Anioły bez przebaczenia

Upiór właśnie wrócił z premiery Rosenkavaliera w Operze Wrocławskiej i za kilka dni, jak już mu się wrażenia ułożą, napisze recenzję. Tymczasem tekst o poprzedniej premierze w tym samym teatrze, czyli Aniołach w Ameryce Petera Eötvösa, które na okamgnienie zawitały do nas w pełnej wersji scenicznej w ramach IV Festiwalu Opery Współczesnej. O dziele wewnętrznie pękniętym, moim zdaniem z winy samego kompozytora i współpracującej z nim librecistki, na łamach grudniowego „Teatru”.

https://teatr-pismo.pl/4980-anioly-bez-przebaczenia/

7 komentarzy

  1. krakus

    Kiedyś pomyślałem sobie, że można by napisać tekst o scenariuszowych „przesunięciach akcentów” w scenariuszach-librettach – sztuki Kushnera – scenariusza, którym posłużył się Warlikowski w swoim przestawieniu – i tym z opery… Ale dzisiaj nie wiem, czy to byłoby ciekawe i inspirujące… mam jakiś kłopot z tym tekstem i jego „anielskością” i mimo że w filmie jest kilka scen, które uważam za znakomite, mimo że takie też były u Warlikowskiego, dzięki aktorom, słusznie niegdyś nagrodzone: Ostaszewskiej, Chyry, Stuhra…to uważam, że utwór rozłazi się, ciągnie, meandruje i nudzi chwilami. Źle też stało się, że jego premiera w Polsce tak się opóźniła. Pojadę zobaczyć i posłuchać opery ale ta przerwa półtoraroczna… tragedia! Oglądałem bardzo dawno znakomity spektakl „Trzech sióstr” Eötvösa. Bardzo inspirujące było też libretto znakomicie „spreparowane” przez znawcę od Czechowa. Szkoda,że żadna scena w Polsce o tej operze nie myśli…

    • Witam krakusa w Nowym Roku! Muszę przyznać, że do tekstu Kushnera mam duży sentyment, może i dlatego, że przegadałam o nim długie godziny z pewnym amerykańskim teatrologiem, który go zna od podszewki i naprowadził mnie na wiele tropów nieczytelnych bądź wręcz niezrozumiałych dla odbiorcy z Europy. Tenże teatrolog – uważny obserwator i do pewnego momentu wielbiciel Warlikowskiego – aż się gotował ze złości, kiedy zobaczył jego „Anioły” w Warszawie. Zarzucał mu, zakładam, że słusznie, całkowite niezrozumienie pewnych uwarunkowań kulturowych dramatu, brak wyczucia zawartej w tekście ironii oraz bezmyślne, powierzchowne zrzynanie niektórych pomysłów z Nicholsa, które poprowadziło widzów na dalekie manowce interpretacji. Co do opóźnienia polskiej premiery operowych „Aniołów” – odniosłam wrażenie, że nasza widownia i tak nie była na nią gotowa. Co do „Trzech sióstr”, pełna zgoda, moja ulubiona opera Eötvösa, obok kolejnych wersji „Sarashiny”, która jest mi szczególnie bliska.

      • krakus

        Zgadzam się. Niechętnie krytykuję pewne zjawiska, które w Polsce są cenne, ale trzeba… Spektakl Warlikowskiego, który powstał w epoce prawicowego zwrotu czasów pewnego nieżyjącego Prezydenta jest nadmiernie plakatowy, zawiera dużo kopii z Nicholsa i co charakterystyczne dla W. ignoruje konteksty obyczajowe i polityczne przedstawiając postaci i ich problemy w pewnej próżni dla – niby – „czystości rysunku” co, jak słusznie Pani zauważyła skutkuje spłaszczeniem i plakatowością… Ale W. zawsze tak robił: brał jakiś tekst (robi też tak z librettami) i wyciągał tylko to co go „kręci”, co jest dla niego interesujące. To nigdy nie był to teatr który stawia sobie za cel ukazanie całego spektrum znaczeń utworu. Niestety to dość mody i rozpowszechniony trend…

  2. Piotr Kamiński

    „To nigdy nie był to teatr który stawia sobie za cel ukazanie całego spektrum znaczeń utworu. ”

    Czy nie prościej i krócej byłoby powiedzieć, że „to nigdy nie był teatr, który stawia sobie za cel ukazanie (…) utworu”?

    Rozmowa Upiora z Przyjacielem przypomina mi bowiem rozmowę, jaką miałem z pewnym Artystą po premierze niezapomnianej, paryskiej Ifigenii na Taurydzie (tej w domu starców, z chodzikami). Dyskutując zawzięcie, oblecieliśmy wówczas parę znanych tytułów w realizacji tego samego reżysera i wyszło nam (w skrócie), że im lepiej kto zna utwór wymalowany na afiszu, tym głośniej zgrzyta zębami.

    • Dodam tylko, że jak mi bardzo, ale to bardzo smutno, wtedy sięgam po Twoją recenzję z „Parsifala” w reżyserii tegoż (tę ze Smokiem Mlekopijem). Wystarczy, że dojadę do opisu sceny, w której pojawia się protagonista z ustrzelonym łabędziem, a leżę. Leżę, kwiczę, a łzy – ze śmiechu – toczą mi się po jagodach jak grochy. Działa niezawodnie, mimo że czytałam Twój tekst już z kilkadziesiąt razy. Ściskam mocno, uważajcie jutro na siebie. A najlepiej zostańcie w domu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *