Dzisiaj nad ranem, w wieku zaledwie 66 lat, zmarł Eimuntas Nekrošius, jeden z najwybitniejszych reżyserów naszej epoki i – jak kiedyś o nim pisałam – jeden z ostatnich pogan współczesnego teatru. W Polsce zaczęło być o nim głośno dzięki Krystynie Meissner, założycielce Festiwalu Kontakt w Toruniu, który na przełomie stuleci regularnie gościł spektakle wielkiego Litwina i jego trupy Meno Fortas. W stołecznym Teatrze Narodowym Nekrošius wyreżyserował ostatnio Mickiewiczowskie Dziady i Ślub Gombrowicza. Wkrótce miał przystąpić do pracy nad Królem Learem. Od 2002 roku inscenizował także opery – m.in. Makbeta w Teatro del Maggio Musicale Fiorentino i Teatro Massimo di Palermo, Walkirię w Litewskim Narodowym Teatrze Opery i Baletu, Fausta Gounoda w La Scali i prapremierę Qudsji Zaher Szymańskiego w TW-ON. O tej ostatniej pisałam pięć lat temu na łamach „Teatru”, biorąc w obronę zlekceważonego wówczas Nekrošiusa, bez którego spektakl poniósłby moim zdaniem sromotną porażkę. Przypomnę ten tekst – z tym większym żalem, że od dawna czekałam na pełny Pierścień Nibelunga w ujęciu litewskiego wizjonera. Już się nie doczekam: chyba że na drugim końcu żmudzkiej grobli kūlgrinda.