O Wandzie, co Niemca kochała

Wiele piszę – i na tej stronie, i gdzie indziej – o nieobecności polskich oper w repertuarach naszych teatrów. Dotyczy to także dzieł współczesnych, zamawianych i realizowanych rzadko, przeważnie od wielkiego dzwonu, przy okazji rozmaitych jubileuszy, w ramach nie do końca przemyślanych „projektów”, które owocują przygotowanymi na łapu-capu półinscenizacjami, przenoszonymi czasem na scenę właściwą jakiegoś teatru, by potem z niej zniknąć i już nie powrócić. Tak stało się z Wandą Joanny Wnuk-Nazarowej, bardzo porządnie napisaną operą „dla ludzi”, którą można by włączyć do programu sezonu niejednej sceny lub festiwalu – choćby i w koncertowym wykonaniu, byle świeżym i bezpretensjonalnym. Poniższy artykuł powstał przeszło rok temu i odnosi się przede wszystkim do źródeł inspiracji kompozytorki. Ocenę pierwszej i jak dotąd jedynej produkcji Wandy pozostawiłam kolegom po fachu. Tekst został uaktualniony przez redakcję portalu culture.pl informacją o wydaniu zapisu audiowizualnego prawykonania. Można zatem wyrobić sobie własną opinię o Wandzie, choć obiektywizm będzie wymagał przymknięcia oczu i puszczenia tego i owego mimo uszu. Ale moim zdaniem warto.

O Wandzie, co Niemca kochała

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *