Tym razem – w tych niespokojnych czasach – zapowiedź koncertu Muzyka z Kaplicy Sykstyńskiej, który odbędzie się w piątek 21 marca w siedzibie NOSPR. Przed Państwem The Tallis Scholars pod dyrekcją Petera Phillipsa: warto się pośpieszyć, są jeszcze ostatnie bilety. Na zachętę mój esej, który ukaże się w książeczce programowej wieczoru.
***
Wśród historyków Państwa Kościelnego papież Sykstus IV nie cieszył się dobrą opinią. Ba, zdaniem niektórych okazał się najgorszym papieżem, jakiego Stolica Piotrowa widziała. Był człowiekiem mściwym, niemoralnym i zachłannym. Kiedy zmarł, jego wrogowie nie posiadali się ze szczęścia. Stefano Infessura, włoski humanista, prawnik i kronikarz, autor Diario della città di Roma, wspominał dzień zgonu Sykstusa jako „najszczęśliwszy dzień, w którym Bóg uwolnił chrześcijaństwo od bezbożnego i występnego władcy, niemającego w swoim sercu ani bojaźni Bożej, ani miłości do świata chrześcijańskiego, ani miłosierdzia”.
Nie można jednak odmówić Sykstusowi dbałości o Rzym, zamiłowania do ksiąg oraz wrażliwości na sztukę, także muzyczną. To on sprowadził do Wiecznego Miasta artystów formatu Pietra Perugina i Sandra Boticellego. To on był zapalonym kolekcjonerem sztuki starożytnej, którego zbiory dały z czasem początek Muzeom Kapitolińskim. To on wreszcie ufundował w Pałacu Apostolskim prywatną kaplicę, zwaną pierwotnie Cappella Magna, gdzie od początku działał chór złożony wyłącznie z mężczyzn i chłopców śpiewających bez towarzyszenia żadnych instrumentów, nawet organów – skąd wkrótce później wzięło się określenie a cappella. Zespół przez stulecia służył jako wzór dla instytucji katolickich w całej Europie. Zatrudniał najwybitniejszych śpiewaków i kompozytorów epoki. Wykształcił własny repertuar i odrębny, niezwykle wyrafinowany styl wykonawczy, który bez większego powodzenia próbowano naśladować w innych ośrodkach.
Wnętrze Kaplicy Sykstyńskiej. Fot. Alonso de Mendoza
Upadek świetności papieskiego chóru nastąpił dopiero w pierwszych latach XIX wieku, podczas wojen napoleońskich, po wcieleniu Państwa Kościelnego do Francji. W 1809 roku, kiedy Pius VII ekskomunikował „rabusiów dziedzictwa św. Piotra”, Napoleon kazał go uwięzić i osadzić w areszcie domowym w liguryjskiej Savonie. Papież wrócił do Rzymu dopiero po pięciu latach. Dyscyplina przepadła, muzycy rozpierzchli się po całej Europie, specyficzne praktyki wokalne odeszły w niepamięć. Podróżnicy, którzy po klęsce Napoleona znów ruszyli w grand tours po Italii i Helladzie, nie wierzyli własnym uszom. O swoim rozczarowaniu pisał między innymi Hippolyte Taine, francuski filozof i krytyk sztuki, który po wizycie w Kaplicy Sykstyńskiej w 1866 roku tak oto skwitował poczynania papieskich chórzystów (tutaj w przekładzie Antoniego Sygietyńskiego):
„Muzyka śpiewacza: są to beczenia okropne; zdaje się, iż umyślnie nagromadzono tyle interwałów dziwnych i niesłychanych. Można wprawdzie wyróżnić modulacje smutne i oryginalne, lecz zestrój jest gruby i słychać jak gdyby pokrzyki gardlane piewcy pijanego. Albo nie mam już słuchu, albo nuty fałszywe obfitują nadmiarem; głosy wysokie to tylko skomlenie: opasły śpiewak w środku ryczy; widać go, jak w klatce swojej poci się i mozoli. Po kazaniu nastąpił śpiew piękny w stylu wzniosłym i ścisłym; ale co za głosy nieprzyjemne, odgórne piszczące, odspodnie szczekliwe!”.
Nic dziwnego, że mistrzowie wykonawstwa historycznego od lat podejmują próby rekonstrukcji zaginionego wcześniej brzmienia, przepadłych wzorców improwizacji i zdobnictwa – często w odmiennych konfiguracjach niż czysto męski i stosunkowo rozbudowany skład Cappella Pontificia, w której od początku istnienia występowało co najmniej dwudziestu kilku śpiewaków. Są to z reguły decyzje w pełni uzasadnione: od tamtej pory zmieniły się nie tylko konteksty, ale i model odbioru. Czasem – żeby dojść prawdy – trzeba się od niej oddalić.
The Tallis Scholars. Fot. Hugo Glendinning
Nie da się zresztą inaczej, gdy słuchaczy zabiera się w podróż przez style i epoki: od związanego z zespołem Kaplicy od lat 80. XV wieku Josquina des Prés i jego wspaniałego, utrzymanego w technice przeimitowanej motetu Praeter rerum seriam; przez Costanzo Festę, jednego z pionierów szkoły rzymskiej, twórcę motetu Quam pulchra es do tekstu zaczerpniętego z Pieśni nad Pieśniami; Carpentrasa, który kursował między Awinionem a Rzymem i na którymś etapie napisał mroczne, utrzymane w stylu Josquina Lamentations; Moralesa wraz z jednym z kilku dokonanych przez niego opracowań antyfony Regina coeli, zdradzającym wpływy zarówno szkoły flamandzkiej, jak i rodzimej tradycji hiszpańskiej; aż po najsłynniejszego ze wszystkich Palestrinę, „księcia muzyków”, i fragmenty jego mszy, wśród nich Credo z legendarnej Missa Papae Marcelli, którą po soborze trydenckim uznano za wzorzec polifonii kościelnej.
W takiej podróży nie może też zabraknąć Miserere Gregoria Allegriego do tekstu Psalmu 51. Utwór powstał najprawdopodobniej w latach 30. XVII wieku, za pontyfikatu Urbana VII, na wyłączny użytek Kaplicy Sykstyńskiej podczas odprawiania ciemnych jutrzni. Mit o rzekomym zakazie kopiowania i rozpowszechniania kompozycji – pod groźbą papieskiej ekskomuniki – wziął się zapewne z pilnie strzeżonej praktyki dyminuowania, czyli melodyczno-rytmicznego rozdrabniania figuracji na szereg mniejszych wartości. Owa praktyka, głęboko zakorzeniona w tradycji renesansu, zdołała przetrwać dzięki wybitnej zdolności sykstyńskich chórzystów do improwizowania kontrapunktu wokół cantus firmus. Niewykluczone, że Allegri napisał swoje Miserere, by ukazać ten kunszt w całkiem nowym świetle i podkreślić związek wczesnej monodii akompaniowanej z dawną techniką dyminucji.
Nadszedł czas odkrywania tajemnic. Pora już odczarować słowa Goethego, który w 1788 roku – choć zachwycony muzyką w Kaplicy Sykstyńskiej – uznał, że przetrwa ona tylko pod warunkiem, że „będzie tu właśnie wykonywana”.