O pięknie i świętej naiwności

Tak sobie pomyślałam, że z braku jakiegokolwiek życia muzycznego – nie tylko w Polsce – mogą już Państwo mieć dość mojej pisaniny o teatrach, do których nie dojechałam, o śpiewakach, którzy już nie żyją, i o spektaklach operowych, które z konieczności musimy oglądać w domu na komputerze. Dlatego, dla uciechy i czystej rozkoszy obcowania z pięknym słowem, wygrzebałam z archiwum felieton Myszy, zainspirowany tekstami dwóch wielkich redaktorów „Ruchu Muzycznego”: Zygmunta Mycielskiego i Ludwika Erhardta. Jest co popodziwiać, z czego się pośmiać i nabrać troszkę nadziei, że kiedyś znów będzie można pisać prawdziwe recenzje. Na zdrowie!

***

Szczur z sąsiedniej klatki bardzo lubi Stokowskiego, więc chcieliśmy mu pożyczyć Fantazję Disneya, którą znajomy piesek preriowy przegrał nam kiedyś na CD i przysłał w prezencie. Ogryzając izolację z kabla do Internetu, dowiedzieliśmy się jednak o ustawie ACTA. Nie bardzo rozumiemy, o co w niej chodzi – podobnie jak rząd, który postanowił wreszcie się z nią zapoznać i w tym celu ją przyjąć. Trochę się przestraszyliśmy, bo ktoś nam powiedział, że teraz nie będzie już czytelników ani słuchaczy, tylko jakiś target, który do tej pory kojarzył nam się z trafianiem w cel podczas bombardowania. I jak ten target zapłaci za coś, na co go nie stać, to w porządku. A jak pożyczy od sąsiada na własny użytek, to może się spodziewać konfiskaty lub innego przejęcia kontroli nad podejrzanymi narzędziami związanymi z naruszeniem. Tak czy inaczej – trafiony zatopiony.

Zygmunt Mycielski

Ustawę ACTA wymyślono ponoć w interesie twórców, można się więc spodziewać, że zahukany target tym bardziej ich znielubi. I słusznie, bo to banda darmozjadów i pięknoduchów, którzy zamiast sprawiać ludziom przyjemność, głoszą światu jakieś górnolotne prawdy, o czym dobitnie napisał Zygmunt Mycielski w tekście O Persefonie Strawińskiego, opublikowanym w numerze 2 z 1962 roku:

Odkrywano owe „messages” w religii – każdy szanujący się autor odbywał jakieś publiczne i możliwie głośne nawrócenie, pisał coś o Matce Boskiej, lub robił koziołka i odkrywał komunizm. Jedno i drugie było dobrze widziane na salonach paryskich. Maritain i Claudel, Gide i nawet Giraudoux usiłowali dać światu odpowiedź serio na dręczące wątpliwości, przy czym ta odpowiedź serio mogła być podana zarówno w filozoficznej formie, jak i w błyskotliwym, pełnym aktualnych aluzji dialogu. Paul Valéry kontynuował francuską tradycję Mallarmégo i pisał mnóstwo esejów i przedmów, które należało znać dobrze, żeby być au courant myśli współczesnych. Niewyczerpanym skarbcem okazała się zarówno mitologia jak i dramat antyczny. Zaroiło się od Antygon, Persefon, od dionizyjskich i apolińskich pierwiastków. Ajschylos, Sofokles i Eurypides – wypełniający w starożytności ogromny teatr ateński – okazali się znakomitym środkiem dla wypełnienia niewielkich teatrów paryskich.

Uległ temu i Gide, płodząc górnolotny tekst Persefony.

Czytając go dzisiaj, mam ochotę powtórzyć za Wyspiańskim: „a pan gada, gada, gada. Słowa, słowa – słowa, słowa”… Eumolpos i Persefona posługują się całą wiosenną botaniką, porankami świata, by dojść do ulubionego wniosku Gide’a, że ziarno musi obumrzeć, aby wydało owoce (vide: Si le grain ne meurt Gide’a). Persefona woli od towarzystwa nudnych cieni podziemnych miłość zdrowego i żywego Demofona – alias Tryptolemosa. Kwiaty kwitną na ziemi. Wiosna.

Przez chwilę poczuliśmy się jak Kubuś Puchatek w rozmowie z Kłapouchym, uznaliśmy jednak, że lepiej się nie przyznawać do świętej naiwności. Wgryźliśmy się głębiej w te rozważania i nie pożałowaliśmy: Mycielski dał dowód, że ustawy powinny chronić w pierwszym rzędzie jego własność intelektualną, bo o Persefonie pisał celniej i piękniej niż Gide Persefonę – a może równie celnie i pięknie jak Strawiński, który opatrzył ten koślawy tekst muzyką:

Pięciotaktowa melodia, do której Strawiński brutalnie ponaciągał słowa francuskie, lśniła w swych wielokrotnych powtórkach, oparta o schodzące d-cis-h-a-g wiolonczel i basów, rozpięta na flażoletach skrzypiec i lekkim rysunku altówek. Takich melodii jest dużo w Persefonie. Strawiński chciał pokazać, że potrafi napisać melodię i że ona jest fundamentem i stosem pacierzowym muzyki. Linia oboju, na punktowanym akompaniamencie drzewa i tuby na początku drugiego obrazu, świadczyła, że można jeszcze napisać szesnaście taktów w E-dur, byle tylko basy tego zanadto nie podkreślały i zerkały w stronę minorowego cis. Chóry w oktawach, sekstach urągały prawidłom szkolnego kontrapunktu, suchy Strawiński rozpływał się w poezji, choć dawkował ją z apteczną ścisłością i oszczędnością.

Zakończenie drugiego obrazu, gdy na tle równomiernej pulsacji smyczków i waltorni płynie spokojna linia fletów i całego drzewa, meno mosso, a Persefona mówi: „Matko, czekasz mnie już i otwierasz ramiona, by w nich spoczęła córka odrodzona” – wzruszało nas, otwierało prosty i melodyjny świat, który nam się wydawał otwartymi drzwiami do muzyki, której nie chwyciły jeszcze za gardło tępe obcęgi tonalnych zakazów. (…) Romantyczna linia fletów, pod koniec trzeciego obrazu, znowu na ostinato smyczków, całe to lento assai (…) – dowodziło, że można jeszcze pisać piękną muzykę, że sztuka nie musi tonąć w przykrej brzydocie.

Sztuka może nie, co innego twórcy, opisani przez le w felietonie Kultura i sztuka:

Kiedyś widziałem, jak dwóch podchmielonych poetów liryków – jeden młody, drugi już nie bardzo – biło się w kawiarni Związku Literatów. Nie wiem, o co poszło, może o plagiat, w każdym razie chwycili się za klapy i jeden drugiemu chciał wybić zęby głową. Ale że zamiar był z obu stron identyczny i jednoczesny, stuknęli się tylko czaszkami, aż zadźwięczały szklanki na stolikach. Po chwili rozdzielono ich, kelnerki ustawiły przewrócone meble, posprzątały wylane kawy i rozrzucone ciastka. Wydarzenie nie poruszyło ich nawet, wydawały się przyzwyczajone do takich scen.

Wniosek nasuwa się sam: mamy stanowczo zbyt wielu twórców. Kiedyś nie potrzebowaliśmy ustawy ACTA. Wystarczyło umówić się w Kamienicy Prażmowskich i po męsku wyrżnąć plagiatora w gębę, o czym z rozrzewnieniem przypomina

MUS TRITON

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *