Czas na podsumowanie sezonu, który okazał się najbogatszym i najbardziej intensywnym w całej dotychczasowej karierze Upiora. Przyczyniło się do tego kilka czynników: po pierwsze, mój niewzruszony upór, nazywany czasem obsesją, a wynikający z potrzeby uzmysłowienia Czytelnikom, że prawdziwa cnota nie tylko krytyk się nie boi, ale wręcz łaknie rzetelnej oceny; po drugie, nieocenione wsparcie moich subskrybentów w serwisie Patronite (https://patronite.pl/upior-opera); po trzecie rosnąca liczba zagranicznych kamikadze, którzy z niewiadomych przyczyn wolą, żeby wypunktowała ich Kozińska, niż żeby miał ich pochwalić dziennikarz lokalnej gazety. Póki życia, póty nadziei – na razie Upiór będzie robił swoje.
Londyn – listopad 2022 i maj 2023. Najpierw przy okazji kolejnej odsłony festiwalu Joy & Devotion w kościele St Martin-in-the -Fields, później w związku ze wspaniałą – i zlekceważoną przez polską krytykę – inscenizacją Symfonii pieśni żałosnych Góreckiego w English National Opera. W obydwu przypadkach w znakomitym towarzystwie. Ciekawostka: w domu, gdzie dziś mieści się hotel, który kołysze gości do snu nieustannym rykiem wentylatorów, urodził się kiedyś Sir John Barbirolli.
Brno – listopad 2022 i marzec 2023. Dwa rytualne już powroty do stolicy Moraw: pierwszy przy okazji festiwalu Janáček Brno, drugi po drodze na Sycylię, kiedy udało się wreszcie obejrzeć i usłyszeć na żywo Pasję grecką Martinů. W tym sezonie Upiór podtrzyma tradycję: w listopadzie wybierze się na nową inscenizację Jakobina Dworzaka – opery, której dobrze nie znają nawet Czesi, rozkochani w twórczości rodzimych kompozytorów.
Inverness – grudzień 2022. Kiedy Tomas Leakey, szef kameralnej orkiestry Mahler Players, zapraszał mnie na północ Szkocji na koncertowe wykonanie II aktu Tristana i Izoldy, zapewniał, że zimą jest tam równie pięknie, jak podczas letniego przesilenia. Nie rzucał słów na wiatr – prócz muzycznych uniesień zapamiętam tę wyprawę z długich spacerów wzdłuż Kanału Kaledońskiego, gdzie udało mi się wytropić nie tylko dwie czaple modre, ale też stadko rożeńców i nawałnika. Za dwa miesiące melduję się z powrotem – tym razem na III akcie Zygfryda.
Göteborg – grudzień 2022. Każde kolejne przedsięwzięcie firmowane nazwiskiem Krystiana Lady przyjmuję z radością, a zarazem żalem i niedowierzaniem, że wrażliwość tego reżysera nie przekłada się na dostateczną liczbę angaży w Polsce. Jego szwedzkie Opowieści Hoffmanna wzruszyły mnie tym bardziej, kiedy zdałam sobie sprawę, jak mocno przeżyli ten spektakl uczestniczący w nim muzycy. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś tam wrócę – zanim jednak to się stanie, podzielę się z Państwem wrażeniami z prapremiery pewnej opery w Szwajcarii, znów w reżyserii Lady.
Münster – styczeń 2023. Miasto zwane kiedyś Monastyrem, kojarzone przez polskich melomanów przede wszystkim z prawykonaniem Pasji Łukaszowej Krzysztofa Pendereckiego. Dotarłam tam wreszcie, skuszona Elektrą z Rachel Nicholls w partii tytułowej. Przy okazji, w strugach deszczu, przypomniałam sobie o Proroku Meyerbeera – na widok klatek wiszących do dziś na wieży kościoła św. Lamberta, w których umieszczono na postrach szczątki trzech przywódców komuny anabaptystów, także tytułowego proroka, Jana z Lejdy.
Bolonia – luty 2023. Wyprawa do Teatro Comunale di Bologna, który z powodu zaplanowanej na kilka lat renowacji historycznego gmachu realizuje kolejne przedsięwzięcia w innych przestrzeniach miasta. Mimo to wyprawa całkiem udana: przekonałam się, jak Oksana Łyniw – po kilku sezonach w Bayreuth – radzi sobie z Latającym Holendrem w wykonaniu własnych zespołów.
Madryt – luty 2023. Wiosna w środku zimy, czyli czas spędzony w stolicy Hiszpanii z przyjaciółmi: na spacerach w słońcu, wycieczkach po okolicy i delektowaniu się miejscową kuchnią. Rzecz jasna, nie obeszło się bez wizyty w Teatro Real i spotkania z nieznaną operą barokową, Achille in Sciro Francesca Corsellego.
Lubeka – marzec 2023. Spełniło się moje kolejne marzenie: pojechałam do Królowej Hanzy na przedstawienie Lohengrina, tej samej opery, od której przeszło sto lat temu, w tym samym mieście, zaczęła się wielka miłość Tomasza Manna do twórczości Ryszarda Wagnera. Przy okazji smutne odkrycie: w widocznych na zdjęciu pomieszczeniach Szpitala św. Ducha jeszcze niedawno mieścił się dom opieki, prowadzony w niewiele lepszych warunkach niż w średniowieczu.
Berlin – marzec 2023. Po długiej przerwie krótki wypad na festiwal Maerzmusik, od tego sezonu pod kierownictwem Kamili Metwaly, urodzonej w Warszawie córki egipskiego aktora, reżysera i tłumacza Hanaa Abdela Fattaha Metwalego oraz jego polskiej żony Doroty. Czasu było niewiele, starczyło jednak na Field 7. Delta Wojciecha Blecharza, z cyklu jego zmysłowych medytacji „na przestrzenie dźwiękowe” – w wypalonym wnętrzu kościoła St. Elisabeth.
Bazylea – marzec 2023. I znów Wagner, w postaci koncertowego wykonania ostatniego aktu Zygfryda z Sinfonieorchester Basel pod batutą Marka Eldera i z czworgiem pieczołowicie dobranych solistów, wśród nich wspaniałą Rachel Nicholls w partii Brunhildy. A pogoda była tak piękna, że przed koncertem spędziłam dobre pół godziny na podziwianiu rzeźb kinetycznych Jeana Tinguely’ego, odgrywających własny spektakl w fontannie na miejscu sceny dawnego teatru.
Lizbona – kwiecień 2023. Wagnera ciąg dalszy: ponownie Latający Holender, i to w anturażu najstosowniejszym z możliwych, bo w sąsiedztwie Torre de Belém, dawnej strażnicy portu lizbońskiego, skąd żeglarze wyruszali niegdyś na podbój tego samego przylądka, od którego zaczęła się klątwa statku z morskiej legendy.
Praga – maj 2023. Odkrywamy dalej, tym razem zapomnianą operę komiczną Zemlinsky’ego Kleider machen Leute, z niewątpliwie komicznym polskim akcentem. Przedstawienie odbyło się w miejscu premiery ostatecznej wersji utworu, czyli w gmachu Neues Deutsches Theater, obecnej siedzibie Státní opera, jednej z czterech scen praskiego Teatru Narodowego.
Wenecja – maj 2023. Całkiem nieplanowana wycieczka – za namową Krystiana Adama Krzeszowiaka, który okazał się równie znakomitym odtwórcą partii Czasu w pięknej inscenizacji Il Trionfo del Tempo e del Disinganno w Teatro Malibran, jak i przewodnikiem po tajemnych zakamarkach miasta na lagunie.
Getynga – maj 2023. Kolejny powrót po pandemii: na Festiwal Händlowski, który przez ten czas zdążył zmienić dyrektora generalnego i kierownika artystycznego, zachował jednak dotychczasową linię programową. Wciąż zatem można się cieszyć nie tylko muzyką, ale też bogactwem majowych barw i zapachów – na przykład czekając na festiwalowy autobus pod wspaniałym krzewem dzikiej róży, tuż obok gmachu Deutsches Theater.
Longborough – czerwiec 2023. Jak już pisałam, krąg się powoli domyka. Po tegorocznym spektaklu Zmierzchu bogów LFO szykuje się do wystawienia całego Ringu. Szczęściem odkryłam wspaniałą drogę do teatru przez pola, lasy i łąki. Przyda się w przyszłym sezonie, kiedy przyjdzie zabawić tu dłużej.
West Horsley – czerwiec 2023. Druga już wyprawa do Grange Park Opera – w tej samej wesołej kompanii, co poprzednio. Sądząc z tegorocznej inscenizacji Tristana i Izoldy, wolimy tutejsze wykonania półsceniczne. Znów jednak nie obyło się bez olśnień muzycznych i wzruszeń wiejsko-ogrodniczych: jak ten dzwonek na zakończenie przerwy, odstawiony na ławkę przy grządce fasoli.
Drezno – lipiec 2023. Większość teatrów operowych za granicą gra znacznie dłużej niż w Polsce – z myślą o turystach-melomanach, którzy nie chcą się rozstawać z muzyką nawet w wakacje. Postanowiłam skorzystać z okazji i wybrać się wreszcie na ukochanego „Frejszyca”, który w Semperoper cieszy się podobną popularnością, jak w Warszawie Straszny dwór – również z tego powodu, że właśnie tą operą zainaugurowano działalność gmachu po odbudowie z wojennych zniszczeń.
Monachium – lipiec. O monachijskiej Semele z udziałem Jakuba Józefa Orlińskiego pisali już wszyscy. Dodam więc tylko, że po drodze na spektakl postanowiłam zwiedzić wzniesioną w 1898 roku Villa Stuck, brawurowo łączącą neoklasycystyczne założenie z dekoracjami w stylu secesji i Art Deco. Na zachętę dla wędrowców, którzy jeszcze tam nie dotarli – lastrykowe popiersie Peryklesa.
Bayreuth – sierpień i wrzesień 2023. Stolica Górnej Frankonii tym razem w podwójnej odsłonie: Wagnerowskiej i barokowej. Obydwie wyprawy udane nad wyraz, o czym donosiłam w niedawnych recenzjach z Tristana i festiwalu Bayreuth Baroque. Nie przypuszczałam, że tak się zżyję z tym miastem i odkryję w nim skarby – nie tylko muzyczne – o których przedtem nawet mi się nie śniło.
Oslo – sierpień 2013. Nie pierwsza moja wizyta w Operahuset, za to pierwsza „od kuchni”, co zawdzięczam zaproszeniu na finały tegorocznego Międzynarodowego Konkursu Wokalnego im. Królowej Sonji. Ciekawe, kto z tych młodych śpiewaków zrobi karierę na najlepszych scenach świata. Ciekawe, jak zmieni się sama opera, która w obecnej postaci scenicznej wymaga od solistów całkiem innego przygotowania niż dwadzieścia, trzydzieści lat temu. Ciekawe, jak długo przetrwa Upiór w Operze i czy znajdzie kontynuatorów, kiedy mu sił zabraknie. Jeszcze raz składam najserdeczniejsze podziękowania wszystkim moim dobroczyńcom: subskrybentom, współpracującym ze mną redakcjom oraz instytucjom muzycznym, wiernym przyjaciołom, współtowarzyszom podróży, wielbicielom mojej pisaniny, a nawet wrogom – którym, idąc za radą Oscara Wilde’a, zawsze przebaczam, bo wiem, że nic ich bardziej nie zdenerwuje.