Galeria muzycznych autoportretów

Zapowiadane relacje już wkrótce, a tymczasem powrót do koncertu, który odbył się w siedzibie NOSPR przedwczoraj, 9 lutego. Orkiestrą Gospodarzy dyrygowała Marin Alsop, partię solową we własnym Koncercie „Latynoskim” wykonała Gabriela Montero.

***

W średniowieczu senne Voiron, położone na północny zachód od Grenoble, wchodziło w skład hrabstwa Sabaudii. Jego początki sięgają XI stulecia, kiedy siedmiu wędrownych mnichów przemierzało okolice masywu Chartreuse w poszukiwaniu miejsca, w którym mogliby oddać się kontemplacji i modlitwie. Znaleźli je w sercu gór, w otoczonej skałami dolinie, gdzie założyli drewnianą osadę, ta zaś dała początek Wielkiej Kartuzji – macierzystemu klasztorowi kartuzów. Nieopodal wyrosło miasteczko, które w XVI wieku zasłynęło z manufaktur płótna i produkcji podobrazi malarskich, sprzedawanych w całej Europie na mocy przywileju króla Ludwika XII. Przywilej wygasł po rewolucji francuskiej, tradycja pozostała. Do tkaczy płócien z konopi, lnu i bawełny dołączyli wytwórcy najprzedniejszych jedwabi. Tuż przed I wojną światową w mieście osiedliła się pokaźna grupa imigrantów z Włoch, którzy wraz z miejscowymi robotnikami znaleźli zatrudnienie w nowo otwartej fabryce Abla Rossignola, zapalonego sportsmena, który z wyrobu wrzecion dla przemysłu tkackiego przerzucił się na produkcję nart.

Michał Spisak znalazł we Voiron schronienie na czas okupacji. Trafił tu w 1940 roku, po trzech latach pobytu w Paryżu, dokąd wyjechał na studia kompozytorskie. W podalpejskim miasteczku czynnie wspierał francuski Ruch Oporu (zdarzało mu się nawet szmuglować broń w futerale od skrzypiec), gościł u siebie wojennych zbiegów, organizował spotkania twórców, pisarzy i myślicieli. Przeżywał gwałtowny przypływ inwencji twórczej. Do końca wojny skomponował aż siedem utworów orkiestrowych, w tym pierwszą wersję Allegro de Voiron, powstałą w 1943 roku i wkrótce potem uznaną przez słynnego z perfekcjonizmu autora za dzieło nieudane, podobnie jak większość kompozycji z tamtego okresu.

Michał Spisak w swojej paryskiej pracowni, 1962. Fot. Władysław Slawny

Drugą wersję ukończył w roku 1957, już po powrocie do Paryża. Od czasu polskiej premiery w 1961 roku, w ramach Warszawskiej Jesieni, Allegro de Voiron słusznie uchodzi za wzorcowy przykład stylu neoklasycznego w dorobku ulubionego ucznia Nadii Boulanger. Roman Palester pisał o Spisaku, że neoklasykiem był od pierwszego do ostatniego utworu. Że w epoce, kiedy „zawalił się wiekowy system tonalny, przyszła do głosu dodekafonia, technika serialna”, pozostał całkowicie głuchy na wszystkie nowinki. Spisak sam kiedyś przyznał, że chce tworzyć muzykę, która sprawi wszystkim przyjemność. Sprawiła ją nawet Lutosławskiemu, który po śmierci Spisaka pisał w „Ruchu Muzycznym” o jego twórczości: „dojrzałej, pełnej jakby surowego piękna, a przy tym niezwykle przejrzystej”.

Spisak wyjechał z Polski na zawsze tuż po 23 urodzinach. Gabriela Montero opuściła rodzinne Caracas jako ośmiolatka – można przewrotnie powiedzieć, że w wieku słusznym jak na pianistkę, która swój pierwszy dziecięcy fortepian dostała jako siedmiomiesięczne niemowlę. Zdążyła jednak zapamiętać swoją ojczyznę jako krainę gwałtownych kontrastów, często idealizowaną przez przybyszów z zewnątrz. O napisanym w 2016 roku I Koncercie fortepianowym mówiła, że jest próbą oddania wenezuelskich sprzeczności językiem dźwięków, przełamania zmysłowych rytmów latynoskich mrokiem tutejszej niedoli, nie tyle manifestem, ile dobitnym oświadczeniem, że nie wszystko, co w tej muzyce świeci, jest złotem z hiszpańskiej legendy o El Dorado.

Gabriela Montero. Fot. Anders Brogaard

Ryszard Strauss w muzykę absolutną nie wierzył. Zawsze podkreślał, że utwór nie może się zatracić w kompozytorskiej samowoli, że potrzebuje rusztowań, ściśle określonych ograniczeń formalnych, które można mu narzucić najrozmaitszymi sposobami, począwszy od czerpania nauk z doświadczeń innych stylów, skończywszy na sformułowaniu odpowiednio nośnego programu literackiego. Zanim dwie jednoaktówki – Salome z 1905 roku i o cztery lata późniejsza Elektra – otworzyły w jego karierze długi i niezwykle owocny etap twórczości operowej, przez ponad dekadę opowiadał swoje muzyczne historie językiem poematów symfonicznych.

Ein Heldenleben (1897-98) jest ostatnim z ośmiu takich utworów w jego dorobku – skomponowaną do własnego programu metaforą najważniejszych etapów w życiu bohatera. Strauss zaznaczył w komentarzu, że poemat nie odnosi się do żadnej konkretnej postaci historycznej ani tym bardziej do bohatera literackiego, że nawiązuje raczej do pewnego archetypu, kulturowego wzorca herosa – z historią jego przyjaciół, wrogów i potyczek aż po kulminacyjne starcie dobra i zła, ostateczne spełnienie i pożegnanie ze światem. Wiele jednak wskazuje, że prawdziwym bohaterem tej wielopoziomowej syntezy orkiestrowego żywiołu, łączącej niebywałą inwencję kolorystyczną i klarowność faktury z postwagnerowską harmonią – jest on sam i jego własne życie, objawione w muzyce niczym w antycznym micie, jako ideał drogi w poszukiwaniu istotnej tożsamości. Wskazywałaby na to niezwykła nawet jak na Straussa liczba zawartych w utworze autocytatów, zwłaszcza w piątej z sześciu części poematu, zatytułowanej Des Helden Friedenswerke i odmalowującej walkę bohatera o pokój. Uważny słuchacz doszuka się w niej aż ośmiu odniesień do wczesnej opery Guntram, pięciu do poematu Don Kichot, po czterech do Don Juana oraz Śmierci i wyzwolenia, po trzech do Makbeta i Tako rzecze Zaratustra, a także pojedynczych cytatów z Dyla Sowizdrzała oraz pieśni Traum durch die Dämmerung i Befreit.

Troje kompozytorów, trzy opowieści o sobie samych, trzy dźwiękowe podróże: do Francji, Wenezueli i w tajemniczy świat mitu. Warto się wsłuchać w te muzyczne autoportrety, tworzone czasem na przekór własnym deklaracjom artystycznym.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *