Pewnie dlatego, że jesteśmy trochę przesądni i wierzymy, że nad miejscami unosi się duch nieobecnych. Do wsi gminnej Hukvaldy, gdzie w 1854 roku urodził się Leosz Janacek, zajrzeliśmy w towarzystwie wybitnego „janaczkologa” Jiříego Zahrádki, z wycieczką w ramach tegorocznego Maratonu w Ostrawie. Po spotkaniu połączonym z wykładem w gmachu Centrum Turystycznego, wzniesionym na fundamentach dawnej szkoły, w której kompozytor przyszedł na świat, ruszyliśmy na jesienny spacer szlakiem pamiątek i inspiracji. Poznaliśmy obejścia sąsiadów starszego pana Jerzego Janaczka, ojca Leosza, który był dyrektorem wspomnianej szkoły, dyrygentem chóru parafialnego, założycielem hukwaldzkiego towarzystwa śpiewaczo-czytelniczego i biblioteki publicznej oraz zapalonym pszczelarzem. Wstąpiliśmy do barokowego kościoła św. Maksymiliana, gdzie Janaczek grywał na organach. Przeszliśmy się po zamkowej „oborze”, czyli zwierzyńcu, po którym hasają muflony, daniele oraz ludzcy zbieracze kasztanów, żołędzi i orzeszków bukowych. Pogłaskaliśmy ogon odlanej z brązu Lisiczki Chytruski – podobno przynosi szczęście. Spędziliśmy dłuższą chwilę w Muzeum Janaczka, urządzonym w niewielkim domku na obrzeżach wsi, gdzie kompozytor spędził ostatnie lata życia:
Pod tym lustrem Janaczek odkładał laskę po porannym spacerze…
…przy tym biurku zabierał się do pracy…
…za tym stołem siadał do popołudniowych rozmyślań…
…przy tym piecu wygrzewał się w mroźne wieczory…
…a wreszcie zasypiał w tym łóżku. Dobranoc, Mistrzu.
(Wszystkie zdjęcia: Dorota Kozińska)