Żeby oderwać Państwa od przedświątecznych porządków – którymi zajmują się bodaj wszyscy, choćby po to, żeby nie myśleć, co czeka nas w przyszłym roku – proponuję wycieczkę w stronę ładnych obrazków i jeszcze ładniejszej muzyki. Oto krótki esej na marginesie koncertu, który odbył się 21 marca w sali NOSPR, niestety, bez udziału publiczności. W programie znalazły się Obrazki z wystawy Musorgskiego i Wełtawa Smetany, orkiestrą Gospodarzy dyrygowała Marzena Diakun.
***
Różnicę między muzyką ilustracyjną a programową trudno wychwycić teoretykom, a cóż dopiero słuchaczom, którzy często instynktownie doszukują się w utworach treści pozamuzycznych. Zasada niby jest prosta: ilustracyjność, ściśle powiązana z tak zwanym malarstwem dźwiękowym, jest sposobem na muzyczne naśladowanie rzeczywistości, odwzorowywanie głosów cywilizacji i natury nieraz bardzo kunsztownymi metodami, począwszy od doboru interwałów, poprzez manipulację rejestrem i barwą, skończywszy na umiejętnym rozłożeniu pauz i akcentów. Muzyka programowa nie naśladuje, tylko opowiada – specyficznym językiem dźwięków, ściśle powiązanym z odautorskim komentarzem bądź powszechnie znanymi okolicznościami powstania dzieła, odwołującym się również do czysto muzycznych skojarzeń. Krótko mówiąc, językiem znacznie bardziej skomplikowanym niż zestawienie łatwo rozpoznawalnych motywów dźwiękonaśladowczych.
Moja ojczyzna Smetany w żadnym razie nie jest cyklem jednorodnym. Poszczególne części powstawały na przestrzeni pięciu lat, między 1874 a 1879 rokiem, i każda z nich miała oddzielną premierę. Kompozycja, w której Smetana połączył charakterystyczną dla jego późnej twórczości „czeskość” z estetyką Lisztowskich poematów symfonicznych i Wagnerowską techniką motywów przewodnich, doczekała się pełnego wykonania dopiero na dwa lata przed jego śmiercią, w neorenesansowym pałacu Žofín, nazwanym na cześć arcyksiężny Zofii, matki cesarza Franciszka Józefa. Pałac na praskiej „Wyspie Farbiarzy” od momentu otwarcia w 1837 roku był ważnym ośrodkiem życia towarzyskiego i kulturalnego miasta; koncert 5 listopada 1882 roku, pod batutą zaprzyjaźnionego z kompozytorem Adolfa Čecha, przerodził się nieledwie w manifestację czeskiego patriotyzmu.
W sześciu członach Mojej ojczyzny Smetana opowiedział słuchaczom o kraju, który od czasu ustanowienia konstytucji grudniowej 1867 roku coraz śmielej torował sobie drogę do utraconej niepodległości. Przedstawił muzyką jego legendy, historię i krajobrazy: prastary Wyszehrad, nieulękłą wojowniczkę Šárkę, czeskie łąki i gaje, miasto Tabor i śpiących we wnętrzu pobliskiej góry Blaník rycerzy świętego Wacława. Część drugą, poświęconą największemu z dopływów Łaby, opisał następująco: „Kompozycja odmalowuje bieg rzeki począwszy od dwóch małych źródełek, Zimnej i Ciepłej Wełtawy, aż do połączenia obydwu w jeden nurt: poprzez lasy i łąki, przez krainy, gdzie odbywa się chłopskie wesele i taniec rusałek w blasku księżyca. Na pobliskich skałach wznoszą się zamki, pałace i ruiny dawnych budowli. Rzeka wije się przez Świętojańskie Wodospady, potem rozlewa się coraz szerzej, dociera do Pragi, przepływa obok Wyszehradu, po czym niknie w oddali, kończąc swój bieg w nurtach Łaby”.
Pocztówka z widokiem na Wyszehrad z przeciwległego brzegu Wełtawy, początek XX wieku
Pracując nad Wełtawą, Smetana cierpiał na nieznośne bóle głowy, które okazały się pierwszym objawem postępującej i nieodwracalnej głuchoty. Próbował je uśmierzyć długimi spacerami nad rzeką, z których ostatecznie wyłonił się główny motyw utworu – melodia, która odwołuje się do tylu pozornie niepowiązanych ze sobą źródeł, że po dziś dzień uderza w czułe struny odbiorców na całym świecie. Kompozytorowi zapewne chodziła po głowie dziecięca piosenka Kočka leze dírou. Mało prawdopodobne, żeby skojarzył ją z szesnastowiecznym włoskim madrygałem La Mantovana, który okrężną drogą dał także początek flamandzkiej pieśni Ik zag Cecilia komen, szkockiej My mistress is prettie, tradycyjnej szwedzkiej melodii Ack Värmeland, du skona, rumuńskiej piosence Carul cu boi, z której wywodzi się hymn Izraela Hatikwa, ukraińskiej przyśpiewce o kędzierzawej Katarzynie oraz polskiej pieśni powstańczej Pod Krakowem czarna rola. Bardzo prawdopodobne, że Smetana podskórnie zdawał sobie sprawę z uniwersalności tego prostego motywu i „programowych” uczuć, jaki wzbudzi w każdym odbiorcy Wełtawy.
W przypadku Obrazków z wystawy sprawa jest o tyle bardziej intrygująca, że Musorgski oddał językiem dźwięków coś, co już wcześniej zostało odmalowane na papierze i płótnie. Cykl jego dziesięciu miniatur fortepianowych powstał mniej więcej w tym samym czasie, co pierwsze szkice do Mojej ojczyzny Smetany – pod wpływem bolesnych wrażeń z wystawy dzieł zaprzyjaźnionego malarza Wiktora Hartmanna, który w sierpniu 1873 roku, w wieku zaledwie 39 lat, zmarł nagle w wyniku pęknięcia tętniaka mózgu. Pół roku później Władimir Stasow, wpływowy rosyjski krytyk sztuki, który walnie przyczynił się do powstania nie tylko grupy artystycznej pieriedwiżników, lecz także kompozytorskiej „Potężnej Gromadki”, zorganizował pośmiertną wystawę około czterystu prac Gartmana w Cesarskiej Akademii Sztuk Pięknych w Petersburgu.
Wiktor Hartmann, projekty kostiumów do baletu Trilby, 1871. Muzeum Literatury Rosyjskiej w Domu Puszkina, Petersburg
Musorgski zadedykował rękopis swego dzieła właśnie Stasowowi, który w łączących miniatury Promenadach słusznie rozpoznał muzyczny autoportret kompozytora. Stasow pisał później, że Musorgski „przedstawił tu samego siebie, jak kieruje się raz w lewo, to znów w prawo, lub niezdecydowanie kręci się w koło, czy podbiega szybko do jakiegoś obrazu; często zasępia się też jego oblicze: wtedy myśli ze smutkiem o swym zmarłym przyjacielu”. Większość zaprezentowanych na wystawie prac zaginęła. Nie udało się nawet zidentyfikować wszystkich spośród dziesięciu, jakie wywarły największe wrażenie na zwiedzającym ekspozycję Musorgskim. Wiadomo, że inspiracją dla Tańca kurcząt w skorupkach były szkice kostiumów do baletu Trilby w choreografii Petipy; Samuel Goldenberg i Szmul nawiązują do dwóch portretów sandomierskich Żydów; Katakumby do wspomnień malarza z jego wizyty w podziemnych korytarzach Paryża; Chatka na kurzej stopce do projektu rosyjskiego zegara; Wielka Brama kijowska – do niezrealizowanej wizji architektonicznej Hartmanna.
„Nigdy wrażliwość bardziej wyrafinowana nie wyraziła się środkami tak prostymi; przypomina to sztukę pełnego ciekawości dzikusa, wypowiadającego muzyką każde swoje wzruszenie. Nie ma tu mowy o jakiejkolwiek formie, a raczej jest ona tak różnorodna, że nie można jej porównywać z formami ustalonymi, powszechnie przyjętymi. A jednak wszystko tworzy całość złożoną z lekkich dotknięć, płynnie następujących po sobie, połączonych tajemną więzią i urzekającym darem olśniewającego jasnowidzenia” – pisał Debussy dwadzieścia lat po śmierci Musorgskiego. Dzieło, skomponowane pośpiesznie w czerwcu 1874 roku, doczekało się publikacji dopiero w roku 1886. Wkrótce potem weszło do wirtuozowskiego repertuaru pianistów przełomu stuleci i stało się tworzywem licznych przeróbek orkiestrowych, autorstwa między innymi gruzińskiego kapelmistrza Michaiła Tuszmałowa oraz pierwszego dyrygenta londyńskich Promsów Henry’ego Wooda. Za kanoniczną uchodzi jednak wersja Ravela, powstała w 1922 roku na zamówienie Sergiusza Kusewickiego i osiem lat później zarejestrowana pod jego batutą przez Boston Symphony Orchestra.
Z perspektywy lat zarówno Smetana, jak i Musorgski okazali się w gruncie rzeczy modernistami: zapalonymi, choć nieoczywistymi reformatorami, których dojrzała spuścizna kryje w sobie tyle samo nowatorstwa, co wyrafinowanych nawiązań do przeszłości. Obydwaj potrafili opowiadać. Obydwaj po mistrzowsku władali pędzlem dźwiękowych barw. Obydwaj udowodnili, że arcydzieła nie da się zrealizować środkami czysto muzycznymi.