Przy kawie u Zimermanna

Jeśli powrotem do normalności można nazwać wyprawę na dwa wieczory Wagnerowskie w Deutsche Oper Berlin, dokąd ruszam przed świtem na przekór orkanowi Eunice, to właśnie do tej normalności wracam. O ile wszystko pójdzie zgodnie z planem, niedługo doniosę, jak było. Tymczasem można ukoić nerwy przy dźwiękach koncertów klawiszowych Bacha. A przy okazji poczytać mój esej dla festiwalu Actus Humanus, który dwa lata temu przeniósł się w całości do sieci.

***

Bach nie pisał dla potomności. Swoje rękopisy opatrywał zwyczajową formułką Jesu juva („Jezu, pomóż”), kończył hasłem podsumowującym piątą zasadę protestantyzmu: Soli Deo gloria („Bogu jedynemu chwała”), podkreślając, że chwała należy się tylko Bogu, przez którego wolę i działanie dokonuje się akt zbawienia. Albert Schweitzer, alzacki teolog i duchowny luterański, autor fundamentalnej, wydanej w 1908 roku biografii kompozytora, pisał, że Bach jest kresem. Że nic od niego nie wychodzi, za to wszystko doń prowadzi. Że jego geniusz nie był duchem indywidualnym, lecz zbiorowym. Jan Sebastian przeżył na tym świecie zaledwie sześćdziesiąt pięć lat – czas gorliwych starań o zdobycie wykształcenia, które po śmierci rodziców pozwoliłoby mu na kontynuację rodzinnego rzemiosła muzycznego; czas skrupulatnego wyboru posady, z której dochody zaspokoiłyby niebagatelne koszty utrzymania coraz liczniejszej gromady potomstwa; czas modlitw o słotę i chłody, żeby nie spadła liczba „wypadków pogrzebowych”, a co za tym idzie, wpływów z muzycznej oprawy liturgii.

Bach pisał dla swoich: dla mecenasów zapewniających dobrobyt jego rodzinie, dla wspólnot skupionych wokół bliskich kościołów, dla swoich uczniów i swoich dzieci, którym zaszczepił luterańską ideę powinności zawodu jako Bożego powołania. W 1723 roku przybył do Lipska – żeby objąć posadę kantora u św. Tomasza, uczyć śpiewu w szkole przykościelnej i dostarczać muzykę dla dwóch najważniejszych świątyń w mieście. Sześć lat później został dyrektorem lipskiego Collegium Musicum, założonego w 1702 roku przy tutejszym uniwersytecie przez Georga Philippa Telemanna. Do jego obowiązków należało organizowanie cotygodniowych koncertów, w których programie – oprócz fragmentów oper włoskich i niemieckich – znajdowały się także kantaty świeckie oraz muzyka instrumentalna. Dwugodzinne występy odbywały się w jednej z najelegantszych dzielnic Lipska: przy ulicy Katharinenstrasse, pod numerem czternastym, w Café Zimmermann, udostępnianej muzykom i publiczności bez żadnej opłaty. Właściciel kawiarni, Gottfried Zimmermann, zwracał sobie koszty wynajmu, serwując członkom miejscowej elity bajecznie drogi napar z ziaren sprowadzanych z zamorskich plantacji.

Sztych Johanna Georga Schreibera z przedstawieniem Katherinenstrasse w Lipsku, ok. 1720. Café Zimmermann na rogu zaułka prowadzącego w głąb, w kamienicy po lewej stronie

Nie do końca wiadomo, czy Bach sporządził partytury koncertów klawiszowych BWV 1052–1059 z myślą o występach w lokalu słynnego lipskiego kawiarza. Autograf ze zbiorów Staatsbibliothek zu Berlin datuje się na rok 1738 albo 1739, kiedy kompozytor, po przeszło dwuletniej przerwie, ponownie objął dyrekcję Collegium Musicum. Niemal wszystkie zawarte w nim utwory uchodzą za opracowania wcześniejszych kompozycji, przeznaczonych na inne składy. Być może Bach przygotował je przed wizytą na dworze drezdeńskim w 1738 roku; nie sposób też wykluczyć, że koncerty w tym kształcie powstały przede wszystkim dla wirtuozowskiego pożytku jego dwóch najstarszych synów, Wilhelma Friedemanna i Carla Philippa Emmanuela, którzy już wówczas dzierżyli intratne posady w Dreźnie i Berlinie. Pojawiły się również hipotezy, że koncerty klawiszowe Bacha były bezpośrednią odpowiedzią na sześć koncertów organowych op. 4 Georga Friedricha Händla, opublikowanych w 1738 roku w londyńskiej oficynie Johna Walsha i uchodzących za wzorzec późniejszych koncertów na instrument klawiszowy z orkiestrą.

Jakkolwiek bądź, oprócz sześciu Koncertów brandenburskich z lat 1718-1721, koncerty BWV 1052–1057 są jedynym tego rodzaju zbiorem w twórczości kompozytora i bez wątpienia pochodzą z okresu lipskiego. Koncert g-moll BWV 1058 – transkrypcja wcześniejszego o kilkanaście lat, powstałego być może jeszcze w Köthen Koncertu skrzypcowego a-moll BWV 1041 – najwyraźniej nie zadowoliła twórcy, świadomego ułomności partii solowej, w tym ujęciu zbyt często ginącej w powodzi partii orkiestry. Komponowanie Koncertu d-moll BWV 1059, rozpisanego w autografie na instrument klawiszowy, obój i zespół smyczków, Bach zarzucił po dziewiątym takcie. Zachowany fragment, pokrywający się z materiałem sinfonii do kantaty Geist und Seele wird verwirret BWV 35 z 1726 roku, być może zdradza pokrewieństwo ze zrekonstruowanym w 1983 roku koncertem obojowym, którego środkowa część nawiązuje do sinfonii z kantaty Ich steh mit einem Fuß im Grabe BWV 156.

Paradoks sześciu koncertów oznaczonych numerami katalogowymi BWV 1052-1057 polega w gruncie rzeczy na tym, że żaden z nich nie powstał z myślą o solowym instrumencie klawiszowym. Najwcześniejszy zachowany rękopis Koncertu d-moll BWV 1052 wyszedł w 1734 roku spod pióra Carla Philippa Emmanuela Bacha i zawiera wyłącznie partię orkiestrową. Ze względu na mnogość wirtuozowskich, z pozoru typowo smyczkowych figuracji w partii solowej, utwór przez długi czas uchodził za transkrypcję zaginionego koncertu skrzypcowego z okresu pobytu kompozytora w Köthen lub Weimarze. Dziś przeważa opinia, że pierwowzorem pierwszej kompozycji ze zbioru był koncert organowy. Wszystkie części Koncertu E-dur BWV 1053 nawiązują do lipskich kantat kościelnych z 1726 roku: Gott soll allein mein Herze haben BWV 169 oraz Ich geh und suche mit Verlangen BWV 49 – utwór w wersji pierwotnej powstał zapewne jako koncert na obój, oboe d’amore albo organy. Praojcem Koncertu D-dur BWV 1054 był zachowany Koncert skrzypcowy E-dur BWV 1042, oparty na trzyczęściowym modelu weneckim. U źródeł Koncertu A-dur BWV 1055 leżał być może koncert obojowy albo koncert na viola d’amore – choć Peter Wollny, dyrektor Bach-Archiv Leipzig, zasugerował niedawno, że pierwsza część utworu została pierwotnie skomponowana na instrument klawiszowy solo, bez akompaniamentu orkiestry. Części skrajne Koncertu f-moll BWV 1056 pochodzą najpewniej z zaginionego koncertu skrzypcowego, część środkowa – z koncertu obojowego, który nawiązywał z kolei do wspomnianej już sinfonii z kantaty Ich steh mit einem Fuß im Grabe. Koncert F-dur BWV 1057 jest aranżacją IV Koncertu brandenburskiego, gdzie w grupie concertino występują skrzypce oraz dwa altowe flety proste, w grupie ripieno zaś – dwoje skrzypiec, altówka, violone i basso continuo.

Klawesyn dwumanuałowy z hamburskiej pracowni Christiana Zella, 1728. Museum für Kunst und Gewerbe w Hamburgu

„Przerabianie” wszystkich wymienionych partii solowych na instrument klawiszowy wymagało rozlicznych korekt oraz interwencji, nie wspominając już o wymogu dokomponowania partii lewej ręki. Efekt uzyskany przez Bacha niesie jednak z sobą nieodparte wrażenie integralności – do tego stopnia, że badacze twórczości Lipskiego Kantora od lat podejmują próby rekonstrukcji zaginionych pierwowzorów na podstawie zachowanego autografu klawiszowego.

Bohdan Pociej, wybitny znawca i wielki miłośnik twórczości Jana Sebastiana, cenił te utwory znacznie niżej niż Koncerty brandenburskie. Utrzymywał, że doświadczenie Bacha jest w nich bardziej obarczone tradycją, że wywodzi się przede wszystkim z włoskiej szkoły skrzypcowej, z orkiestrowych, przedsymfonicznych doświadczeń tamtejszych kompozytorów. Z perspektywy współczesnej muzykologii wynika jasno, że koncerty klawiszowe BWV 1052-59 wyprzedziły swój czas: otworzyły drogę późniejszej formie koncertu fortepianowego, który wdarł się szturmem w życie muzyczne w dobie klasycyzmu, za sprawą Mozarta i Beethovena, w epoce romantyzmu zyskując niekwestionowaną pierwszorzędną pozycję wśród uprawianych gatunków koncertu instrumentalnego. Być może jednak istotniejszy jest mechanizm uprawianej przez Bacha muzycznej transsubstancjacji: przemiany własnych koncertów przeznaczonych na inne instrumenty solowe, twórczej transkrypcji utworów obcych kompozytorów, metamorfozy kompozycji pisanych z myślą o całkiem odmiennych składach.

W koncertach klawiszowych Bacha gra materiałem muzycznym przypomina bowiem grę szklanych paciorków z ostatniej powieści Hermana Hessego. Głosy spotykają się w nich i krzyżują łagodnie, a zarazem surowo, oszczędnie, a przecież słodko, kroczą przez nicość czasu odważnie i pogodnie, a krótkie chwile czynią wielkimi jak świat. Bach nie pisał dla potomności. Pisał dla swoich, którzy szczęśliwym zrządzeniem losu uszanowali jego muzyczny testament.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *