Święta u niewierzących

Przez tyle lat anonsowałam kolejne numery „Teatru” z radością – dziś anonsuję z żalem po pewnej epoce, która nieodwracalnie dobiega końca. To już ostatnie numery miesięcznika w dotychczasowym kształcie i pod redakcją Jacka Kopcińskiego. Nadchodzi czas zmian: oby na lepsze, choć długa i na ogół piękna historia polskich czasopism kulturalnych zdaje się przemawiać na niekorzyść zmian raptownych i dokonywanych z zewnątrz. Dobrze mi było w „Teatrze”, miejscu, dokąd można było trafić z lewa, z prawa i ze środka, pod jednym wszakże warunkiem: że teatr, w moim przypadku operowy, kocha się całym sercem, uczy się go całe życie – jak najbliższej osoby, której obiecało się towarzyszyć na dobre i na złe – i pisze o nim odpowiedzialnie, żeby nie zrobić mu krzywdy. Wielu takich ludzi współpracowało i wciąż współpracuje z „Teatrem”, więc tym goręcej zapraszam do lektury.

Święta u niewierzących

W poszukiwaniu straconego Fausta

Po burzy esejów w związku z bożonarodzeniową odsłoną Actus Humanus postanowiłam dać Państwu odrobinę wytchnienia. Piętrzą się jednak inne zaległości, pora więc wrócić do zwyczajowego rytmu. Zacznę od zachęty do lektury najnowszego wydania „Raptularza”, z blokiem tekstów „faustowskich” – między innymi artykułem Wiesława Małeckiego o znaczeniu Fausta w kulturze niemieckiej; rozmową Maryli Zielińskiej z Hanną Wojtóściszyn, której debiut w roli Małgorzaty na scenie Teatru Narodowego uznano za najjaśniejszy punkt spektaklu w reżyserii Wojciecha Farugi; oraz moim esejem o recepcji Fausta Gounoda i nader luźnych związkach tej opery z arcydziełem Goethego. Na stronie Upiora wkrótce pojawią się też relacje z Moguncji, Wiednia i Londynu. Kto czeka na podsumowanie Czarnej maski w TW-ON, doczeka się na pewno, ale dopiero w lutowym numerze „Teatru”, ostatnim w dotychczasowym kształcie. Czytajcie, piszcie, dzielcie się uwagami i dobrym słowem. Wszystkim nam się przyda.

W poszukiwaniu straconego Fausta

Wszędzie tak samo

Zbliża się klęska urodzaju – proszę zaglądać codziennie, wkrótce rusza bożonarodzeniowa odsłona festiwalu Actus Humanus, z wyjątkowo w tym roku ciekawym programem. Wiele koncertów będę anonsować na bieżąco, a i tak jeszcze mnóstwo innego dobra w zanadrzu. Tymczasem zapraszam do lektury drugiego z moich tekstów w grudniowym numerze „Teatru”: felietonu, w którym wracam do niedawnych koncertów Academy of Ancient Music, ale nie tylko.

Wszędzie tak samo

Ośmiornicę daj mi, luby

No i wreszcie ukazał się listopadowy numer „Teatru” – zapewne jeden z ostatnich w dotychczasowym kształcie, ponieważ Instytut Książki, wydawca sześciu czasopism patronackich MKiDN, rozstrzygnie wkrótce konkurs – na redaktorów naczelnych wszystkich sześciu tytułów. Jak wszystkich, to wszystkich – w szranki musiał stanąć nawet „Dialog”, który dopiero wydźwignął się z kryzysu spowodowanego wyznaczeniem mu redaktora naczelnego w 2023 roku, jeszcze za poprzedniej władzy, i którego zespołem od marca 2024 kieruje Piotr Olkusz. Jedni się cieszą, drudzy niepokoją, wszyscy niecierpliwie czekają na werdykt, który poznamy już wkrótce. Tymczasem polecam esej Beaty Guczalskiej o sztuce aktorskiej zmarłego w lipcu Jerzego Stuhra; dwie rozmowy – Dominika Gaca z Tomaszem Rodowiczem, współzałożycielem Stowarzyszenia Teatralnego Chorea, oraz Magdaleny Figzał-Janikowskiej z Janem Duszyńskim, kompozytorem muzyki do spektaklu Antygony w Molenbeek Stefana Hertmansa w warszawskim Teatrze Dramatycznym; a także relację Tomasza Domagały z tegorocznego Festiwalu w Awinionie. Zapraszamy do lektury, również dwóch moich tekstów, z których pierwszy, recenzję Così fan tutte w TW-ON, udostępniam już dziś.

