Ten szkic powstał na prośbę Michała Stankiewicza, kierownika literackiego Teatru Wielkiego w Łodzi, i znalazł się w książce programowej najnowszej inscenizacji Eugeniusz Oniegina. Mając do wyboru kilka zagadnień związanych z operą Piotra Czajkowskiego, postanowiłam przedstawić sylwetkę człowieka zbędnego. Jak bałamutnie rozumieją to pojęcie reżyserzy operowi, przekonaliśmy się już nieraz. Jak je zrozumiał Paweł Szkotak, twórca przedstawienia, którego premiera odbyła się 29 października – jeszcze nie wiem, bo w natłoku innych spraw musiałam odłożyć wizytę w tamtejszym teatrze. Na razie poczytajmy.
***
Powstanie wybuchło pod koniec 1825 roku – czternastego grudnia wedle obowiązującego wówczas w Rosji kalendarza juliańskiego, dwudziestego szóstego zgodnie z dzisiejszą rachubą czasu. Bunt dojrzewał powoli, lecz nieubłaganie, co najmniej od roku 1815, kiedy car Aleksander I zdjął maskę orędownika swobód obywatelskich i wbiwszy się w dumę jako podziwiany przez Europę pogromca Napoleona, barbarzyńskiego potwora z porośniętych makią wzgórz Korsyki, odsłonił prawdziwą twarz rosyjskiego despoty. Nieomylnego władcy, prącego do celu wypróbowaną metodą zaostrzania polityki wewnętrznej i kontroli nad bogatszą, lepiej wykształconą i otwarciej myślącą częścią społeczeństwa. Bezwzględne rządy cara wywołały najostrzejszy sprzeciw wśród przedstawicieli liberalnej kadry oficerskiej. Późniejsi dekabryści, nazwani tak od miesiąca, w którym zorganizowano powstanie, reprezentowali kwiat rosyjskiej arystokracji: byli wśród nich synowie generałów i pułkowników, byli spadkobiercy członków najwyższych władz państwowych – senatorów, ministrów i gubernatorów. Odsłużyli swoje podczas napoleońskiej inwazji na Rosję w 1812 roku, stacjonowali w okupowanej Francji, mówili biegle kilkoma językami, złapali oświeceniowego bakcyla, sprowadzili do ojczyzny hasła racjonalizmu, antyklerykalizmu, zaszczepili w swoich rodakach deistyczne zapatrywania na relację Boga wobec stworzonego przezeń wszechświata.
Aleksander przykręcał śrubę, tymczasem Paweł Pestel i Nikita Murawiow założyli Stowarzyszenie Prawdziwych i Wiernych Synów, postawiwszy sobie za główny cel zniesienie poddaństwa chłopów. Różnice światopoglądowe doprowadziły wkrótce do rozpadu stowarzyszenia i powstania niezależnych organizacji tajnych: działającego w Petersburgu Towarzystwa Północnego i dowodzonego z kwatery 2. Armii Rosyjskiej w Tulczynie Towarzystwa Południowego, z którym później połączyło się wołyńsko-kijowskie Stowarzyszenie Wolnych Słowian. Monarchistyczne zapatrywania Murawiowa stopniowo ustępowały miejsca radykalnej ideologii Pestela, który opowiadał się za obaleniem caratu i wprowadzeniem republiki opartej na trójpodziale władzy. Na początku lat dwudziestych trzon obydwu Towarzystw stanowili zwolennicy taktyki spiskowej, zmierzającej do przewrotu i ostatecznego rozwiązania kwestii despotyzmu przez carobójstwo.
Tatiana i Oniegin. Ilustracja Jeleny Samokisz-Sudkowskiej do wydania poematu z 1908 roku.
Grudniowy kryzys dynastyczny 1825 roku, po śmierci Aleksandra, wydawał się najsposobniejszym momentem do rozpoczęcia buntu. Kiedy wyszło na jaw, że spodziewany następca, młodszy brat cara Konstanty, zawarł pięć lat wcześniej związek morganatyczny z polską hrabianką Joanną Grudzińską i z tego tytułu zrzekł się praw do tronu rosyjskiego na rzecz najmłodszego brata Mikołaja, Towarzystwo Północne uznało sytuację za naruszenie praw dziedziczenia. Powstanie rozpoczęto pod hasłem uznania Wielkiego Księcia Konstantego prawowitym spadkobiercą cesarstwa Rosji. Nad ranem 26 grudnia spiskowcy pod dowództwem księcia Trubeckiego wyprowadzili trzy tysiące żołnierzy na plac Piotra Wielkiego pod Soborem św. Izaaka, największą świątynią prawosławną w Petersburgu.
Żołnierze przez cały dzień stali murem na placu, wznosząc okrzyki na cześć cara Konstantego. Car Mikołaj wypuścił na nich oddziały gwardii konnej, szturm jednak spalił na panewce: gwardziści wypadli z koszar z paradnymi szablami, źle podkute wierzchowce ślizgały się rozpaczliwie na oblodzonym bruku. Zdesperowany następca podjął znamienną w skutkach decyzję: rzucił do ataku piechotę z Pułku Preobrażeńskiego i artylerię wyposażoną w działa nabite śmiercionośnymi szrapnelami. Zasypani gradem pocisków powstańcy rychło poszli w rozsypkę.
Carski adiutant, generał Aleksander von Benckendorff, przeczesał miasto w poszukiwaniu ukrywających się spiskowców i dostarczył zdemaskowanych członków organizacji do Pałacu Zimowego. Wyroki śmierci wydano na blisko trzystu żołnierzy. Pięciu oficerów stracono w połowie następnego roku, resztę wtrącono do więzień, skierowano do służby na rubieżach Imperium, skazano na ciężkie roboty przymusowe bądź zsyłkę na Sybir. Benckendorff, od 1826 roku szef III Oddziału Kancelarii Osobistej Jego Królewskiej Mości, czyli nowo utworzonej tajnej policji państwowej, wykształcił potężny aparat represji, obejmujący między innymi inwigilację cudzoziemców i Rosjan podejrzanych o działalność wywrotową, nadzór nad twierdzami, w których osadzano więźniów politycznych, oraz rozwój siatki carskich szpiegów. Rosja zamarła w trwożnym bezruchu na długie dziesięciolecia. Była jednym z nielicznych państw w Europie, do których w 1848 roku nie zawitała Wiosna Ludów. Synowie zepchniętej na margines szlachty stracili dotychczasową możliwość awansu w strukturach służb publicznych. Popadli w egzystencjalny smutek, cynicznie lekceważyli normy konstytuujące tożsamość ich przodków; pili na umór, uwodzili i porzucali niewinne dziewczęta, przegrywali wsie i majątki w faraona; niezdolni do jakiegokolwiek współczucia poza litością dla samych siebie, przedwcześnie kończyli życie w pojedynkach.
Oniegin. Rysunek Pawła Sokołowa z lat pięćdziesiątych XIX wieku.
Żałosne pokłosie prześladowań po stłumieniu powstania dekabrystów przyczyniło się do wykształcenia specyficznie rosyjskiej odmiany literackiego bohatera romantycznego. Lisznij czełowiek – człowiek zbędny, zbyteczny, niepotrzebny – to szlachcic, który sam nie wie, co począć z własnym życiem. W swej łagodniejszej odmianie – bezwolny próżniak, który teraźniejszości nie rozumie i zrozumieć nie chce, a przed jej zgiełkiem ucieka w puste mrzonki i niedojrzałe rojenia. W postaci skrajnej, wynaturzonej – mężczyzna amoralny, wyzbyty empatii, czerpiący tyleż perwersyjną, co krótkotrwałą przyjemność z zadawania bólu innym ludziom. Często piekielnie inteligentny i z tego tytułu przekonany o swojej wyższości, ujmujący nieoczywistym wdziękiem i niebezpieczną charyzmą. Skrzywdziwszy bliźniego, doznaje nagłego przypływu euforii, by potem osunąć się w jeszcze głębszy marazm. Zachowuje się wówczas jak narkoman na głodzie: szuka kolejnych, coraz bardziej bezbronnych ofiar, które potraktuje tym podlej i odczuje tym większą satysfakcję, poprzedzającą nieubłagany zjazd w otchłań melancholii. Człowiek zbędny jest swoistym pasożytem – nie umiejąc nawiązać prawidłowej relacji ze światem zewnętrznym, wżera się w niego niczym pijawka i wysysa zeń siły żywotne. Postrzega rzeczywistość wyłącznie przez pryzmat samego siebie, którym w gruncie rzeczy pogardza: za niezdolność do czynu, za niemożność wyrwania się z zaklętego kręgu niegodziwości i ułudy.
Sam topos literacki jest starszy niż termin, zapożyczony z tytułu noweli Turgieniewa Dziennik zbędnego człowieka, wydanej w 1850 roku, za którą poszły jego kolejne rozliczenia ze współczesnością: Rudin, Szlacheckie gniazdo, przede wszystkim zaś Ojcowie i dzieci. Ponad dekadę wcześniej Lermontow stworzył jednego z najbardziej przerażających antyherosów w dziejach literatury rosyjskiej – Grigorija Aleksandrowicza Pieczorina, Bohatera naszych czasów, młodego oficera, który porównał sam siebie z toporem w rękach losu: „Spadałem, często bez gniewu, zawsze na głowę skazanych ofiar… Moja miłość nikomu nie przyniosła szczęścia, gdyż nic nigdy nie poświęciłem dla tych, których kochałem: kochałem dla siebie, dla własnej przyjemności, zaspokajałem tylko dziwną potrzebę serca, chciwie pochłaniając ich uczucia, ich tkliwość, ich radości i cierpienia – i nigdy nie mogłem się nasycić”. W literaturze drugiej połowy XIX wieku lisznij czełowiek stał się tyleż celną, ile złożoną figurą nękającego Rosję kryzysu społecznego. Obłomow, gnuśny rosyjski Hamlet z powieści Gonczarowa (1859), odrzucił czystą miłość Olgi i z lenistwa ożenił się z gosposią, żeby poniewczasie zdać sobie sprawę z popełnionego błędu i pogrążyć w zupełnym marazmie. Stawrogin z Biesów Dostojewskiego (1873) – „chłopak jak malowanie, a jednocześnie jakiś odstręczający w tej urodzie” – jest diabłem w ludzkiej skórze, archetypem nihilisty, samozwańczym, nieuznającym żadnych reguł nadczłowiekiem, gardzącym wszystkimi z samym sobą na czele.
Wszystko się jednak zaczęło od postaci Oniegina z poematu dygresyjnego Puszkina, rozpoczętego w 1823 roku i dziesięć lat później ostatecznie wydanego drukiem. Rozczarowanie światem zaowocowało u bohatera pustką emocjonalną – niemożnością zaangażowania się w prawdziwą przyjaźń, nieumiejętnością dostrzeżenia i wypielęgnowania prawdziwej miłości. Oniegin natrząsa się z „naiwnego” idealizmu Leńskiego, odrzuca szczere uczucie Tatiany – z bezmyślnym okrucieństwem, którego w ogóle nie jest świadom. Na próżno wyrusza w podróż sentymentalną, która wzmaga w nim tylko poczucie pustki. Po powrocie zakochuje się wreszcie w Tatianie, która jest już mężatką i mimo hołubionego na dnie serca uczucia z młodości – kimś zupełnie innym: kobietą dojrzałą i wyzbytą złudzeń. Puszkinowski Oniegin jest aroganckim, cynicznym egoistą, w gruncie rzeczy jednak postacią dość sympatyczną, wzbudzającą politowanie graniczące ze współczuciem. Przekonany o swojej wyjątkowości, w istocie jest nikim. Kiedy Tatiana pod nieobecność ukochanego składa wizytę w jego dworze, przegląda jego bibliotekę i czyta zapiski na marginesach książek, konstatuje z rozczarowaniem, że „prawdziwy” Oniegin nie istnieje. Jest tylko zmatowiałym odbiciem bohaterów swoich romantycznych lektur.
Pojedynek Oniegina i Leńskiego. Obraz Ilji Riepina z 1899 roku.
Czajkowski pisał swoje „sceny liryczne” na motywach poematu Puszkina na przełomie lat 1877 i 1878, do libretta własnego i Konstantego Szyłowskiego, które szło niemal trop w trop za jambicznym metrum oryginału. Szyłowski dołożył od siebie kuplety Triqueta, kompozytor – arioso Leńskiego z I aktu i dużą część arii Księcia Gremina w akcie trzecim. Mimo że twórcy dopuścili się rzekomego „świętokradztwa”, biorąc za kanwę opery uwielbiane arcydzieło literatury rosyjskiej, ich Oniegin dochowuje wierności literze Puszkinowskiego tekstu. Odrobinę tylko uwspółcześnia jego wydźwięk, nadając bohaterowi pewne cechy „zbędnych ludzi” z kart powieści Lermontowa, Turgieniewa, a nawet Dostojewskiego. Operowy Oniegin bywa łajdakiem, lecz nie jest diabłem wcielonym. Bywa samolubem, ale nie nihilistą. Sieje wokół nieszczęście, ale raczej z głupoty niż wyrachowania. W finale opery zostaje sam, złamany rozpaczą – ale żywy, z nieuświadomioną jeszcze iskierką otuchy w duszy. Nie umiera na tyfus, jak Bazarow z Ojców i dzieci. Nie wiesza się, jak podkuszony przez biesa Stawrogin. Nie strzela sobie w serce, jak Herman z Damy pikowej.
Otóż właśnie, Herman. Antybohater opery późniejszej o kilkanaście lat, w której bracia Czajkowscy – kompozytor i librecista – przeistoczyli jednowymiarową, odstręczającą postać z Puszkinowskiej powiastki grozy w zwiastuna zagłady wszelkich wartości, w tragicznego potwora z najczarniejszych stronic prozy Dostojewskiego. Premiera Oniegina odbyła się w roku 1879, wkrótce po zwycięskiej wojnie rosyjsko-tureckiej, w ostatnich latach panowania zamordowanego przez terrorystów Aleksandra II, który przez chwilę dał „zbędnym ludziom” złudną nadzieję odnalezienia celu w życiu. Dama pikowa powstała w roku 1890, u szczytu despotycznych rządów jego syna Aleksandra III, w atmosferze nieustających śledztw, tortur, aresztowań i siejącej postrach działalności carskiej Ochrany. Lisznij czełowiek zdążył do tego czasu oblec się w maskę zdesperowanego, drwiącego z wszelkich nakazów nihilisty.
Oniegin był po prostu zbędny. Jego przerażający następcy stali się metaforą całkowitego rozkładu porządku moralnego, forpocztą zagłady świata, w którym nawet potomkowie dekabrystów potrafili jakoś żyć, choćby w poczuciu braku jakiegokolwiek celu.