim, który przystał na sugestię, żeby cykle pieśniowe Wajnberga uzupełnić Sonatą h-moll Szostakowicza, powstałą w tym samym czasie, co Pieśni dziecięce op. 13, później zaś autorka tekstu do książeczki programowej. Już za chwilę będzie można posłuchać. Tymczasem przedstawiam Państwu wspomniany tekst, który – mam nadzieję – wprowadzi przyszłych słuchaczy w klimat tej niezwykłej muzyki.

***

okładka front weinberg

Dwóch outsiderów. Dwie ofiary prześladowań, których losy splotły się na długie lata. Goj i Żyd, którzy dzielili się inspiracjami w znacznie większym stopniu, niż można by przypuszczać na podstawie ich powikłanych losów.
Kiedy armia państw Osi uderzyła na Związek Radziecki 22 czerwca 1941 roku, Dymitr Szostakowicz pracował już od czterech lat w Konserwatorium Leningradzkim, próbując odzyskać pozycję po okresie wielkiego terroru i dramatycznych potyczkach z cenzurą stalinowską, które skończyły się między innymi wycofaniem IV Symfonii. W porywie uczuć patriotycznych zgłosił się na ochotnika do udziału w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej, ale go nie przyjęto ze względu na wadę wzroku. Zaczęła się budowa umocnień wokół Leningradu, ruszyły ewakuacje uprzywilejowanych. Szostakowicz został w mieście. Wstąpił do straży pożarnej i pełnił dyżury na dachu Konserwatorium. We wrześniu Niemcy przekroczyli linię kolejową Moskwa-Leningrad. W kotle leningradzkim utknęło ponad dwa i pół miliona cywilów. Miesiąc później kompozytor zdecydował się na ewakuację. Przedostał się do Moskwy, skąd przerzucono go pociągiem do Kujbyszewa, gdzie skończył prace nad Symfonią Leningradzką. Wiosną 1943 roku dotarł z powrotem do Moskwy.
We wrześniu 1939 roku dwudziestoletni Mieczysław Wajnberg uciekł z Warszawy na Wschód, jak wielu innych polskich Żydów. Ojciec, matka i siostra zginęli w 1943 roku w obozie w Trawnikach, podczas Operacji „Dożynki”, przeprowadzonej na rozkaz Himmlera. W tym samym roku Wajnberg zakończył swoją tułaczkę. Po dwóch latach w białoruskim Mińsku i ewakuacji do Taszkientu osiadł na resztę życia w Moskwie: za namową i wsparciem Szostakowicza, który zachwycił się I Symfonią młodego kompozytora. Zamieszkali w sąsiedztwie. Zaprzyjaźnili się. Połączyła ich wspólnota ducha, moralności i pryncypiów estetycznych.
Sonatę h-moll Szostakowicz pisał tuż przed przeprowadzką z Kujbyszewa do Moskwy, w pierwszych miesiącach 1943 roku. Po długiej przerwie w komponowaniu na fortepian wyraźnie zmagał się z materią: stworzył dzieło niejednorodne, w pierwszej części dramatyczne, ujawniające jego mistrzostwo w operowaniu kontrapunktem, w drugiej powściągliwe i wyraźnie neoklasycyzujące, w trzeciej pełne emocji, przywodzące na myśl skojarzenia z finałem Sonaty b-moll Chopina. To muzyka konfliktu, znacznie bliższa „wojennym” sonatom Prokofiewa i językowi Leningradzkiej Szostakowicza, niż wcześniejszej o siedemnaście lat Sonacie op. 12. Tamta powstała w duchu rosyjskiego modernizmu, ta wpisuje się raczej w kontynuację spuścizny niemieckiego romantyzmu. Współczesnych rozczarowała. Dziś wstrząsa jako świadectwo dni, kiedy Szostakowiczowi „żyć było trudno”, a zarazem intryguje jako zapowiedź dojrzałych dzieł środkowego okresu jego twórczości.
Dwa cykle pieśni Wajnberga, tak zwane Pieśni dziecięce op. 13 i Pieśni żydowskie op. 17, łączy przedziwna klamra. Pierwsze powstały jeszcze w okresie taszkienckim, w 1943 roku, do tekstów Icchoka Lejba Pereca, klasyka literatury żydowskiej, pochodzącego z osiadłej w Zamościu rodziny sefardyjskiej. Kanwą tych drugich są wiersze Szmuela Halkina, jednej z czołowych postaci literatury jidysz w Związku Radzieckim, autora właściwie nieznanego w Polsce. Pieśni dziecięce w większości sprawiają wrażenie prościutkich i pogodnych w nastroju. Tematem pieśni z op. 17 jest dramat Wojny Ojczyźnianej. Wnikliwsza analiza odsłania jednak dojmujące pokrewieństwa: w gruncie rzeczy obydwa cykle są protestem przeciwko wojnie, tej postrzeganej naiwnie oczami dziecka i tej przeżytej głęboko przez dorosłego. Punktami kulminacyjnymi obydwu opusów są pieśni przedostatnie: Der yesoymes brivele, list sieroty do zmarłej matki, oraz Tife griber, royte leym – opowieść o masowych egzekucjach Żydów w Babim Jarze, w których zginęło co najmniej trzydzieści tysięcy ludzi.
Dużo się ostatnio pisze o wpływie Szostakowicza na Wajnberga. Mniej o inspiracjach odwrotnych. A przecież trudno sobie wyobrazić, żeby cykl Z żydowskiej poezji ludowej, zwłaszcza zaś ostatnie symfonie Szostakowicza powstały bez znajomości doświadczeń uciekiniera z Warszawy. Owe „tife griber, royte leym” – głębokie groby i czerwona glina – stały się dla obu metaforą pogardzanych wyrzutków, których twórczość zagrażała jedności opresyjnego porządku świata.

22 komentarze

  1. Janusz Szymański

    Dzień dobry! Świetna wiadomość. Z niecierpliwością czekam na kolejną, ciekawą płytę Pani Szmytki – bardzo piękna obwoluta. Jak zwykle interesujący tekst Upiora.

  2. Kan

    Jest już – chyba pierwsze? – nagranie opery „Idiota” Weinberga według Dostojewskiego (Tralla, Scheschaberg, Slepneva, B. Boyce, Mannheim Theatre Ch. and Orch., T. Sanderling). Szkoda że się u nas nie wykonuje Kwartetów Weinberga. Ech, gdyby tak je wziął po smyczki Kwartet Śląski albo nasi Royaliści! Warto, bo przecież Rosjanie już dawno się pogodzili z tym – bo sam tak chciał – że jest Mieczysławem. Bo może się zdarzyć, że nas ubiegnie któryś ze świetnych czeskich albo węgierskich kwartetów.

    • Komplet kwartetów Weinberga nagrał już brukselski Quatuor Danel. W ogóle płyt jest już całkiem sporo — cała muzyka fortepianowa (Franzetti), sonaty skrzypcowe (Kalnits, Csanyi-Wills), Olympia wydała prawie wszystkie (chyba) symfonie pod batutą Fiedosiejewa, Chandos wydaje ich nowe wykonania pod Svedlundem a Ósmą symfonię nagrała nawet FN pod Witem.

      • Ósmą pod znamiennym podtytułem „Kwiaty polskie”. Płyta z 2013 roku dla Naxos, bodaj przedostatni CD Wita dla tej wytwórni. Jest tego sporo, owszem, zwracamy tylko uwagę, że większość nagrań powstaje za granicą i bez udziału polskich muzyków.

      • Kan

        Z Weinbergiem w wykonaniu Kwartetu Danel mam, oprócz dobrych muzycznych, irytujące wspomnienia finansowe, bo mozolnie zbierałem pojedyncze płyty, a potem to wszystko wyszło w tanim boksie.

  3. Tak, nagranie „Idioty” jest ierwsze. Bardzo, bardzo dobre.
    Przy okazji polecam nagranie Tercetow Fortepianowych prze trojke wspanialych muzykow: Dmitry Sitkovetsky (skrzypce), David Geringas (wiolonczela) i Jascha Nemtsov (fortepian). Wydanie Hänssler Classic.
    W Holandii Weinberg cieszy sie wielkim powodzeniem i jego utwory sa czesto wykonywane.

    • Kan

      Na moje ucho wykonanie istotnie dobre, tylko wydaje mi się, że słabo się tutaj odnajduje Dostojewski, który chyba w ogóle niezbyt się poddaje operze.

  4. Warto jeszcze wspomnieć o nagraniach Sonat na skrzypce i fortepian (Maria Sławek i Piotr Różański) i Sonaty na kontrabas solo (Karol Kowal) dla wytwórni CD Accord oraz Koncertu skrzypcowego (z Eweliną Nowicką), Rapsodii mołdawskiej i X Symfonii z Amadeusem pod dyrekcją Anny Duczmal-Mróz dla CPO. Są też dwie płyty z muzyką orkiestrową Wajnberga w wykonaniu orkiestry z Omska pod Wasiliewem dla Toccata Classics. W Polsce muzyka tego kompozytora wciąż jest kojarzona przede wszystkim z Pasażerką, którą po premierze w TW-ON przyjęto z bardzo mieszanymi uczuciami. Pisałam o niej w 2010 roku na łamach „Ruchu Muzycznego”, tekst jest na starej stronie dwutygodnika, którą już nikt się nie zajmuje, więc wszystkie fonty się posypały. Ponieważ na stronie nowego miesięcznika archiwum nie działa i nie wiadomo, czy kiedykolwiek ruszy, dla zainteresowanych wklejam link ze strony e-teatr:
    http://www.e-teatr.pl/pl/artykuly/167967.html

    • Kan

      Rapsodia na tematy mołdawskie dokonana i wykonana przez Ewelinę Nowicką już funkcjonuje w świecie muzycznym, bo nagrał ją wraz Concertinem Weinberga, i to świetnie, Linus Roth. A do tego jeszcze niedokończoną Sonatę Szostakowicza na skrzypce i fortepian z 1945 roku. Porównywanie utworów Weinberga i Szostakowicza, o czym Pani pisała, jest frapujące i pouczające, bo istotnie wpływy są obustronne.
      Czy ktoś może wie, skąd się wziął niedokończony Kwartet Szostakowicza (tylko Moderato) nagrany przez The Alexander String Quartet (Foghorn Classics, vol. 2)? Wcześniej nigdzie tego nie spotkałem.

      • Jeśli to jest to, o czym myślę, to jakiś humbug. Ponoć Schnittke dostał kiedyś od Szostakowicza jakieś papiery i po dłuższym czasie się zorientował, że na odwrocie jest szkic części kwartetu. Było to na początku lat sześćdziesiątych. Wieść niesie, że to opracował, dokończył i po śmierci Szostakowicza doprowadził nawet do wykonania, jako utwór własny. Po śmierci Schnittkego weszły do akcji obydwie wdowy i zaczęły porównywać szkice po mężach. Więc tak do końca nie wiadomo, kto co napisał, sprawa nadal wzbudza kontrowersje – zwłaszcza wśród najbliższych obydwu kompozytorów – i na pewno żadnego pełnego kwartetu z tego nikt nie uskłada. No i nie jest to w żadnym razie ostatni kwartet Szostakowicza, bo jeśli nawet istotnie coś naszkicował, działo się to mniej więcej w czasie prac nad VIII Kwartetem.

  5. Kan

    Pięknie dziękuję za wyjaśnienie. Wdowy po twórcach rosyjskich to jest potęga! Niektóre, jak na przykład Mandelsztamowa, odegrały wspaniałą rolę, ale niektóre też nieźle namieszały.

  6. schwarzerpeter

    U nas (Toronto) rok temu G. Kremer gral z Trifonowem druga sonate skrzypcowa Weinberga (tak to sie tu pisze). Jeszcze przedtem Kremerata grala tez symfonię Weinberga. Doceniamy i nie lekcewazymy.

    • Bardzo się cieszę! (z doceniania i nielekceważenia) Co do pisowni, w Polsce też jeszcze częściej pisze się Weinberg, ja jednak obstaję – za Danutą Gwizdalanką – przy polskiej pisowni, stosowanej przez samego kompozytora przed wyjazdem z kraju.

  7. schwarzerpeter

    PS Mamy bilety – znowu na Kremeratę – ale dopiero za rok – Wajnberg wcisniety miedzy Parta i Mussorgskiego (symfonia kameralna numer 4). Widac, ze Kremer mocno go propaguje.

