Zanim nam się wszystko pomiesza i przestaniemy rozróżniać, gdzie góra, gdzie dół (bo lewo i prawym myli nam się już od dość dawna) – proponuję lekturę krótkiego eseju o orientalizmach w muzyce zachodniej. A przy okazji o fascynujących paradoksach geografii kulturowej: bo jak się Państwo przekonają, każdy ma swój Wschód gdzie indziej, niektórym Wschód wypada na Zachodzie, a na dodatek krąży nam ten Orient po mapie, ucieka i wciąż przybiera nową pozycję na siatce kartograficznej. Do refleksji: przed nowym sezonem operowym, po niedawno zakończonym Konkursie Chopinowskim i ot tak, dla czystej uciechy. Tekst ukazał się w październikowym numerze “Muzyki w Mieście”.
A Mikado to pies?
O Mikado to będzie kiedyś cały wpis! Mam nadzieję zdążyć, zanim umrę, “though I probably shall not exclaim as I die, ‘Oh, willow, titwillow, titwillow!'”.
Ale byłoby w temacie. Możesz też dołożyć Iris Mascagniego.
Byłoby, a owszem. W takim razie dodam tytułem wyjaśnienia, że to było pisane pod kątem jesiennej oferty programowej NFM – i tak się pięknie złożyło w temat Orient/Occident.