Ośmiornicę daj mi, luby

O Wandzie, co Niemca kochała

Wiele piszę – i na tej stronie, i gdzie indziej – o nieobecności polskich oper w repertuarach naszych teatrów. Dotyczy to także dzieł współczesnych, zamawianych i realizowanych rzadko, przeważnie od wielkiego dzwonu, przy okazji rozmaitych jubileuszy, w ramach nie do końca przemyślanych „projektów”, które owocują przygotowanymi na łapu-capu półinscenizacjami, przenoszonymi czasem na scenę właściwą jakiegoś teatru, by potem z niej zniknąć i już nie powrócić. Tak stało się z Wandą Joanny Wnuk-Nazarowej, bardzo porządnie napisaną operą „dla ludzi”, którą można by włączyć do programu sezonu niejednej sceny lub festiwalu – choćby i w koncertowym wykonaniu, byle świeżym i bezpretensjonalnym. Poniższy artykuł powstał przeszło rok temu i odnosi się przede wszystkim do źródeł inspiracji kompozytorki. Ocenę pierwszej i jak dotąd jedynej produkcji Wandy pozostawiłam kolegom po fachu. Tekst został uaktualniony przez redakcję portalu culture.pl informacją o wydaniu zapisu audiowizualnego prawykonania. Można zatem wyrobić sobie własną opinię o Wandzie, choć obiektywizm będzie wymagał przymknięcia oczu i puszczenia tego i owego mimo uszu. Ale moim zdaniem warto.

O Wandzie, co Niemca kochała

Śpiewająca na puszczy

Drodzy moi, w najnowszym numerze „Tygodnika Powszechnego” ukazał się mój artykuł o Oldze Pasiecznik: artystce niezwykłej i równie niezwykłym człowieku. Napisany z nieco innej perspektywy niż zwykle – trochę na marginesie niedawno wydanej książki Bez makijażu, czyli plonu rozmów Agaty Kwiecińskiej ze śpiewaczką – przede wszystkim jednak przefiltrowany przez pryzmat moich doświadczeń z jej sztuką i wielu osobistych spotkań, między innymi w ławie sędziowskiej Płytowego Trybunału Dwójki. Dużą rolę odegrało też własne uwikłanie w sprawy polsko-ukraińskie, sięgające zamierzchłych lat dzieciństwa – o którym, z oczywistych względów, w tekście nie wspominam, bo nie o tym ten esej. Zachęcam do lektury całego wydania „TP”, w którym jak zwykle dużo dobra i sporo tematów do głębszych przemyśleń.

Śpiewająca na puszczy

W jednym stali domu

Z przyjemnością anonsuję październikowy numer „Teatru”, a w nim między innymi blok materiałów Kafka w teatrze świata (esej Eryka Maciejowskiego, recenzje Joanny Królikowskiej i Julii Lizurek oraz rozmowa Dominiki Gac z reżyserem Maciejem Gorczyńskim); recenzję Jacka Marczyńskiego z opery site-specific Krystiana Lady D’ARC, do libretta Anki Herbut i Łukasza Barysa, z muzyką Dobrawy Czocher, Teoniki Rożynek, Wojciecha Błażejczyka, Rafała Ryterskiego, Juliusa Eastmana i Romana Padlewskiego; tekst Macieja Stroińskiego o Notesach Andrzeja Wajdy; oraz mój felieton z cyklu W kwarantannie. Zapraszamy do lektury.

W jednym stali domu

A jej dzieci niezliczone jak ryby

Dziś Międzynarodowy Dzień Muzyki, który powinien być okazją nie tylko do złożenia życzeń wszystkim, którzy bez muzyki żyć nie mogą, ale też głębszej refleksji nad jej kondycją w dzisiejszym niestabilnym świecie. Kiedyś jej miłośnicy byli niezliczeni jak ryby – niczym dzieci afrykańskiej wszechmatki Jemai. Tymczasem – jak wykazało niedawne badanie – trzy czwarte Polaków nigdy w życiu nie było w filharmonii ani w operze, i raczej się tam nie wybiera (będziemy o tym rozmawiać w dzisiejszej wieczornej Debacie Dwójki). Coraz trudniej się temu dziwić, skoro w domach się nie muzykuje, w szkołach z muzyką się nie oswaja, za to każdy solista, który odniósł sukces za granicą, jest Naszym Dobrem Narodowym, a każda instytucja muzyczna Świątynią Sztuki, w której sztab ludzi odpowiedzialnych za podtrzymywanie kultu – chórzyści, muzycy orkiestrowi, pracownicy techniczni i administracyjni – zarabiają z reguły poniżej średniej krajowej. Do nich właśnie – oraz do niestrudzonych edukatorów – kieruję życzenia najserdeczniejsze. A wszystkim rodzicom, których dzieci jeszcze nie były w operze – polecam wrocławski spektakl Yemaya, królowa mórz, którego premiera odbyła się dawno, dawno temu, ze dwie dyrekcje wstecz, czyli w 2019 roku, a jutro zostanie wznowiony i pójdzie trzykrotnie dzień po dniu. Spektakl z dobrą muzyką, dobrym librettem i dobrze wyreżyserowany – co docenili zarówno mali, jak i duzi odbiorcy minionych przedstawień. O tym, jak powstał i jak został przyjęty przez krytykę, pisałam dla portalu culture.pl. Może się przyda przed wyprawą do Świątyni… o przepraszam, do teatru.

A jej dzieci niezliczone jak ryby

Diagnostyka zaburzeń teatralnych

Upiór wciąż zaprzątnięty zgiełkiem życia codziennego, ale sumiennie anonsuje wrześniowy numer „Teatru”, a w nim między innymi „Najlepszy, najlepsza, najlepsi w sezonie 2023/2024″, czyli podsumowanie krytyków; rozmowę Anny Jazgarskiej z Wojciechem Niemczykiem; recenzję Marka Troszyńskiego z Dziadów Mickiewicza w Teatrze Liberty w Tbilisi; oraz swój kolejny felieton z cyklu W kwarantannie. Zapraszamy do lektury.

Diagnostyka zaburzeń teatralnych

Poszukiwacz pięknych dźwięków

Lato kończy się nieuchronnie – dla Upiora czas wyjątkowo intensywnych podróży, o których wkrótce będę pisać, i szczególnego w tym roku zamieszania, o którym pisać nie będę, chyba że w kolejnych felietonach. Pora wrócić do dawnego, intensywnego rytmu pracy. Za kilka dni relacja z tegorocznych Bayreuther Festspiele, a ściślej z pierwszych dwóch wieczorów Tetralogii w osławionym ujęciu Valentina Schwarza, w tym usłyszanej na żywo Walkirii z Vidą Miknevičiūtė i Michaelem Spyresem, pod batutą Simone Young, których debiut na Zielonym Wzgórzu komentowaliśmy na żywo w radiowej Dwójce z Marcinem Majchrowskim. A tymczasem niespodzianka: sylwetka młodego kompozytora muzyki chóralnej, z którego twórczością zetknęłam się po raz pierwszy w Londynie i od razu sobie pomyślałam, że pasuje mi do tamtejszej kultury wspólnoty, empatii i zwykłej potrzeby piękna. Tekst, opublikowany w współpracy z portalem culture.pl w wersji polskiej i angielskiej, udostępniam w dwóch linkach poniżej.

https://culture.pl/pl/tworca/michal-ziolkowski

https://culture.pl/en/artist/michal-ziolkowski