  8. Kan

    No i proszę, już jest między Partem i Musorgskim, wypada się tylko cieszyć i zazdrościć Wam programu. Kremer ogrywa znakomite nagranie Kremeraty z III Sonatą, Triem i Sonatiną Weinberga i właśnie z Trifonowem.
    Rzeczywiście, Wajnberg byłoby po polsku najwłaściwiej, ale obawiam się, że tego już się nie da zmienić. Jak jest w EM PWM? Bo ja w proteście przeciwko bandyckiej cenie nie kupiłem ostatniego tomu.

  9. ścichapęk

    Dobry wieczór! Jeszcze tu mnie nie było (znaczy byłem od początku, ale wyłącznie jako zażarty czytacz).
    Z tą wielością pisowni chyba musimy się jakoś pogodzić. W Polsce jestem oczywiście za Wajnbergiem, ale żeby zaraz pozbawiać Anglików, Niemców, Holendrów czy Amerykanów ich Weinberga/Vainberga, do którego przecież zdążyli się przez lata przyzwyczaić… Zwłaszcza że serię szesnastu kompaktów z jego muzyką pierwsza wydała jednak angielska Olympia (korzystając zresztą nie tylko z bogatych i wykonawczo świetnych zasobów radzieckich), później zaś tamtejsze Chandos i Toccata godnie przejęły pałeczkę. Niemieckim CPO i Neos również bardzo wiele na tym polu zawdzięczamy, a i holenderski Challenge (za sprawą wspominanego już Linusa Rotha) się ostatnio zasłużył. Mam też dwie płyty pochodzące z USA (RCA i Delos) z kameralistyką M.W. – obie łączy nb. arcydzielny Kwintet fortepianowy op. 18.
    Z każdym rokiem dyskografia kompozytora potężnieje (firm płytowych mających go w katalogu naliczyłem koło trzydziestu), może więc wkrótce doczekamy się rejestracji i innych oper (np. Portretu, który nie tak dawno udanie wystawiono w Poznaniu).
    I jeszcze dobra wiadomość dla Kana (i nas wszystkich): nie znam wprawdzie planów wymienionych przezeń rodzimych kameralistów, ale do kwartetów M.W. zabiera się nasz znakomity Apollon Musagete Quartet. Na razie widzę w repertuarze (podanym na stronie zespołu) tylko III Kwartet op. 14, lecz jestem dziwnie pewien, że chłopaki na tym nie poprzestaną. :-D

    • Upiór wita z otwartymi ramionami :) Bardzo dziękujemy za uzupełnienia. Tłumaczę się z obstawania przy Wajnbergu – oczywiście, nie ma sensu pozbawiać ludzi Zachodu Weinberga/Vainberga, skoro się już tak utarło, niemniej w Polsce, moim zdaniem, powinniśmy stosować pisownię, jakiej używał sam Wajnberg. Mam skądinąd nadzieję, że nikt nie pozbawi nas Szostakowicza i nie każe go zastąpić Shostakovichem, Schostakowitschem ani Chostakovitchem (albo Schostakóvichem, jak mają Hiszpanie, etc.). Nazwiska słowiańskie przysparzają zachodnim muzykom nie lada kłopotu – rozmawiałam z pewnym Anglikiem, który bardzo sobie chwalił współpracę z niejakim Dżindrą i bardzo się zdziwił, kiedy mu powiedziałam, że ten dyrygent nazywa się Jindra. Na pocieszenie (albo i nie) – my mamy podobnie z nazwiskami wielu muzyków z Zachodu :)

  10. ścichapęk

    Do przytoczonych przez Upiora wersji nazwiska wielkiego (w obu znaczeniach) przyjaciela Wajnberga dodałbym może jeszcze tę upiornie skrótową: Shakovich, którą uporczywie stosują na swoich stronach rozliczne e-sklepy. Widać całość za długa…

  11. Kan

    Teraz będzie juz tylko lepiej, bo pierwszy rewolucyjny krok translatorski został uczyniony. Ha!art wydał „Króla Ubu” w autorskim (sic!) tłumaczeniu maszynowym (sic, sic!). Rozumiem, że to niby taki żart lingwistyczny, ale mnie nie do śmiechu, bo już widzę naśladowców.

Skomentuj Dorota Kozińska Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *