Trubadur Garibaldiego

Tak długo zwlekałam z relacją z Winslow, aż bomba wybuchła – tyle że zupełnie gdzie indziej. Niespełna miesiąc przed otwarciem nowego sezonu w Bayreuth gruchnęła wieść, że Roberto Alagna wycofał się z roli tytułowej w nowej inscenizacji Lohengrina pod batutą Christiana Thielemanna i w reżyserii Yuvala Sharona. Ponoć z nadmiaru innych obowiązków nie zdążył nauczyć się roli. Groteskowość tych wyjaśnień tylko potwierdza obawy towarzyszące mi od chwili, kiedy nazwisko francuskiego tenora pojawiło się w obsadzie. Nie w tym jednak rzecz. Dyrekcja Bayreuther Festspiele ogłosiła komunikat w tonie lekkiej paniki, informując publiczność, że „intensywnie” szuka zastępcy. Jak to? Czyżby wykonawca tak poważnej partii w teatrze tej rangi nie miał żadnego dublera? Zapewne miał, ale w dzisiejszych czasach dubler nie jest od tego, żeby w podobnej sytuacji wyjść na scenę, tylko żeby odwalić za gwiazdę czarną robotę podczas prób do spektaklu. W najsłynniejszych teatrach świata coraz częściej występują nazwiska, a nie śpiewacy. To nazwiska – nie kunszt wokalny – napędzają sprzedaż biletów i gwarantują przedsięwzięciu rozgłos, mierzony liczbą materiałów w mediach, lajków na portalach społecznościowych i komentarzy wniebowziętych fanów, pozujących do zdjęć u boku operowych celebrytów.

Opera często szła w parze ze złym smakiem, nigdy jednak nie odbywało się to aż takim kosztem artystycznym. Wkrótce się dowiemy, kto zastąpi Alagnę. Zakładać można się już dziś, bo w grę wchodzi raptem kilku śpiewaków. Oby trafiło na takiego, który da sobie z tą partią radę. W kolejce czeka kilkunastu innych, którzy nie mają najmniejszych szans na występ w wieczorze otwarcia, choć często w niczym nie ustępują pewniakom, a czasem są od nich lepsi. Właśnie dlatego uparcie nakłaniam moich Czytelników, żeby odwiedzali teatry skromniejsze, za to bardziej oddane idei formy operowej – z jej nieodłącznym wymogiem dbałości o styl i ofiarnej pracy w zespole kierowanym przez mądrego dyrygenta. O klasie śpiewaka nie świadczy umiejętność wykrzyczenia swej partii na scenie rozmiarów hangaru dla odrzutowców. Tak zwane duże głosy odsłaniają pełnię swych walorów tylko wówczas, kiedy mogą różnicować koloryt brzmienia w całej skali dynamicznej. Wokaliści powinni rozumieć, o czym śpiewają, bez kłopotu dogadywać się z reżyserem, orkiestrą i resztą obsady.

Trubadur w Winslow Hall Opera. Scena zbiorowa w obozie Cyganów. Fot. WHO.

Na szczęście są jeszcze tacy muzycy i tacy realizatorzy, choć zwykle muszą zaciskać pasa i spełniać swoje marzenia za psi grosz. Bywa, że z rezultatem o niebo lepszym niż w przypadku kosztownych produkcji na scenach pierwszej ligi. Dziś jednak napiszę o czymś innym: o przedsięwzięciu, które ani myśli ścigać się z gigantami ani z garstką ambitnych idealistów. Winslow Hall Opera, którą odwiedziłam po raz pierwszy w ubiegłym roku, pod wieloma względami nosi cechy wielkopańskiej fanaberii, służy jednak dobru wspólnemu – ściślej, zaspokaja kulturalne i towarzyskie potrzeby lokalnej społeczności, proponując jej teatr klarowny i doświadczany z bliska, śpiew co najmniej przyzwoity, choć w wykonaniu artystów młodych lub szerzej nieznanych, w ogólnym zaś rozrachunku: zachętę do dalszego obcowania z operą, na przykład w odległym o niespełna sto kilometrów Londynie.

Oliver Gilmour, brat właściciela Winslow Hall i dyrektor artystyczny Opery, przygotowuje tylko jeden spektakl rocznie – za każdym razem są to dzieła z żelaznego repertuaru, które z pewnością przyciągną tutejszych melomanów. Przedstawienia odbywają się na maleńkiej scenie pod brezentowym namiotem, zmontowanej wprost na trawniku rezydencji, który w przerwie przeistacza się w malownicze pole do piknikowania – ulubionej rozrywki bywalców angielskich oper w plenerze. W tym sezonie wybór padł na Trubadura, do którego – oprócz aspirujących śpiewaków z Anglii – Gilmour zaprosił solistów, z którymi miał okazję współpracować wcześniej za granicą, między innymi w Bułgarskiej Operze Narodowej w Sofii, gdzie w latach 1990. piastował funkcję pierwszego dyrygenta. Tsvetana Bandalovska, niezła Amelia z ubiegłorocznego Balu maskowego, okazała się jeszcze bardziej przekonującą Leonorą, lepiej sprawił się także Vasile Chişiu w roli hrabiego di Luna, choć rozśpiewywał się równie długo, jak poprzednio w partii Anckarströma. Wszystkie partie drugoplanowe zyskały godnych wykonawców – ze szczególnym wskazaniem na świetnego aktorsko i obdarzonego pięknym barytonem Pirana Legga (Ferrando). Argentyński tenor Pablo Bemsch, w latach 2011-13 stypendysta Jette Parker Young Artists Programme w ROH, zbudował postać Manrica na miarę sceny znacznie ambitniejszej niż Winslow Hall Opera: śpiewak dysponuje głosem urodziwym, wyrównanym w barwie i prowadzonym na swobodnym, szerokim oddechu. Szkoda, że fenomenalnie uzdolniona Norweżka Siv Iren Misund nie włożyła trochę więcej trudu w opanowanie partii Azuceny – jej soczysty i gęsty mezzosopran z prawdziwie kontraltowym dołem wywarłby na mnie piorunujące wrażenie, gdyby nie liczne wpadki tekstowe. Orkiestra w okrojonym składzie towarzyszyła solistom sumiennie, choć bez specjalnej finezji – warto jednak podkreślić, że Gilmour narzucił jej w tym roku ostrzejsze tempa i włożył więcej pracy w organizację pionów harmonicznych, z korzyścią dla intonacji i pulsu całości.

Siv Iren Misund (Azucena). Fot. WHO.

Inscenizacja znów przypadła w udziale Carmen Jakobi. Po Balu maskowym, z akcją osadzoną w czasie panowania szwedzkiego króla Gustawa III, reżyserka przeniosła Trubadura w realia Risorgimenta, ściślej zaś wojny włosko-austriackiej i zajadłych starć między oddziałami Garibaldiego a wojskami generała majora Kuhna von Kuhnenfelda. I tak hrabia di Luna został austriackim oficerem, a Manrico – żołnierzem Korpusu Strzelców Alpejskich, przez co rywalizacja dwóch mężczyzn o względy Leonory zyskała dodatkowy wymiar polityczny. Z drugiej strony, zabieg reżyserski Jakobi uprawdopodobnił relacje łączące Manrica z Azuceną – wychowany przez Cygankę ochotnik Garibaldiego przemawia jednak mocniej do wyobraźni niż cygański trubadur. Symbolikę tragicznego konfliktu między siłami zemsty, zazdrości i miłości podkreśliły stylowe kostiumy, których autorka (Penny Latter) uciekła się do pewnego anachronizmu: ubrała Manrica w czerwoną koszulę uczestników wcześniejszej o sześć lat wyprawy tysiąca, znacznie lepiej kojarzoną z Garibaldim niż stroje Strzelców Alpejskich. Działania aktorskie, jak zwykle u Jakobi poprowadzone czytelnie i precyzyjnie, rozegrały się na tle abstrakcyjnej łuny, „pożyczonej” z ryciny Francisca Goyi Escapan entre las llamas, z cyklu Okropności wojny (scenografia Paul Webb). Zmianę scenerii sugerowano jedynie światłem (Matt Cater) i odsłanianiem pojedynczych paneli tła – w taki sposób, by puste miejsca odzwierciedlały balkon Leonory, klasztorny krzyż, zakratowane okno celi Manrica. Maksimum teatru przy minimalnym nakładzie środków.

Scena w klasztorze. Na pierwszym planie Tsvetana Bandalovska (Leonora) i Mari Wyn Williams (Inez). Fot. WHO.

Trudno porównywać Winslow Hall Opera nawet z bezpretensjonalną letnią operą w Longborough. To teatr prawdziwie sąsiedzki, wspólnotowy, wzbudzający we mnie osobliwe skojarzenia z dawnymi kinami objazdowymi. Dobrze pamiętam z dzieciństwa te furgonetki, dzięki którym nawet najmniejsza osada przez kilka godzin mogła pochwalić się własną salą kinową. Dzięki inicjatywie braci Gilmourów kilkutysięczne Winslow w Buckinghamshire przez kilka dni w roku może pochwalić się własną operą.

2 komentarze

  1. Janusz Szymański

    Dzień dobry, wreszcie w Bayreuth „polski” wieczór – Lohengrina zaśpiewa Piotr Beczała a Telramunda Tomasz Konieczny. Pozdrawiam i czekam z nadzieją na niecodzienne przeżycie muzyczne.

    • Emocji było sporo, przyznaję! Do Bayreuth, niestety, nie dotrę, trzymam kciuki za całą obsadę i będę wyglądać zapisu spektaklu na DVD – także ze względu na reżyserię Yuvala Sharona. Zastrzyk świeżej krwi z pewnością się Bayreuth przyda – w kolejnych sezonach czekam na prawdziwe czarne konie, bo ostatnimi laty nasłuchałam się po świecie znakomitych, a wciąż jeszcze niedocenionych głosów wagnerowskich. Serdeczności.

Skomentuj Janusz Szymański Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *