Żółte światło w niebieskiej ciemności

Tak sobie pomyślałam, że z końcem roku warto przypomnieć o jednym z najciekawszych, o ile nie najciekawszym przedstawieniu operowym, jakie polscy widzowie mogli dotąd obejrzeć w zubożonym pandemią sezonie. A i tak wszystko wisiało na włosku, bo gdy w TW-ON odbywały się ostatnie próby przed premierą, Warszawa nieubłaganie wkraczała w strefę czerwoną. O legendarnym Wertherze w reżyserii Deckera – tym razem wyłącznie w kontekście inscenizacji – piszę w grudniowym numerze „Teatru”, gdzie między innymi arcyciekawy esej Henryka Mazurkiewicza o „klaczy, która uciekła z folwarku”, czyli o sztuce Andreja Kurejczyka Pokrzywdzeni i o Nowej Białorusi, a także rozmowy z Elizą Borowską i Jackiem Braciakiem, tegorocznymi laureatami Nagrody im. Aleksandra Zelwerowicza, oraz z Joanną Nawrocką, dyrektor warszawskiego Teatru Ochoty, który właśnie obchodzi jubileusz pięćdziesięciolecia. Będzie przynajmniej co poczytać pod choinką, skoro teatry wciąż zamknięte.

http://www.teatr-pismo.pl/przestrzenie-teatru/2832/zolte_swiatlo_w_niebieskiej_ciemnosci/

2 komentarze

  1. Produkcje znam na pamiec, jej premiera odbyla sie w Amsterdamie 25 lat temu. Wetrthera sspiewal Martin Thomson, byl okay.
    Charlotte spiewala Susan Graham, Alberta Gilles Cachemaille i Sophie Cyndia Sieden.
    Bylam na tym kilka razy i za kazdym razem jak wznawiali .
    Boskie.
    SZkoda ze nie poszlas na Beczale, on jest w tej roli niezastapiony.

    • Zgadzam się w pełni, wspaniałe przedstawienie. W ogóle jakoś ten rok mija mi pod znakiem Werthera – zajrzyj dwa wpisy niżej, w mój szkic o Rogatchewskym. Trzymaj się zdrowo i ciepło – zobaczymy, co nam 2021 przyniesie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *