Zachwyt, grom i krajobraz po burzy

Wkrótce recenzja Lili Elbe w wersji angielskiej, sporo nowych relacji z zagranicy i jeszcze więcej zapowiedzi przed nadchodzącym festiwalem Actus Humanus w Gdańsku. Żeby złapać oddech, wróćmy na chwilę do koncertu NOSPR sprzed miesiąca, a ściślej z 26 października. Partię solową w II Koncercie fortepianowym Brahmsa wykonał Garrick Ohlsson, orkiestrą Gospodarzy dyrygował Alexander Liebreich. Poniżej odrobinę rozszerzona wersja eseju na marginesie tamtego wieczoru.

***

Kiedy w 1901 roku Emil Młynarski poprowadził koncert inauguracyjny w nowo utworzonej Filharmonii, „Kurier Warszawski” donosił o nici sympatii, która nawiązała się między publicznością a „wielką i znakomitą orkiestrą”. Za pulpitem koncertmistrza II skrzypiec zasiadł 22-letni Grzegorz Fitelberg. W tym samym czasie młody skrzypek poznał Karola Szymanowskiego, który tuż po maturze przyjechał do Warszawy po dalsze nauki w Instytucie Muzycznym. Być może to on namówił Karola, by przedłożył Młynarskiemu swoje szkice kompozytorskie. Dyrektor nie dostrzegł w nich zapowiedzi szczególnego talentu. Trudno dziś rozstrzygnąć, jak bardzo się wówczas pomylił. Pierwsza fala modernizmu toczyła się przez ziemie polskie w niesprzyjających okolicznościach: skłócone środowisko trawiło energię na jałowych sporach o kształt „muzyki przyszłości”, podsycanych przez ruchy nacjonalistyczne. Rok po otwarciu Filharmonii ruszyła nagonka na Młynarskiego, któremu zarzucano lekceważenie „twórczości rodzimej”, a jego instytucji wieszczono „bankructwo pieniężne i artystyczne”.

Karol Szymanowski w latach studenckich

Zaprzyjaźnieni z Fitelbegiem twórcy – oprócz Szymanowskiego także Ludomir Różycki i Apolinary Szeluto – postanowili wyrwać się z tego zaklętego kręgu. Wsparcie finansowe zapewnił im książę Władysław Lubomirski, który dobiegając czterdziestki sam odkrył w sobie żyłkę kompozytorską i zaczął brać lekcje u „Ficia”. W 1905 roku założyli w Berlinie Spółkę Nakładową Młodych Kompozytorów Polskich, stawiając sobie za cel „torowanie drogi ku przyszłości artystycznej przebojem, na zasadzie szerokiej samopomocy”. Szymanowski już wtedy pracował nad Uwerturą koncertową, pisaną pod wpływem spotkań z Ryszardem Straussem i fascynacji jego poematami symfonicznymi. Prawykonanie odbyło się 6 lutego 1906 roku, na pierwszym koncercie Spółki w Filharmonii Warszawskiej. Program, w którym znalazły się utwory całej czwórki, uzupełnione orkiestrowym Andante Lubomirskiego, spotkał się z mieszanym przyjęciem. Jednym z bardziej napastliwych krytyków okazał się Aleksander Poliński, który zarzucał twórcom bezmyślne „papugowanie” muzyki Wagnera i Straussa. A jednak dostrzegł talent Szymanowskiego, przyznając, że miał do czynienia „z kompozytorem nadzwyczajnym, może nawet geniuszem”. O Uwerturze pisał, że rozbrzmiewają w niej „melodie piękne, na wskroś oryginalne, harmonie dotychczas nieużywane, a brzmiące przewybornie, efekty polifonii bogatej użyte celowo”. Rok później, w artykule Młoda Polska w muzyce, nie był już tak łaskawy – nie zaszkodziło to jednak popularności utworu, wykonanego wkrótce przez Filharmoników Berlińskich, w obecności samego Straussa. W 1912 roku Szymanowski przygotował wraz z Fitelbergiem nową instrumentację Uwertury – żeby tym bardziej podkreślić ekspresyjną urodę dwóch myśli muzycznych, w których wyraźnym echem pobrzmiewają tematy z Don Juana i Życia bohatera Straussa. Premiera drugiej wersji odbyła się 13 marca 1913 w wiedeńskim Tonkünstlerverein. Uwertura E-dur znalazła stałe miejsce w kanonie orkiestrowym, choć zdaniem Tadeusza Zielińskiego twórcza osobowość Szymanowskiego nie doszła w niej do głosu „nawet w najmniejszym stopniu”.

Nikt nie ośmieliłby się tego powiedzieć o Livre pour orchestre Witolda Lutosławskiego. Utwór powstał na zamówienie Bertholda Lehmanna, dyrektora Stadtorchester Hagen. Tytuł nawiązuje rzekomo do Livres de pièces de clavecin François Couperina, bardziej jednak prawdopodobne, że Lutosławski złożył ukłon w stronę Pierre’a Bouleza oraz szczególnego sposobu prowadzenia narracji w jego Livre pour quatuor. Kompozycja składa się z Rozdziałów przedzielonych Intermediami. Jak tłumaczył Lutosławski w rozmowie z Tadeuszem Kaczyńskim, pierwsze trzy części „to utwory napisane w technice – ze względu na sposób grania i dyrygowania – tradycyjnej. Części te charakteryzują się dużą koncentracją wydarzeń muzycznych i przy słuchaniu wymagają uwagi. Po każdej z nich nastąpić więc musi moment odprężenia. Temu celowi służą intermedia grane ad libitum i składające się z krótkiej, dość błahej frazy”.

Witold Lutosławski podczas obrad MTMW w Warszawie, rok 1968. Fot. Andrzej Zborski

Prawykonanie Livre odbyło się w 1968 roku w ramach Hagener Musiktage, premiera polska – blisko rok później, na koncercie inauguracyjnym Warszawskiej Jesieni. Utwór, skrzący się typową dla ówczesnej twórczości Lutosławskiego feerią „szklistych” współbrzmień fortepianu, celesty, dzwonków i harfy, wzbudziła jednomyślny zachwyt krytyków. Dziś uchodzi za zwieńczenie prób Lutosławskiego nad wypracowaniem zintegrowanej formy, która pozostanie w pamięci słuchaczy jako swoiste wyobrażenie, funkcjonujące poza tradycyjnie rozumianym czasem muzycznym.

Owocem równie długo dojrzewającej koncepcji jest II Koncert fortepianowy Brahmsa, pisany blisko trzy lata i oddzielony od poprzedniego dystansem blisko ćwierć wieku. W listach do przyjaciół kompozytor zapowiadał go jako „tyci koncercik” z „tycim scherzątkiem” (Scherzerl). W rzeczywistości stworzył coś w rodzaju potężnej symfonii koncertującej, rozpoczętej wspólną ekspozycją solisty i orkiestry, do której dołączają kolejne instrumenty, „topiąc” dźwięk fortepianu w roziskrzonej fakturze tutti. Tycie scherzątko jest w istocie najbardziej dramatyczną z czterech części; Andante – wspaniałą „pieśnią” orkiestrową, której materiał zostanie później wykorzystany w jednej z 5 Lieder op. 105; finał w postaci siedmioczęściowego ronda – niezawodnym probierzem umiejętności każdego pianisty. Kunszt Brahmsa, który w 1881 roku dokonał prawykonania Koncertu w Budapeszcie, okazał się czystym złotem. Dzieło odniosło natychmiastowy sukces i nikt nigdy w jego wartość nie zwątpił.

Motto pierwszej wersji Uwertury koncertowej pochodzi z wstępu do Witezia Własta Micińskiego. „Dziką pieśnią serca wam zachwycę – a do ręki dam grom”. Szymanowski rzeczywiście niektórym zachwycił serca. Grom do ręki dał ludziom Brahms. Krajobraz po burzy odmalował dźwiękiem Lutosławski.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *