Moje pokolenie chowało się na piosenkach Ewy Demarczyk. Dzięki nim uczyło się wrażliwości na dźwięk, słowo i poezję. Ilekroć zostawałam sama w naszym mieszkaniu na Mokotowie, pakowałam się pod stół w ojcowskiej pracowni i odsłuchiwałam „czarną płytę” do upadłego – na gramofonie marki AEG-Telefunken, który później wywędrował z domu, sama już nie pamiętam, dokąd. Płyta została: niemiłosiernie zarysowana na Wierszach wojennych, na które zbyt raptownie opuściłam kiedyś ramię z igłą, przerzuciwszy krążek na drugą stronę. Demarczyk już wcześniej ukryła się przed ludzkim wzrokiem. Dopiero teraz, kiedy odeszła na dobre, zrozumieliśmy, jak bardzo nam jej brakowało. Poniżej króciutki nekrolog z „Tygodnika Powszechnego” oraz link do filmu z prób w Brukseli, nakręconego w 1969 roku dla belgijskiej telewizji RTBF.
mbabilas
Mój pierwszy kontakt ze sztuką Ewy Demarczyk miał miejsce w poznańskim Teatrze Polskim w maju roku 1980 (moja nastoletnia twarz miga przez chwilę na filmowej rejestracji koncertu). Licealny kolega miał jakiegoś mocno partyjnego ojca i sprzedał mi jego zaproszenie. Koncertów było bodaj trzy lub cztery, byłem na wszystkich, bo wydrapywałem i poprawiałem datę na ręcznie wypisanym zaproszeniu. To była miara mojej fascynacji – ale też młodzieńczej głupoty czy brawury (do dziś nie mogę zrozumieć, że żaden bileter nie zorientował się, że coś z tym zaproszeniem nie jest w porządku). Potem było tych koncertów jeszcze kilka, w latach 80 i coraz rzadziej w 90, aż wreszcie ten – jak się potem okazało – zupełnie ostatni, w listopadzie 1999 roku w Teatrze Wielkim w Poznaniu.
Trudno w ogóle rozmawiać o zjawisku Ewy Demarczyk z kimś, kto nie widział i słyszał jej na żywo. To była jakaś magia, magnetyzm i elektryczność bijąca ze sceny, powodująca gęsią skórkę i kłopoty ze złapaniem oddechu na widowni. Wielka szkoda, że oprócz pirackich nagrań nie ma żadnych rejestracji koncertów z lat 80 i 90. Wiele z tych utworów (np. ‘Osjan’ czy ‘Don Juan’) dźwięczy wciąż w mojej głowie, ale niestety tylko tam.
Później, przez ostatnie dwadzieścia lat, Ewa Demarczyk imponowała mi coraz bardziej swoim konsekwentnym milczeniem i bezwzględnym egzekwowaniem prawa do prywatności. Bo przecież iluż tych celebrytów z recyklingu udziela wywiadów na każdy możliwy temat, wielokrotnie wraca na scenę czy estradę, pozuje na ściankach, zasiada w jury różnych “Tańców z gwiazdami” czy “Mam talent”?
Dorota Kozińska
Bardzo celny komentarz, dziękuję. O Demarczyk będzie u mnie więcej, ale proszę o chwilę cierpliwości.
Kan
„Wszystko umilkło, nawet ja…” („Rebeka”)
O przebojach Ewy Demarczyk powiedziano już wiele, w tym wiele kiczu, co w tych okolicznościach oczywiście rozumiem. Bo też i ja podziwiałem, jak ta wielka artystka poza wielką poezją często z niewysokich lotów tekstów czyniła dramaturgiczne arcydzieło. Jeszcze w Piwnicy pod Baranami słyszałem w Jej wykonaniu przedwojenny przebój kabaretowy Stanisława Ratolda „Czerwonym blaskiem otoczona”, która „rozkosznie prężąc swe ramiona…” itd. I wydawało się, że Demarczyk zrobi to w piwnicznym, liryczno-prześmiewczym stylu, jak Mieczysław Święcicki z Wertyńskim, ale… gadanie o tym, to jak tańczenie o architekturze, kto z młodych nie zna, to zobaczcie i posłuchajcie
https://pl.pinterest.com/pin/587297607629178223/
We wspomnieniu „Czarny Anioł, choć białoskrzydły” (Tygodnik Powszechny) pisze Pani o opolskim występie Demarczyk, że stała na estradzie w źle skrojonej sukience – wiem, że to dla kontrastu z wielką sztuką artystki, ale co wtedy było dobrze skrojone? Chyba tylko Piwnica pod Baranami, ale to niezawodną ręką kroił pijany krawiec, i tak rodziły się Anioły (Biały to Anna Szałapak, też już w niebie).
Trzeba kochać Anioły, bo tak szybko odchodzą, a tymczasem https://www.youtube.com/watch?v=O3Ph0bTr5wQ
To jest bodajże jedyny wywiad z artystką i chyba dopiero teraz dostępny. Gorzkie. Bardzo!
Dorota Kozińska
Oj, już mi się za tę kieckę dostało :) Ale ja naprawdę nie powtarzam komunałów z tekstów innych autorów – obejrzałam materiały filmowe z pierwszego festiwalu opolskiego i stwierdziłam fakt, porównując kreację Demarczyk z sukniami innych piosenkarek. Proszę mi wierzyć: jest w tym stwierdzeniu mnóstwo czułości. Sama mam podobnie: niby jestem szczupła, niby wysportowana, a mało co na mnie leży. Serdeczności!
Kan
To przecież nie był zarzut. Ta „kiecka” dodała kolorytu i „prawdy ekranu” – i rzeczywiście to było ciepłe. Ale w takich przypadkach zawsze mi się przypomina słusznie miniona siermiężność. I nostalgia, bo w kontraście do coraz bardziej nas wówczas otaczającej rzeczywistości sztuka była jakby bardziej wyrazista.
Kan
I jeszcze ubolewanie typu, że trzeba na żywo itp., ale w tym wypadku to jest właśnie tak, bo do tego nagrania są na ówczesnym poziomie technicznym, czyli wiadomo jakim. I swoje zrobiły liczne pirackie nagrania. Byłem na jednym z ostatnich koncertów Ewy Demarczyk w Teatrze im. Słowackiego, siedziałem na urywającym się strapontenie, ale nie dlatego było źle. To był po prostu głosowo niefortunny występ. Ale nieudane występy wielkich, też są wielkie.