Ojciec bogów i ludzi

Hans Hotter przeżył prawie stulecie. Zachwycał na scenie co najmniej dwa pokolenia miłośników opery. Wielbicieli twórczości Wagnera rzucał na kolana zarówno w rolach basowych, jak i barytonowych. Dla wielu był modelowym odtwórcą partii Kurwenala, Gurnemanza i Holendra Tułacza. Przez całe życie zmagał się z atakami astmy, w późnym wieku cierpiał na dojmujące bóle kręgosłupa. Był śpiewakiem niedoskonałym, walczącym z przekleństwem krótkiego oddechu i rozfalowanego, dla wielu nieznośnego wibrato. Był wielkim artystą, wybitnym aktorem, który w każdą ze swych kreacji – jakkolwiek boskich, bohaterskich albo tragicznych – potrafił wsączyć niezbędną dawkę zwykłej ludzkiej słabości i rozpaczy. Był wzorcem postaci Wotana. Czasem przyznawał, że ta emblematyczna rola ciąży mu jak brzemię.

Urodził się 19 stycznia 1909 roku w Offenbach am Main, nieopodal Frankfurtu, w południowej Hesji. Jego ojciec, architekt, osierocił rodzinę, kiedy Hans miał zaledwie siedem lat. Po śmierci męża pani Hotter przeprowadziła się z dwoma synami do Monachium. Starszy z braci poszedł na nauki do seminarium, młodszy zapisał się do Maximiliansgymnasium, gdzie dostał się między innymi pod opiekę doktora Josefa Saama, profesora muzyki, a zarazem chórmistrza i organisty kościoła w pobliskiej parafii. Wkrótce przejął po nim schedę i zamierzał poświęcić się karierze dyrygenckiej: w wieku dziewiętnastu lat rozpoczął studia na wydziale filozoficznym Uniwersytetu Monachijskiego (których program obejmował także teorię muzyki), wkrótce potem podjął drugi fakultet w miejscowym konserwatorium – w klasach organów, fortepianu i śpiewu. Miał szczęście dostać się pod opiekę Matthausa Römera, wybitnego śpiewaka oratoryjnego i jednego z najsłynniejszych tenorów wagnerowskich przełomu XIX i XX wieku, który w 1909 roku śpiewał Parsifala w Bayreuth pod batutą Karla Mucka. To on właśnie poznał młodego Hansa z Siegfriedem Wagnerem i namówił go, by poświęcić się bez reszty karierze wokalnej. Hotter poszedł za radą mistrza – po części z przyczyn czysto finansowych, żeby zapewnić utrzymanie przedwcześnie owdowiałej matce.

Hans Hotter

Hans Hotter w końcu lat trzydziestych, w okresie występów w Operze Hamburskiej.

W 1930 zadebiutował w Teatrze Miejskim w Opawie, w niewielkiej roli Mówcy w Czarodziejskim flecie. Przez następne dwa sezony występował we Wrocławiu, później w Pradze i w Hamburgu, gdzie w 1937 roku wziął udział w prapremierze opery Das Opfer Winfrieda Zilliga, wreszcie – na zaproszenie dyrygenta Clemensa Kraussa – związał się z Bayerische Staatsoper w Monachium, której pozostał wierny przez kolejne trzydzieści pięć lat. Już wtedy dysponował bardzo szerokim repertuarem: śpiewał partię tytułową w Juliuszu Cezarze Händla, Hrabiego w Weselu Figara, Pizarra w Fideliu, Jagona i Falstaffa w operach Verdiego, Escamilla w Carmen, Tonia w Pajacach oraz Wotana/Wędrowca w Pierścieniu Nibelunga. Zachwycony jego głosem i warsztatem aktorskim Ryszard Strauss powierzył mu rolę Komendanta w prawykonaniu Dnia pokoju (1938, z Vioricą Ursuleac jako Marią) oraz poety Oliviera w Cappriccio (1941, znów z Ursuleac, tym razem w roli Hrabiny). W 1944 roku Hotter wykreował postać Jupitera na próbie kostiumowej Die Liebe der Danae na Festiwalu w Salzburgu (do premiery nie doszło, bo w następstwie nieudanego zamachu na Hitlera naziści zamknęli teatry w mieście). Wszystkie trzy premiery Straussowskie odbyły się pod dyrekcją Kraussa. Ten sam dyrygent poprowadził też słynne nagranie Holendra Tułacza z 1944 roku, z Hotterem w roli tytułowej, które do dziś uchodzi za jedno z najwspanialszych dokonań wczesnego okresu kariery śpiewaka, przyćmione tylko przez późniejszą o sześć lat rejestrację z MET pod batutą Fritza Reinera.

Kilka miesięcy przed wybuchem wojny Hotter zdążył jeszcze zaśpiewać na deskach Wiener Staatsoper, w partii Jokanaana w Salome. Skorzystał wprawdzie z przywileju zwolnienia ze służby wojskowej, nie uległ jednak namowom wstąpienia do NSDAP, kategorycznie odmówił też podpisania angażu w Bayreuth. Z Hitlera dworował sobie ponoć bezlitośnie, zrezygnował z pokusy występów za granicą, karierę podzielił między teatry operowe w Hamburgu, Wiedniu i Monachium. Kiedy podczas procesów denazyfikacyjnych zagadnięto go o prywatne archiwum dźwiękowe Hitlera, który przechowywał sporą liczbę jego nagrań, odpalił bez namysłu, że podobną kolekcją może się pochwalić sam papież. Po wojnie oświadczył, że misja odnowy wizerunku państwa niemieckiego spoczywa nie tylko w rękach polityków, lecz także niezaangażowanych ideologicznie sportowców i artystów. Rolę muzycznego ambasadora nowego porządku Europy wziął na siebie już w 1947 roku, występując na scenie Covent Garden z zespołem Opery Wiedeńskiej. Wkrótce potem zadebiutował w Teatro Colón w Buenos Aires i w nowojorskiej Metropolitan Opera.

Ogromny wysiłek psychiczny i fizyczny przyczynił się do pierwszego poważnego kryzysu wokalnego. Krytycy, zdegustowani kłopotami intonacyjnymi Hottera i niepokojącym rozwibrowaniem jego głosu, wieszczyli mu rychły koniec kariery. Śpiewak wziął się ostro do roboty: dzięki żmudnym, popartym niepospolitą muzykalnością ćwiczeniom technicznym i drastycznemu ograniczeniu repertuaru przezwyciężył usterki warsztatu i z nowym zapałem oddał się cyzelowaniu ról wagnerowskich. W latach 1952-66 dołączył do grona niezapomnianych śpiewaków-aktorów, którzy współtworzyli świetność „nowego Bayreuth” pod rządami Wielanda Wagnera. Znamienne, że większość tych tytanów – wśród nich Martha Mödl, Wolfgang Windgassen, Gottlob Frick, Gustav Neidlinger i Anja Silja – nie odniosła znaczących sukcesów w Metropolitan Opera. Podobnie było z Hotterem, któremu Rudolf Bing bezlitośnie wypominał miniony kryzys i twardo utrzymywał, że nawracające ataki astmy przyczyniły się do utraty wyrównania rejestrów i zmatowienia przepięknego niegdyś w barwie bas-barytonu.

das-rheingold4

Jako Wotan w Złocie Renu w Bayreuth (1966).

Hotter przełknął gorycz porażki za Oceanem i skupił się na karierze w Europie i Japonii. Wprawdzie do końca życia żałował, że nigdy nie wystąpił u boku Marii Callas, nie zaśpiewał pod batutą Toscaniniego i nie miał okazji wcielić się w postać Ochsa w Rosenkavalierze, powetował to sobie jednak skrupulatnym doborem partii do aktualnych możliwości głosowych i pieczołowitą, „szalapinowską” z ducha pracą nad rolą. W Tristanie śpiewał z początku Kurwenala, by z czasem przerzucić się na Króla Marka. W Śpiewakach norymberskich zaczynał od Sachsa, skończył na Pognerze. W Parsifalu przeszedł ewolucję od Amfortasa, przez Gurnemanza, aż po Titurela. Największe uznanie zyskał wszakże w partii Wotana: jako współstworzyciel nordyckiego świata i przywódca poległych wojów w Walhalli wystąpił między innymi w dwóch Wielandowskich inscenizacjach Tetralogii w Bayreuth, w 1952 i 1966 roku. Pożegnaniem Wotana z Brunhildą z III aktu Walkirii rozstał się 29 czerwca 1972 z publicznością Opery Paryskiej. Był postawny jak bóg; miał głos władczy i potężny, a przy tym aksamitny w brzmieniu; emanował dostojeństwem, a zarazem fizycznym cierpieniem, moralną udręką i czysto ludzkim smutkiem. Niejeden ówczesny Wotan prześcigał go kunsztem wokalnym i pięknem barwy. Żaden nie dorównał mu siłą wyrazu i skończonością kreacji aktorskiej.

Trudno się dziwić, że jeszcze za życia Hottera znaleźli się melomani, którzy przedkładali jego interpretacje pieśni Brahmsa, Schumanna, Wolfa, zwłaszcza zaś Winterreise Schuberta – z akompaniamentem Geralda Moore’a – nad kreacje wszędobylskiego Dietricha Fischera-Dieskaua. Hotter występował na scenie prawie do końca życia (zmarł w grudniu 2003 roku, na krótko przed dziewięćdziesiątymi piątymi urodzinami). Obdarzony niepospolitym talentem pedagogicznym, wychował dziesiątki uczniów. Wszystkim wpajał nadrzędną zasadę dobrego śpiewu: „przede wszystkim nie nudźcie słuchacza”. Wiedział, co mówi. Nie sposób odnaleźć dwóch jego nagrań, w których opowiadałby tę samą historię.

11 komentarzy

  1. Piotr Kamiński

    Lepiej nie oceniać Hottera wedle Wotana w Walkirii z Soltim – który krążył najszerzej. Na szczęście jest Pierścień z Keilberthem z 1955, nagrany w idealnych warunkach i niedawno wskrzeszony. A cudownego Sachsa najlepiej posłuchać w pięknym nagraniu Jochuma z 1949 roku, gdzie kłopoty oddechowe są, ale głos jeszcze w świetnym stanie. Siedem lat później, z Cluytensem w Bayreuth, to wciąż jeszcze prawdziwy Hotter i najprawdziwszy Sachs, ale już dwa lata później – Hotter woli śpiewać Pognera. „Góry” go odeszły, jak wcześniej, i szybciej jeszcze, jego największego poprzednika, Friedricha Schorra.

    • Ja też bardzo lubię to, które wstawiłam, z Philharmonia Orchestra pod Ludwigiem, z 1957 roku – ukazało się w formie składanki EMI (Great Recordings of the Century), przede wszystkim z nagrań Nilsson. Przed chwilą sprawdziłam, Pierścień z Keilberthem jest na YT (ależ tam jest obsada!), podobnie jak cali Śpiewacy, o których piszesz (żywe z 1949 pod Jochumem).
      Mamy w domu ciężką kontrowersję rodzinną wokół Hottera. Obawiam się, że moja druga połowa zaczęła przed laty od Soltiego…

      • Piotr Kamiński

        Jeżeli na YT rzeczywiście dali w całości to, co opublikował Testament, to będzie awantura, bo tu chyba działają prawa. Ale to już nie mój kłopot. Wotanów jest na szczęście pod dostatkiem, od Kraussa 1953 poczynając, ale ten Keilberth 55 jest najlepiej nagrany i w stereo.

        • Jest cały i na pewno ten, na wszelki wypadek nie podlinkuję, bo na tym samym kanale istne skarby do jednego z kolejnych odcinków Atlasu. Awantura będzie nie pierwsza i nie ostatnia. Robin Hoodów na YT dostatek, ale prędzej czy później każdego zablokują.

  2. K

    Niechże w nadchodzącym roku wszystko Upiorowi gra i stroi aż do wysokiego c.
    A Czytelnikom blogu, o sobie nie zpominając, życzę jak najwięcej Upiorności.
    No hay caminos, hay que caminar…

        • Już wszystko jasne, na razie zablokowało Pański komentarz, ale już odblokowałam, poza tym chyba nadawca…?
          Jakkolwiek bądź, bardzo dziękuję. Upiorność naszą będziemy pielęgnować skrzętnie, miejmy nadzieję, że z pożytkiem i ku uciesze wszystkich zainteresowanych. Którym jeszcze raz życzę samego dobra w nadchodzącym roku. I żeby się ten sezon trochę szybciej i we właściwą stronę zaczął rozkręcać, bo na razie trochę ponuro.

          • Kan

            Jasne, że nadawca. Po wzniesieniu toastu za pomyślność Upiora podniosłem guzik i nacisnąłem rękę.

Skomentuj Piotr Kamiński Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *