Spółuczniowie, spółwięźniowie, spółwygnańcy

Dziś będzie o czymś innym, ale wciąż o teatrze i o muzyce. Po długich miesiącach oczekiwania wreszcie można obejrzeć ponadgodzinny film dokumentalny Dziady. Tytuł roboczy według scenariusza i w reżyserii Ewy Hevelke i Michała Januszańca – opowieść o legendarnym spektaklu Kazimierza Dejmka, który tak głęboko zapadł w naszą pamięć zbiorową, że nawet ludzie urodzeni w XXI wieku mają poczucie, jakby go kiedyś widzieli. Jak informuje Instytut Teatralny im. Zbigniewa Raszewskiego, którego staraniem film powstał, wykorzystano w nim „prawdopodobnie wszystkie istniejące audiowizualne materiały archiwalne ze zbiorów WFDiF i TVP”. Jak pisze w pierwszej recenzji Maryla Zielińska, film „zachęca do krytycznego myślenia, ale też przywraca spektaklowi tożsamość, pokazuje go jako złożoną wypowiedź artystyczną”. Serdecznie dziękuję realizatorom i przyjaciołom z Instytutu, że zaprosili mnie do rozmowy o muzyce w Dejmkowych Dziadach – z której ponoć wynikły dość nieoczekiwane dla nich wnioski. Podobnie jak dla mnie – po wysłuchaniu innych wykorzystanych w filmie wypowiedzi. Niezwykła to rzecz i godna obejrzenia przez wszystkich miłośników teatru, także operowego. Trudno o lepsze świadectwo prawdy, że dzieło wymyka się czasem twórcy i zaczyna żyć własnym życiem. Poniżej link do całości w wolnym dostępie.

https://encyklopediateatru.pl/multimedia/5285/dziady-tytul-roboczy

3 komentarze

  1. Obejrzałam, dzięki za polecenie. Co do muzyki, o której tam mówiłaś, ja bym osobiście podrzuciła nie Davida Munrow (choć oczywiście jego zasługi są nieocenione), którego w Polsce wówczas chyba jeszcze nie bardzo znano, lecz raczej Kazimierza Piwkowskiego i jego „rodzinny biznes”, czyli Fistulatores et Tubicinatores Varsovienses. To Dejmkowe połączenie staropolszczyzny i ludowości było bardzo charakterystyczne. Ja osobiście jego spektakli na żywo nie widziałam, ale pamiętam, jak w podstawówce zazdrościłam moim koleżkom, którzy śpiewali w chórze chłopięcym np. w „Historyi o chwalebnym zmartwychwstaniu Pańskim”: jednym z muzyków, który robił u Dejmka tę staropolskość-ludowość, był nasz chórmistrz z Miodowej – Romuald Miazga. Innymi byli Stefan Sutkowski i Jerzy Dobrzański – ten team działał też w stworzonej przez Sutkowskiego Warszawskiej Operze Kameralnej. Misteria wystawiane w WOK (w niektórych miałam jeszcze przyjemność brać czynnie udział) były jakby przedłużeniem tego nurtu Dejmkowego, oczywiście tylko na gruncie muzycznym, nie intelektualnym.
    Oglądając film człowiek żałuje, że tak mało się z tych „Dziadów” zachowało – choć trochę jednak jest. Najbardziej żal oczywiście „Wielkiej Improwizacji” – nawet ta po dwóch dekadach wypowiadana przez Holoubka w „Lawie” Konwickiego (nakręconej chyba właśnie po to, żeby mógł ją powiedzieć) wywiera piorunujące wrażenie, a te parę zdań z inscenizacji w TN, które się zachowały, dają wyobrażenie, jaki to wtedy dynamit musiał być. Mam na stosunkowo świeżo ów „Marzec ’68” Krzysztofa Langa (nie jest to jakiś wybitny film, ale intencje były zacne) i tam widać, jak trzeba było kombinować, żeby coś tam z tej atmosfery przekazać.
    Najbardziej bezcenne są tu wypowiedzi Jitki Stokalskiej, która była wtedy asystentką Dejmka. Dzięki niej i jej wspaniałej pamięci mamy pewien obraz tego od kulis.

    • Dzięki za cenne uwagi! Gadatliwość mnie zgubiła: mówiłam i o Sutkowskim, i o Miazdze, i o Fistulatores et Tubicinatores Varsovienses, ale się nie zmieściło ;) Ale łącznik z tym, co robił David Munrow, niewątpliwy – i uwzględniony w filmie materiał z jego udziałem absolutnie bezcenny. W ogóle mnóstwo w tym dokumencie scen zapierających dech w piersiach i choć w szczątkowej mierze uświadamiających, jak niezwykłe to było przedstawienie. Długo na ten film czekałam i nie żałuję.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *