W cieniu getyńskich platanów

Miałam nadzieję nie wracać do cyklu „zastępczych” wędrówek operowych, ale wciąż nie zanosi się na poprawę sytuacji w naszej ulubionej branży. W Polsce jak zwykle nic nie wiadomo, tymczasem największe i najbardziej cenione teatry w Europie ogłaszają już teraz hiobowe wieści. Opery berlińskie nie otworzą się przed Wielkanocą, Semperoper odwołała cały sezon, rząd austriacki rozważa wprowadzenie obowiązku testowania widzów przed każdym spektaklem. Czekamy dalej. Żeby zachować świeży umysł i krzepę w ciele – zamiast narzekać, ćwiczymy jedno i drugie. Powspominać jednak i potęsknić nie zawadzi, co zwłaszcza dotyczy miejsc, z którymi wiąże się pamięć wyjątkowych doświadczeń.

Do takich należy Getynga w Dolnej Saksonii, miasto z piękną historią, jeden z prężniejszych ośrodków naukowych w Niemczech, a zarazem kolebka najstarszego festiwalu händlowskiego na świecie. Odrodzenie muzyki Il caro Sassone dokonało się za sprawą Oskara Hagena, uniwersyteckiego historyka sztuki i muzyka-amatora, który 26 czerwca 1920 roku, połączonymi siłami studentów i wykładowców getyńskiej uczelni, doprowadził do pierwszego współczesnego wykonania Rodelindy. W roku 2020 z wielką pompą szykowano festiwal jubileuszowy, w stulecie tamtych pamiętnych wydarzeń. Organizatorzy zamierzali w takiej bądź innej formie zaprezentować wszystkie 42 opery Händla, w tym Ariodantego, Kserksesa, Mucjusza Scewolę, Rinalda i Publiusza Korneliusza Scypiona w wykonaniach koncertowych oraz – dla ukoronowania całości – Rodelindę w pełnej oprawie scenicznej, na deskach tutejszego Deutsches Theater. Jak wiadomo, nic z tego nie wyszło.

Szkoda tym większa, że wcześniejsza o rok premiera Rodriga, z mocnym polskim akcentem w postaci dekoracji Doroty Karolczak, wykonanych w pracowniach Teatru Wielkiego w Poznaniu, okazała się prawdziwą ozdobą festiwalu, zarówno pod względem inscenizacyjnym, jak i muzycznym. Oraz kolejnym kamyczkiem do mojego ogródka, że największych uniesień operowych należy szukać w teatrach maleńkich, w ramach przedsięwzięć realizowanych z udziałem prawdziwych, znających się na rzeczy entuzjastów.

Deutsches Theater w Getyndze. Fot. HB-Verlag

Inna sprawa, że mieszkańcy Getyngi mogliby się poczuć urażeni umniejszaniem rangi swojego przybytku sztuk dramatycznych. Historia obecnej instytucji, jak to kiedyś bywało, zaczęła się od pożaru miejskiego teatru przy Nowym Rynku, w mroźną noc z 10 na 11 stycznia 1887 roku. Kilka miesięcy później rajcy podjęli decyzję o wzniesieniu całkiem nowego gmachu w innej lokalizacji, która z początku wzbudziła kontrowersje wśród urzędników odpowiedzialnych za edukację: teatr miał bowiem stanąć w bezpośrednim sąsiedztwie Gimnazjum Królewskiego, co zdaniem ministra groziło deprawacją nieletnich wychowanków. Na szczęście przeważyły inne argumenty i teatr w Getyndze do dziś pozostaje jednym z najbardziej malowniczo usytuowanych budynków użyteczności publicznej w Niemczech: przy tonącym w zieleni placyku, tuż obok dawnych murów miejskich, wzdłuż których rozpościerają się ogólnodostępne tereny uniwersyteckiego ogrodu botanicznego.

Gmach skonstruowano na wzór nowego Großherzogliches Hoftheater w Oldenburgu, tyle że w znacznie mniejszej skali – według neorenesansowego projektu tego samego dworskiego architekta Gerharda Schnitgera. Uroczyste otwarcie odbyło się 30 września 1890 roku: w programie wieczoru znalazł się dramat Schillera Wilhelm Tell, poprzedzony grywaną wówczas w takich okolicznościach Uwerturą jubileuszową Webera. Pierwszym dyrektorem teatru, na szesnaście długich sezonów, został austriacki aktor Norbert Berstl, po którym schedę w 1907 roku odziedziczył aktor teatralny i filmowy Willi Martini, znany między innymi z występów w kilku niemych dreszczowcach Hitchcocka. Pierwszy poważny kryzys w działalności getyńskiej sceny nastąpił w końcowej fazie Wielkiej Wojny, kiedy teatr trzeba było zamknąć z powodu braku funduszy na utrzymanie infrastruktury – bezradny Martini złożył rezygnację w 1917 roku.

Wnętrze teatru. Fot. Michaela Hurdertmart, Michael Mehle

Lepsze czasy nastały wkrótce potem: w roku 1919, po objęciu dyrekcji przez Ottona Wernera. Tym razem u steru stanął nie aktor, lecz śpiewak, który w porozumieniu z władzami miasta gruntownie zmodernizował zaplecze teatru i wzbogacił jego ofertę o przedstawienia oper, baletów i operetek. Dzieło rozpoczęte przez Wernera z powodzeniem kontynuował jego następca Paul Stiegler, za którego rządów (1929-1936) Stadttheater Göttingen zasłynął przede wszystkim jako scena operowa. Przed wybuchem II wojny światowej w Getyndze wystawiono między innymi aż dziewięć oper Händla (m.in. Radamista, Ottona i Juliusza Cezara). W latach 1943-53 – z dwuletnią przerwą wywołaną konfliktem z władzami nazistowskimi – kierownictwo muzyczne Händel-Festspiele sprawował dyrygent Fritz Lehmann, żarliwy orędownik muzyki dawnej. Od roku 1946 przez cztery sezony piastował też stanowisko dyrektora generalnego teatru: i przeszedł do annałów jako ostatni szef instytucji, któremu udało się harmonijnie połączyć jej działalność dramatyczną z kultywowaniem repertuaru operowego i baletowego.

Nową epokę w historii sceny – przemianowanej w 1950 roku na Deutsches Theater Göttingen – otworzył aktor i reżyser Heinz Hilpert, długoletni kierownik Deutsches Theater w Berlinie, gdzie zastąpił legendarnego Maksa Reinhardta, który w obawie przed hitlerowską nagonką wyemigrował do Francji. Mimo dwuznacznej karty w życiorysie Hilpertowi udało się całkiem przeprofilować charakter placówki i uczynić zeń jedną z najbardziej „postępowych” i wpływowych scen dramatycznych w całych Niemczech. Linię programową Hilperta kontynuowali między innymi Günther Fleckenstein i Heinz Engels. Od 2014 roku dyrektorem teatru jest Szwajcar Erich Sidler.

Scena z przedstawienia Imenea w 2016 roku. Fot. Theodoro da Silva

I tak od siedemdziesięciu lat z okładem opera wraca do Deutsches Theater tylnymi drzwiami – przeważnie raz w roku, przy okazji festiwalu händlowskiego i spektakli urządzanych na największej z trzech obecnie funkcjonujących scen. Przy czym Großes Haus – z przepięknie odrestaurowanym pierwotnym wystrojem z końca XIX wieku – i tak mieści na widowni niespełna pięćset osób. Za to pudełkowa scena, choć niewielka, kryje w kulisach ultranowoczesną maszynerię i system oświetlenia teatralnego, które umożliwiają realizację najwymyślniejszych operowych wizji.

Aż się prosi, żeby wystawiać tam częściej i nie tylko arcydzieła Händla. Aż strach pomyśleć, czy program odwołanego w zeszłym roku festiwalu uda się choć w części zrealizować w tym sezonie. A jeśli tak, czy organizatorzy wprowadzą do Deutsches Theater nową inscenizację Rodelindy, czy ze względu na obostrzenia będą musieli poprzestać na zaaranżowaniu koncertów w innych, obszerniejszych wnętrzach. Może więc lepiej nie myśleć. Może bezpieczniej poprosić któregoś z getyńskich znajomych, żeby stanął pod rozłożystym platanem nieopodal Theaterplatz i cichutko zanucił arię Kserksesa. „Per voi risplenda il fato” – a przy okazji niech się ten los wreszcie i do nas uśmiechnie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *