Teatr na peryferiach

Dziś będzie bardzo gorzko. W najnowszym numerze „Tygodnika Powszechnego” mój tekst po warszawskiej premierze Ariadny na Naksos: mniej recenzja, bardziej podsumowanie przed zmianą warty, która nastąpi jeszcze przed rozpoczęciem nowego sezonu. TW-ON istotnie jest teatrem jedynym w swoim rodzaju – i nie chodzi o rzekomą progresywność, raczej o przekształcenie go w przestrzeń spektakularnych widowisk, które do historii współczesnej reżyserii wnoszą niewiele, za to zyskują coraz to większą liczbę nowej, niespecjalnie zainteresowanej operą publiczności. I co gorsza, z sezonu za sezon wypadają coraz gorzej pod względem muzycznym, mimo obecności na scenie wschodzących i ustabilizowanych gwiazd wokalistyki, które w Warszawie – z obiektywnych względów – wypadają zdecydowanie bladziej niż w innych teatrach światowych. A widzom i tak to nie przeszkadza. Słuchaczom już owszem. O ludziach teatru nie wspomnę. Spoglądam w przyszłość TW-ON z niepokojem, ale i z nadzieją. Że wyleczymy się z kompleksów i dorównamy tak znakomitym scenom prowincjonalnym (lub, jeśli kto woli, lokalnym), jak Oper Frankfurt, Janáčkovo Divadlo w Brnie albo Welsh National Opera. Oby te marzenia – nie tylko moje – wreszcie się kiedyś spełniły.

Teatr na peryferiach

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *