Sen Szymanowskiego

Zgodnie z obietnicą, udostępniamy link do szkicu-recenzji o Królu Rogerze po niedawnej premierze arcydzieła Szymanowskiego w Royal Opera House w Londynie. Oszałamiającej pod względem muzycznym, wzbudzającej pewne zastrzeżenia od strony inscenizacyjnej, choć w miarę „układania się” z koncepcją Holtena znajdujemy w niej coraz więcej zalet, zwłaszcza w sposobie rozegrania III aktu. Dostęp do treści na stronie „Tygodnika Powszechnego” jest płatny, ale w kilku nadzwyczaj korzystnych wariantach: gorąco zachęcamy do wykupienia dostępu, nie tylko do tekstów poświęconych kulturze. Przypominamy też, że już w sobotę 16 maja transmisja Króla Rogera w bezpłatnym streamingu z ROH oraz na stronie culture.pl. Tego spektaklu nie wolno przegapić.

Sen Szymanowskiego

6 komentarzy

  1. Kan

    Jeszcze o „Świętych kapłonach”, bo właśnie znalazłem u siebie trzypłytowy album Virgin Classics „Altus. From Castrato to Countertenor”, a w nim bonus w postaci nagrania Alessandro Moreschiego z 1902 roku (czy to możliwe?). Śpiewa Crucifixus z Petite Messe solennelle Rossiniego – muzycznie straszne, ale to przecież przez tubę i niewiadome obroty wałka. Pozostaje wierzyć ówczesnym świadectwom, że to było piękne, ale sądzę, że „genderowe” dwuznaczności tego czasu też miały znaczenie.
    Upiór to na pewno zna, bo zna i rozpoznaje wszystkie nagrania, czym mnie zresztą wpędza w kompleksy, ale kto ciekaw, to w „Sacrificium” Cecilii Bartoli jest obficie ilustrowany esej o kastratach. Ilustracje makabryczne i przypomniały mi instrumenty ginekologiczne z czasów Piotra I, które swego czasu oglądałem w petersburskiej Kunstkamerze.
    Każde czasy miały swoje okropności i postęp cywilizacyjny polega też na doskonaleniu technologii zadawania bólu i uśmiercania.
    Z bólem wysłuchałem Moreschiego, to mam plus u Upiora, więc mogę zeznać, że z pewnymi wyjątkami lubię i cenię Cecilię Bartoli.

    • No pięknie, komentarz o kastratach pod relacją z Króla Rogera :) Na przyszłość proszę snuć wątek pod wpisem, ten blog nie jest kroniką, ludzie wracają do poprzednich notek.
      Owszem, to możliwe: Moreschi dwa razy dał się namówić na nagranie, właśnie w 1902 i później w 1904 roku. Crucifixus nagrał dwukrotnie, za drugim razem brzmi znacznie pewniej, jakby już zdążył się oswoić z aparaturą. Rejestracje jego śpiewu ostatnio zremasterowano, więc trochę łatwiej się ich słucha, ale i tak współczesne ucho się czasem buntuje. Jak już napisałam, Moreschi prawdopodobnie miał już najlepsze lata za sobą, w pierwszym nagraniu chwilami naprawdę fałszuje, ale to, co nas najbardziej odstręcza i sprawia wrażenie, jakby głos mu się łamał, to w rzeczywistości modna w owym czasie maniera realizowania ozdobników (appoggiatury). Ale rozumiem, płytę Moreschiego dostałam w prezencie jako nastolatka, kiedy jeszcze nie umiałam słuchać archiwaliów, i zraziłam się do niego na bardzo długo.
      Wszystkie nagrania zna i rozpoznaje Piotr Kamiński, czym zresztą mnie wpędza w kompleksy :) A Bartoli z pewnymi wyjątkami ja również.

      • Piotr Kamiński

        Napewno Kamiński nie zna i nie rozpoznaje wszystkich, tylko niektóre (i to nawet nie wszystkie z tych, które zasadniczo zna…), więc nie ma żadnych powodów do kompleksów. Z Moreschim jest o tyle szczególnie, że – o ile wiem – nigdy w życiu nie stanął na scenie operowej, bo je spędził w kościele, głównie w Kaplicy Sykstyńskiej. Czyli porównanie z Farinellim, Carestinim czy Guadagnim odpada. Z nagrań – niezależnie od ich zad i walet – wyłania się głos mięciutki i łagodny, tymczasem wszystkie opisy kastratów ze złotego wieku, tych kilkunastu od Ferriego i Sifacego – po Marchesiego i Vellutiego, mówią o głosach jednoznacznie „męskich”, gdzie jest i metal i potęga. Pani Dorotka pamięta zaś naszą audycję o Orfeuszu Glucka, gdzie chórem stwierdziliśmy, iż w śpiewie Horne i Podleś jest dużo więcej testosteronu, niż u – dajmy na to – Ragina.

        A ja tylko czekam, kiedy jakiś tfurczy reżyser obsadzi w roli Pasterza – „kontratenora”, żeby mu dżender przyprawić. Bo Pasterz z lakierowanymi pazurkami na włochatych stópkach już był.

        • Pani Dorotka (!) pamięta :) Pasterz Saimira Pirgu z ROH nie ma lakierowanych pazurków, za to głos bardzo interesujący. Zatem jeszcze raz przypominam: transmisja dziś o 20.00. Warto.

  2. Piotr Kamiński

    To wróćmy do tematu, czyli Rogera. Obejrzałem właśnie wideo i wygłoszę pogląd mniejszościowy i ekstremistyczny, ale w końcu od tego są niszowe blogi…

    Opera jako gatunek składa się ze słowa i z muzyki. Wykonanie, w którym tylko jedna z głównych postaci jest w stanie śpiewać w języku libretta, a pozostałe wykuły się go na małpę i wolą nie wymawiać wcale, niż wymawiać źle, inaczej mówiąc: wykonanie, gdzie śpiewany tekst jest niezrozumiały, a tam, gdzie jest zrozumiały, jest zniekształcony (wszystko, powtarzam, z wyjątkiem wykonawcy roli tytułowej i wykonawczyni roli drugoplanowej), jest dla mnie torturą.

    Jeżeli ROH uparła się, żeby to grać po polsku, należało główne role powierzyć Polakom. Ale mam jeszcze lepszy pomysł: wystawiając w Londynie dzieło całkowicie tamtejszej Publiczności nieznane, należało je wykonać w jej mowie ojczystej, tj. po angielsku. Potem, ewentualnie, gdy Publiczność już się z nim oswoi i pokocha, można wznowić tę samą produkcję w języku oryginału.

    • Jakby Ci to powiedzieć… W Londynie tekst docierał do mnie ze sceny piąte przez dziesiąte, bo nie jest to intymny teatr. Po obejrzeniu i wysłuchaniu znakomitej jakości transmisji jestem skłonna przyznać Ci sporo racji. Na pocieszenie zapraszam wyżej, do nowego wpisu. Będą śpiewać w swoim ojczystym języku.

Skomentuj Dorota Kozińska Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *