Człowiek, którego tak długo szukaliśmy na próżno

Kochani, dziś będzie o czymś innym – na marginesie niedawnej premiery baletowej w łódzkim Teatrze Wielkim. Z początku nie myślałam, by dzielić się z Państwem krótkim esejem do książki programowej spektaklu w choreografii Lorki Massine’a. Zmieniłam zdanie, bo trudno o radośniejszy hymn na cześć życia niż historia Georgiosa Zorbasa we wszystkich możliwych odsłonach: tej prawdziwej i tych późniejszych, opowiedzianych głosami twórców i artystów. Obyśmy jak najprędzej otworzyli serca i umysły – tylko w ten sposób wrócimy do świata, który tak nagle przyszło nam porzucić. I tylko z takim nastawieniem odbudujemy go w lepszej i piękniejszej postaci. Uważajcie na siebie i mimo wszystko szukajcie radości – tu i teraz.

***

Grek Zorba istniał naprawdę. Nazywał się Georgios Zorbas, urodził się w 1865 roku w Kolindros, które wówczas leżało w granicach sandżaku salonickiego w imperium Osmanów. Był synem zamożnego macedońskiego gospodarza, właściciela ogromnych stad owiec, wypasanych nieopodal wioski Katafygio w Górach Pieryjskich, gdzie „Olimp się podnosi pełen mgły i śniegu”. Nastoletni Georgios, jeden z czworga rodzeństwa, wyuczył się tam zawodu drwala. Jego długie awanturnicze życie rozpoczęło się w latach 90. XIX wieku, kiedy wyjechał do Paleochori na Półwyspie Chalcydyckim i podjął pracę we francuskiej kopalni złota w Stratoniki. Zaprzyjaźnił się ze sztygarem Giannisem Kalkounisem i wkrótce – zgodnie z tamtejszą tradycją i zapewne za cichym ojcowskim przyzwoleniem – porwał jego córkę Eleni i spłodził z nią ośmioro dzieci. Spędzili razem przeszło dwadzieścia lat, aż do tragicznej śmierci Eleni podczas krwawych wydarzeń II wojny bałkańskiej.

Georgios Zorbas.

Pogrążony w żałobie Georgios wrócił w rodzinne strony i zamieszkał na krótko w domu swojego brata lekarza. W 1915 roku postanowił zostać mnichem w jednym z klasztorów na Świętej Górze Atos. Tam właśnie poznał Nikosa Kazandzakisa, młodszego niemal o pokolenie pisarza i filozofa z Krety, który po studiach na Uniwersytecie Ateńskim i w paryskim Collège de France zaciągnął się jako ochotnik na wojnę bałkańską, a w 1914 roku ruszył w pielgrzymkę po Grecji wraz z Angelosem Sikelianosem, poetą-mistykiem, głosicielem kultu przyrody i teorii jedności wszechrzeczy. Zorbas i Kazandzakis porzucili duchowe skarby Świętej Góry i ruszyli pospołu na Półwysep Mani – krainę antyosmańskich zbójców, warownych wież mieszkalnych i podziemnych jaskiń, utożsamianych przez miejscowych z mitycznym Styksem, główną rzeką Hadesu, przez którą posępny starzec Charon przeprawiał dusze zmarłych. Obydwaj mężczyźni zatrudnili się w odkrywkowej kopalni węgla brunatnego w meseńskiej wiosce Stoupa.

Po kilku latach ich drogi się rozeszły. W 1922 roku Zorbas osiedlił się w Królestwie Jugosławii, zabierając ze sobą swoją najmłodszą córkę Katerinę. Kupił kilka kopalń w okolicy serbskiego miasta Nisz i pod macedońskim Skopje na obszarze ówczesnego Carstwa Bułgarii, w 1940 roku wydał córkę za bogatego kupca w Belgradzie i rok później umarł. Losy jego odległych potomków toczyły się mniej fortunnie. Jego prawnuczka, nosząca podobnie jak babka imię Katerina, przyjechała do ojczyzny na stypendium; wyrzucona ze studiów po niezdanym egzaminie, pracowała nielegalnie jako kelnerka w kawiarniach na obrzeżach Aten, starając się bezskutecznie o greckie obywatelstwo i ukrywając się przed władzami w obawie przed deportacją do Serbii. Jego prawnuk Pavlos Sidiropoulos był jednym z pierwszych greckich rockmanów śpiewających w ojczystym języku; zmarł w 1990 roku, w wieku zaledwie 42 lat, po przedawkowaniu heroiny.

Nikos Kazandzakis w 1904 roku.

Kazandzakis zabrał się do pisania swojej powieści Víos kai Politeía tou Aléxē Zorbá (Życie i przypadki Aleksisa Zorby) na wieść o śmierci dawnego przyjaciela. Książka ukazała się w Atenach w roku 1946. Już w scenie otwierającej autor nie pozostawia wątpliwości, że narratorem jest on sam: samotny, zagubiony grecki inteligent, siedzący w portowej tawernie w Pireusie i pogrążony w lekturze Boskiej komedii Dantego, w której szuka pociechy od swoich egzystencjalnych zgryzot. Chwilę potem w tawernie pojawia się tajemniczy sześćdziesięciokilkuletni mężczyzna. Ma na imię Aleksis. Szuka pracy – i ma nadzieję ją znaleźć, bo jest człowiekiem wielu talentów: górnikiem, kucharzem, tancerzem, gawędziarzem, niestrudzonym kochankiem i uroczym awanturnikiem. Tak zaczyna się ich dziwna przyjaźń, która do złudzenia przypomina prawdziwą męską relację między Kazandzakisem – młodym, komunizującym arystokratą – a starszym o niespełna dwadzieścia lat wdowcem, który po śmierci ukochanej żony musiał zbudować cały swój świat od nowa.

W powieści Kazandzakisa niewiele się dzieje, a przecież nie sposób się od niej oderwać. Wątki zazębiają się w niej, łączą i gmatwają niczym ścieżki w labiryncie kreteńskiego Minotaura. Historia nieudanych przedsięwzięć górniczych i tartacznych nieporadnego mola książkowego splata się z powikłanym losem starzejącego się Aleksisa, naiwny buddyzm narratora zderza się z nieodpartym optymizmem Zorby, w tle przyjaźni rodzącej się między bohaterami przewija się wątek tęsknoty młodego intelektualisty za jego duchowym mistrzem Stavridakisem, który wyruszył na Kaukaz, żeby wspomóc tamtejszych Greków, walczących w jednej z armii Imperium Rosyjskiego.

Grek Zorba jest powieścią dojmująco zmysłową. Z kart książki aż bije zapach dzikiej szałwii, greckiej mięty i tymianku; starej kokoty Hortensji, która roztacza wokół siebie woń kwitnących gajów pomarańczowych; aromat cytryn i migdałów; kreteńskiego wina i potrawki z królika. Dionizyjską naturę Zorby reprezentuje taniec, którym stary Grek rozwiązuje wszystkie dręczące go problemy, nie próbując ich nawet definiować – taniec w rytmie santuri, greckich cymbałów, z którymi Zorba się nie rozstaje i dba o nie jak o własne dziecko. To dzięki Zorbie – który rozprawia o wojnie, seksie i religii „z pierwotną siłą, błagalnie, rozkazująco” – narrator uczy się dostrzegać ulotną zmysłowość otaczającego go świata. Dzięki niemu oswaja śmierć, która tej historii objawia się pod wieloma postaciami: od z pozoru nieistotnej śmierci motyla, który zbyt wcześnie wydostał się z poczwarki, poprzez zgon „Bubuliny” Hortensji, odejście mnichów Gabriela i Zachariasza, wioskowy lincz na ponętnej wdowie, aż po poprzedzoną przeczuciem śmierć Stravridakisa.

Anthony Quinn (Aleksis Zorba) i Alan Bates (Basil) tańczą sirtaki. Kadr z filmu Michaela Cacoyannisa (1964).

Trudno oprzeć się refleksji, że w Greku Zorbie Kazandzakis dokonał też rozrachunku z bólem rozstania. Po „pięknej katastrofie” kolejki linowej do transportu ściętych pni bohaterowie zdają sobie sprawę, że pora zacząć wszystko od nowa. Po swojemu, na własną rękę. Pierwotny, dionizyjski żywioł Aleksisa bierze górę nad apollińskim umiarem narratora. Interes nie wypalił. Trzeba wziąć się za ręce i odtańczyć nad brzegiem morza ekstatyczny pląs pojednania z teraźniejszością. Radość jest tu i teraz – bez niej tracą znaczenie wszelkie skarby, zarówno materialne, jak i duchowe.

Na tym nie kończą się jednak losy książkowych bohaterów. Zmęczeni tańcem, zasypiają w swoich objęciach. To już ostatnie ich wspólne chwile. Narrator wkrótce opuści wyspę, nieszczerze deklarując chęć powrotu. Zorba wyczuje w jego słowach fałsz. Pogodzą się, kiedy z nieba spadnie gwiazda i stary Grek zaśpiewa przyjacielowi melodię z młodości. Miną lata. Obydwaj wymienią między sobą kilka listów. Kiedy Zorba znów się ożeni i zaprosi dawnego wspólnika, żeby przedstawić mu swoją żonę Lubę, narrator odmówi. Spodziewa się rychłej śmierci Aleksisa i zamiast zniszczyć wspomnienie minionych doświadczeń, woli je przelać na papier. Wkrótce nadejdzie list od nieznajomego nauczyciela z serbskiej wioski pod Skopje. Napisany łamaną niemczyzną. Wyczuty przez narratora jakimś szóstym zmysłem. Zorba umarł. Ale tuż przed śmiercią powiedział, że tacy ludzie jak on powinni żyć tysiąc lat.

Jest nadzieja, że jego życzenie się spełni. Grek Zorba istniał naprawdę. Odżył w powieści Nikosa Kazandzakisa. Stanął wszystkim przed oczyma w filmie Michaela Cacoyannisa. Zawojował Broadway w musicalu Johna Kandera. Zatańczy sirtaki w balecie Lorki Massine’a z muzyką Mikisa Theodorakisa. Zorba jest wieczny – jak drewno, jak kamień, jak wino i ziemia, po której stąpamy. Żeby w to uwierzyć, trzeba odrobiny fantazji. Bo jeśli tego brak, szefie…

5 komentarzy

  1. Szanowna Pani Doroto Kozińska,

    bardzo ucieszylem sie trafiwszy na Pani artykul, ale w miare czytania go budzily sie we mnie coraz wieksze watpliwosci.

    „Grek Zorba” moze i faktycznie istnial, ale jako kto? Na ile byl przedstawiony jako realna osoba, a na ile byl jedynie inspiracja do rozwazan autora nad droga i sensem zycia?

    „Grek Zorba istniał naprawdę”, moze okazac sie podobnym stwierdzeniem do tego, ze „Winnetou byl postacia historyczna”. Zawsze jakiegos Indianina o podobnym imieniu bysmy do tego bohatera powiesci Karla Maya dopasowali.

    Oto moje watpliwosci:

    1. Alexis Zorbas (ksiazkowy) urodzil sie w 1855 roku, podczas gdy opisywana przez Pania postac Georgiosa Zorby urodzila sie 10 lat pozniej.
    2. Alexis Zorbas mial troje dzieci: corke, ktora zaszla w ciaze przed slubem, pierworodnego syna, ktory zmarl w wieku 3 lat na Chalkidiki i prawdopodobnie kolejnego syna, ktorego miala urodzic mu ostatnia zona Liuba, o ktorej pisze w liscie z Serbii do Szefa. Wtedy byla dopiero w ciazy a Zorba wyrazal jedynie nadzieje, ze bedzie to syn. Liuba miala dwoje dzieci z pierwszego malzenstwa. Czyli razem z ewentualnie adoptowanymi, Alexis Zorbas mogl posiadac co najwyzej 5 dzieci. Georgios Zorbas posiadal wedlug Pani wiedzy 8 dzieci z jedna zona Eleni.
    3. Alexis Zorbas w latach 1920/21 przebywal wraz z Szefem (autorem) na Krecie, na przeciwległym krancu wyspy od Iraklionu (dzien drogi mulem) podczas, gdy Georgios Zorbas na Krecie, wedlug Pani wiedzy, nigdy nie byl.
    3. Autor ksiazki, ktory wcielil sie w postac Szefa, twierdzi bedac z Alexisem Zorba na Krecie w 1920/21 roku, ze nie posiada zony ani dzieci. Utrzymywal wtedy nawet romans z kretenska wdowa. Tymczasem autor ksiazki Nikos Kazandzakis w 1919 byl juz ministrem opieki spolecznej i nie mogl przebywac od jesieni 1920 do 2 maja 1921 na Krecie. Dodatkowo byl w tym czasie juz zonaty z Galatią Aleksiu w latach 1911-1926 i raczej niechetnie opisywalby swoja malzenska zdrade.

    (Tak troche juz poza trescia Pani artykulu, ale tematem nas interesujacym jest przeciez autentycznosc postaci Zorby i to co wniosl do naszego zycia)

    5. Grek Zorba (czy to Alexis, czy Georgios) nie byl wcale Grekiem a Macedonczykiem. Tam sie urodzil i te tereny nalezaly w 1855 roku i w roku 1865 do Macedonii, co wypominaja Zorbie Kretenczycy w powiesci – przy czym on sam uwazal sie za Balkanczyka- bezpanstwowca.

    6. Taniec, ktorego uczyl Alexis Zorbas Szefa po katastrofie kolejki, to zeibekiko a nie sirtaki, choc caly swiat popkultury uwaza, ze taniec Zorby, to wlasnie sirtaki. A przeciez to zeibekiko jest esencja i jednoczesnie konkluzja poszukiwan autora ksiazki – polaczeniem ducha i ciala, odpowiedzia i wyrazem czym jest zycie i wskazaniem jak zyc.

    Pani Doroto, czy jest Pani w stanie wskazac na zrodla, do ktorych Pani siegnela piszac ten artykul? Biografii autora nie pisala jego pierwsza zona, a tylko ona, ewentualny Zorba i sam autor mogli znac prawde.

    Sprawuje funkcje kogos w rodzaju nauczyciela medytacji. Od jakiegos czasu polecam te ksiazke swoim sluchaczom, prowadzac spotkania Jaskini Spokoju. Poswiecilem wiele czasu, aby odkryc czy Alexis Zorbas istnial naprawde i czy narratorem faktycznie jest autor a nie fikcyjna postac.

    W moim odczuciu cala ksiazka jest fikcja literacka i nie ma najmniejszej pewnosci, czy madrosci zyciowe, zawarte w slowach i czynach Alexisa Zorby, a to jest esencja tej ksiazki i naszych dociekan, nie byly czystym wymyslem autora. Wszystko na to wskazuje, poniewaz JEDYNA wspolna cecha Alexisa i Georgiosa Zorby jest NAZWISKO. Nie posiadamy, a przynajmniej ja nie posiadam takiej wiedzy, czy autor jakiegokolwiek Zorbe poznal osobiscie, a jesli nawet go poznal, to kim Zorba tak naprawde byl i na ile go autor literacko ubarwil. Ksiazka sama w sobie zawiera sporo niescislosci, ktorymi juz Pania nie bede zanudzal, ale na Pani zyczenie chetnie przekaze cala liste.

    Chcialbym Pania prosic o zrodla, z ktorych Pani skorzystala piszac ten atykul.

    Moja intencja nie jest podwazanie wiarygodnosci Pani jako latynisty, krytyka, czy tłumacza. Moja intencja jest dotarcie do prawdy, ktora jest moim zdaniem bardzo niejasna, a o ktorej Pani pisze w moim odczuciu z duza doza pewnosci – prosze nie odebrac tego jako zarzutu.

    „Jestem milosnikiem prawdy” i wole przedstawiac postac Zorby jako piekna, godna polecenia legende a nie upierac sie, ze ktos taki istnial naprawde, postepowal zgodnie z opisem, a slowa, ktore wyglaszal, byly slowami jego serca a nie rozterkami poszukiwan autora Nikosa Kazandzakisa, ktory odpowiedzi na swoje pytania nigdy nie odnalazl, o czym przekonujemy sie z jego kolejnych ksiazek.

    Bylbym bardzo Pani zobowiazany za udzielenie rzetelnej odpowiedzi.

    Z wyrazami szacunku,
    Yoshi.

    „Wykonywana w polowie praca, wyrazane w polowie mysli, polgrzesznicy i polswieci doprowadzili ten swiat do oplakanego stanu, w jakim sie dzis znajduje. Idz prosto do celu, wal smialo, nie boj sie, a zwyciezysz!
    BOG BARDZIEJ NIENAWIDZI POLDIABLA NIZ ARCYDIABLA!”

    Alexis Zorbas
    Z ksiazki:
    „Grek Zorba”
    Wydawnictwo Muza 2016
    Str. 284

    • Szanowny Panie,
      Georgios Zorba istniał naprawdę, a książka „Grek Zorba” jest fikcją literacką, a nie biografią – stąd oczywiste rozbieżności, które Pan tak pracowicie tutaj wyłuszczył. Kwestia przyjaźni Kazandzakisa z Zorbą nie podlega dyskusji – w eseju po prostu zestawiłam powszechnie znane fakty z życia pisarza oraz pierwowzoru jego powieści z fikcją literacką. Pański komentarz sugeruje, jakobym bezpodstawnie uznała „Greka Zorbę” za książkę biograficzną – co jest całkowitym nieporozumieniem, uniemożliwiającym dalszą rzeczową dyskusję.
      Co do 5 – napisałam przecież, że Georgios Zorbas był synem synem zamożnego macedońskiego gospodarza.
      Co do 6 – myli się Pan. Sirtaki jest tańcem pseudoludowym, opracowanym przez choreografa Giorgosa Proviasa specjalnie na potrzeby filmu Cacoyannisa. Jeśli do czegoś nawiązuje, to konstantynopolitańskiego chasapiko (kroki wolne) i jego serbskiej odmiany chasapoveriko (kroki szybsze). Zeibekiko, czyli taniec orła, to całkiem inna bajka – nie ma kroków, tylko figury, i nie jest tańczony ramię w ramię, tylko przez dwóch mężczyzn twarzą w twarz.

      • Szanowna Pani,

        pisze Pani:
        „Pański komentarz sugeruje, jakobym bezpodstawnie uznała „Greka Zorbę” za książkę biograficzną.”

        Absolutnie Pani tego nie zarzucam. Widzac jednak niescislosci w ksiazce w stosunku do biografii, zwrocilem sie do Pani o pomoc jako osoby posiadajaca wieksza wiedze ode mnie, liczac na to, ze pomoze Pani mi w rozwiazaniu zagadki, ktora mnie nurtuje, a ktora w tym czym sie zajmuje i dla ludzi, ktorzy chca isc ta droga jest bardzo wazna.

        Pisze do Pani: „Moja intencja nie jest podwazanie wiarygodnosci Pani jako latynisty, krytyka, czy tłumacza. Moja intencja jest dotarcie do prawdy, ktora jest moim zdaniem bardzo niejasna.”

        Wydaje mi sie, ze zle Pani zrozumiala moje intencje. Nie chce Pani urazic, ale mam wrazenie, ze nie dosc uwaznie przeczytala Pani moj post. Tak jak wspomnialem, w moich poszukiwaniach waznym jedynie jest, nie czy istnial jakikolwiek czlowiek o nazwisku Zorba i czy autor go znal, tego nie podwazam. Waznym bylo dla mnie to, czy postawa zyciowa opisywanej osoby byla wymyslem autora, czy autentyczna. Czy faktycznie istnial czlowiek, potrafiacy zyc pelnia zycia, czy to tylko fikcyjna osobowosc stworzona przez autora, w ktora ubral poznana w zyciu swoim osobe Zorby.

        Pisze Pani:
        „myli się Pan. Sirtaki jest tańcem pseudoludowym”

        W zadnym slowie mej wypowiedzi tego nie podwazalem. Pisalem o czyms innym:

        „Taniec, ktorego uczyl Alexis Zorbas Szefa po katastrofie kolejki, to zeibekiko a nie sirtaki, choc caly swiat popkultury uwaza, ze taniec Zorby, to wlasnie sirtaki. A przeciez to zeibekiko jest esencja i jednoczesnie konkluzja poszukiwan autora ksiazki – polaczeniem ducha i ciala, odpowiedzia i wyrazem czym jest zycie i wskazaniem jak zyc. „

        A oto cytat z ksiazki:

        „Na poczatek naucze cie zebekiko. To taniec wojenny. My, tam w gorach, tanczylismy go przed bitwa”

        „Grek Zorba” Wydawnictwo
        Muza 2016
        Str. 355

        Dalej nastepuje opis jak Zorba uczy Szefa tanczyc taniec ZEIBEKIKO a nie sirtaki.

        Zatem wedlug ksiazki, nie minalem sie z prawda.

        Dodatkowo pisze, ze ten akapit nie dotyczyl Pani artykulu.

        Pisalem:
        „(Tak troche juz poza trescia Pani artykulu…)”

        Oczekiwalem pomocy, jak juz wyzej pisalem. Prosilem o Pani zrodla, tymczasem napisala mi Pani o wiedzy powszechnej. Ta wlasnie jest, jak sie okazuje, fikcja.

        Jak Pani wspomniala, taniec sirtaki powstal na potrzeby filmu, ktory powstal po napisaniu ksiazki. Sam sie zastanawiam jak zatem jest to mozliwe, aby na str. 27 wspomnianej wyzej ksiazki autor wlozyl w usta Zorby slowa:
        „Jesli bede w nastroju – zagram. Nawet zaspiewam. A nawet zatancze zeibekiko i SIRTAKI.”

        Z tego wynikaloby, ze albo tlumacz mocno ingerowal w tresc ksiazki, lub sirtaki istnialo duzo wczesniej i powszechna wiedza znow wyprowadza nas na manowce. Ale to juz inny temat.

        Wiec spytam raz jeszcze najjasniej jak potrafie:

        Czy dysponuje Pani potwierdzona wiedza, ze postac Zorby zachowywala sie, zyla, postrzegala swiat jak to opisal autor?

        Z wyrazami szacunku
        Yoshi

        • Serdeczności! Niestety, nie dysponuję. Pisarze mają to do siebie, że przedstawiają źródła swoich inspiracji w krzywym zwierciadle, naginają ich biografie do własnych celów i potrzeb. Tak powstaje literatura – czasem wielka, czasem miałka. Nie mnie oceniać pisarzy. Chciałam tylko zwrócić uwagę, że Kazandzakis Zorby sobie nie wymyślił. A co z nim zrobił – to już materiał do dalszych rozważań. Ja tylko podałam garść informacji biograficznych i ubrałam całość w formę eseju.

          • Bardzo serdecznie dziekuje Pani za poswiecony mi czas i odpowiedz. Szczerze chcialbym, by osoba, ktora moim zdaniem Anthony Quinn odegral fenomenalnie, istniala realnie. Mielibysmy przyklad, ze szczescie mozemy czerpac zarowno z rozkoszy zycia jak i z ciezkiej pracy. Ze mozemy dzielic sie szczesciem i obdarowywac nim innych. Nie dzielic ludzi ze wzgledu na narodowosc, rase, wyznanie a nawet na tych „dobrych” i „zlych”.

            No, ale wyglada na to, ze to pozostanie juz tajemnica pisarza.

            Pozdrawiam serdecznie i jeszcze raz dziekuje.
            Namaste.

            Y.

Skomentuj Dorota Kozińska Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *