Wszystko ma swój czas
Złożyłam już Państwu życzenia świąteczne i teraz się zastanawiam, jak sformułować noworoczne, żeby nikogo nie dotknąć, a przy tym zawrzeć w nich wszystko, co dla nas ważne. I zdecydowałam się na cudownie neutralną staropolską formułkę „do siego roku”. Oby był jak najbardziej owocny, bo tyle jest do odbudowania, że będziemy mieć pełne ręce roboty. Spotkamy się tutaj za kilka dni, już pod znakiem 2022, a tymczasem, na pożegnanie 2021, zostawiam w prezencie esej na marginesie koncertu NOSPR, który odbył się 9 kwietnia bez udziału publiczności. Orkiestrą Gospodarzy dyrygował Kazuki Yamada, partię solową w utworze Prokofiewa zagrał Simon Trpčeski.
***
„Wraz z panem Prokofiewem na salę wkroczyła muzyka. Jego nowy Koncert absorbuje uwagę od pierwszego do ostatniego taktu. Partia fortepianu ciągnie się nieprzerwanie przez cały utwór – to nie jest żadne concertante, to niemal partia orkiestrowa! W tej kompozycji koloryt orkiestry służy przede wszystkim wyeksponowaniu palety brzmieniowej instrumentu solowego” – pisał rozentuzjazmowany krytyk po pierwszym wykonaniu III Koncertu C-dur w Wielkiej Brytanii – 22 kwietnia 1922 roku w Queen’s Hall, z udziałem London Symphony Orchestra pod batutą Alberta Coatesa i z twórcą przy fortepianie. Sukces Koncertu dojrzewał jednak miesiącami: grudniowa premiera w Chicago, pod koniec 1921 roku, z miejscową Orkiestrą Symfoniczną pod dyrekcją jej szefa Fredericka Stocka, spotkała się z dość chłodną oceną recenzentów i publiczności. Być może nie zaiskrzyło między kompozytorem a dyrygentem – skądinąd skutecznym promotorem twórczości najnowszej, począwszy od dzieł Mahlera, Skriabina i Schönberga, aż po amerykańskie premiery dzieł Hindemitha i Kodálya. Ale przecież drugie z kolei wykonanie, 26 stycznia 1922 roku w Nowym Jorku, przygotowane we współpracy z wymienionym już wcześniej Coatesem, skończyło się całkowitą porażką.
Albert Coates około 1920 roku. Zdjęcie ze zbiorów Biblioteki Kongresu w Waszyngtonie
Bardziej zatem prawdopodobne, że olśniewający inwencją – już to pełen humoru, już to uderzający sarkazmem, gdzieniegdzie liryczny Koncert C-dur – sam musiał się ułożyć w głowie i pod palcami Prokofiewa. Pierwsze szkice powstały ponoć w 1911 roku; dwa lata później Prokofiew zapisał melodię, która z czasem posłużyła mu za punkt wyjścia do Tema con variazioni w drugiej części utworu. Muzykolodzy datują początek właściwych prac nad III Koncertem na przełom lat 1916/17. Był to czas wyjątkowo burzliwy nie tylko w dziejach świata, ale i w życiu samego kompozytora. Wkrótce po piotrogrodzkim prawykonaniu I Symfonii Prokofiew uciekł przed wichrem historii do Stanów Zjednoczonych. Mimo wielu spektakularnych sukcesów za Oceanem nie wszystko układało się po jego myśli. Przygotowania do inscenizacji nowej, zapoczątkowanej jeszcze w podróży opery Miłość do trzech pomarańczy – którą zainteresował się Cleofonte Campanini, szef Chicago Opera Association – przerwały ciężka choroba i śmierć dyrygenta. Pochłonięty operą Prokofiew porzucił wszelkie inne zajęcia i wpadł w kłopoty finansowe. W kwietniu 1920 roku zdecydował się na powrót do Europy i odnowienie kontaktów z Ballets Russes Diagilewa. Postanowił też zajrzeć do wcześniejszych notatek, między innymi szkiców do III Koncertu fortepianowego, którym zajął się na dobre latem 1921 roku, podczas wakacji w Bretanii.
Leniwą kanikułę dzielił między komponowanie a długie spacery i partie szachów z innymi rosyjskimi emigrantami – wśród nich poetą Konstantinem Balmontem. Kilka lat wcześniej, jeszcze w Piotrogrodzie, poruszony grą Prokofiewa Balmont stworzył na poczekaniu sonet, który zainspirował kompozytora do napisania słynnych Visions fugitives op. 22. Tym razem było na odwrót: zaprezentowane poecie fragmenty Koncertu C-dur stały się natchnieniem dla wiersza. „W tobie niezwyciężony Scyta bije w tamburyn słońca”, zachwycał się Balmont. Jego egzaltowany język mimo wszystko trafnie oddaje esencję trzyczęściowego utworu, który mknie naprzód jak burza, nie dając chwili wytchnienia ani pianiście, ani orkiestrze, ani słuchaczom, porwanym wewnętrznym pulsem narracji. Sukces wykonania londyńskiego i paryski triumf pod batutą Kusewickiego w 1922 roku przesądziły o dalszych losach kompozycji, która na trwałe weszła do kanonu arcydzieł XX wieku i z czasem zyskała największą popularność spośród wszystkich pięciu koncertów fortepianowych Prokofiewa.
Równie powikłaną historię, choć niezakończoną powodzeniem za życia twórcy, miała pierwsza ze skomponowanych na pełny skład orkiestrowy symfonii Mendelssohna. Zaczęło się wkrótce przed proklamacją obchodów trzechsetnej rocznicy Confessio Augustana, czyli Wyznania Augsburskiego – podstawowej księgi luteranizmu, autorstwa Filipa Melanchtona, współtwórcy reformacji i najbliższego współpracownika Marcina Lutra. W 1580 roku Confessio Augustana weszła w skład Liber Concordiae, zbioru ksiąg wyznaniowych Kościoła luterańskiego, wydanego w Dreźnie dokładnie pięćdziesiąt lat po odczytaniu tekstu Melanchtona na sejmie Rzeszy w Augsburgu, 25 czerwca 1530 roku.
Mendelssohn, gorliwy luteranin, zabrał się do pracy nad okolicznościową symfonią już w roku poprzedzającym jubileusz, w nadziei przedstawienia utworu w Berlinie, w samo święto Pamiątki Wyznania Augsburskiego. Gra była warta świeczki: przed ambitnym dwudziestolatkiem rysowała się całkiem realna perspektywa berlińskiej kariery, poparta sukcesem dwukrotnego wykonania Pasji Mateuszowej Bacha w marcu 1829 roku, z zespołami Singakademie. Niestety, pech prześladował go na każdym kroku. Symfonia miała być gotowa w styczniu, tymczasem Mendelssohn rozchorował się ciężko na odrę i uporał się z partyturą dopiero w maju 1830 roku. Było już za późno, żeby przedłożyć utwór komisji. W odruchu desperacji próbował doprowadzić do wcześniejszego prawykonania w Lipsku, ale pomylił daty w terminarzu. Nie ustawał w wysiłkach przez kolejne dwa lata, wszyscy jednak odrzucali jego utwór, włącznie z François-Antoine Habeneckiem, szefem orkiestry Konserwatorium Paryskiego, który uznał ją za „zbyt uczoną”. Premiera zrewidowanej wersji odbyła się wreszcie w Berlinie, w 1832 roku, i przeszła bez echa. Mendelssohn stracił serce do swojej symfonii. Uznał ją za dzieło chybione, zrezygnował z dalszych wykonań i poszukiwań wydawcy. Partytura ukazała się drukiem dopiero w 1868 roku – stąd myląca numeracja i późny numer opusowy, choć V Symfonia w istocie jest Mendelssohnowską „Drugą”.
Wilhelm Hensel: portret Fanny Mendelssohn, późniejszej żony artysty, 1829
Porzucone dziecko brata ochrzciła Fanny Mendelssohn: mianem Symfonii „Reformacyjnej”. Niezwykle celnym, zważywszy nie tylko na okoliczności powstania, ale też znamienną dla Mendelssohna umiejętność gry z przeszłością, za której sprawą uznano go z czasem za prekursora muzycznego historyzmu. Początkowe Andante przywodzi na myśl niejasne skojarzenia ze stylem palestrinowskim. Przez wszystkie człony utworu przewija się motyw „drezdeńskiego amen”, czterogłosowej aklamacji chóralnej, skomponowanej przez Johanna Naumanna na potrzeby katolickiej katedry w Dreźnie. Podstawą części czwartej, ujętej w formę sonatową, jest pieśń Ein feste Burg ist unser Gott, zgodnie z tradycją ułożona przez Lutra podczas podróży na sejm w Augsburgu. Całość składa się w misterną opowieść o stopniowym zwrocie Niemiec w stronę protestantyzmu: muzyczny pomnik zwycięstwa reformacji, niedoceniony przez własnego twórcę.
Prokofiew zaczął pisać swój niezwykły koncert mniej więcej w tym samym wieku, w jakim Mendelssohn pożegnał się na dobre ze swą niezwykłą symfonią. Jest wyznaczona godzina na wszystkie sprawy pod niebem – widocznie każdemu inna.