No i proszę – rok temu, kiedy snuliśmy plany na przyszły sezon, też był straszny upał. W sumie niewiele się zmieniło. Upiór wciąż jest Włóczykijem i wciąż woli pomnażać doświadczenia niż majątek. Czyni to tak mozolnie i uparcie, że prócz skojarzeń z bohaterem Muminków przywodzi też na myśl protagonistę powieści Krasickiego: w tym roku jego przypadki przybierały już to postać robinsonady, już to powiastki filozoficznej z niezbędnymi elementami utopii. Obiecujemy się nie poprawiać, albo poprawiać powoli, żeby Czytelnicy mieli tym większą uciechę z naszych wzlotów i upadków.
Na początek małe podsumowanie. Z ubiegłorocznych założeń udało nam się wywiązać częściowo – jak zresztą było do przewidzenia. Dopadliśmy Welsh National Opera w sezonie jesiennym; dolecieliśmy do Glasgow na Rusałkę, która nie tylko okazała się jednym z piękniejszych i mądrzejszych przedstawień, jakie widzieliśmy w życiu, ale też pozwoliła nam odkryć talent Natalyi Romaniw – i to zanim brytyjska krytyka obwołała ją nową Netrebko po olśniewającym występie w partii Tatiany w Onieginie z Garsington Opera; przekonaliśmy się po Tannhäuserze w Longborough, że na każdą kolejną premierę pod batutą Anthony’ego Negusa trzeba będzie pielgrzymować choćby na czworakach. Plany związane z Europą Wschodnią chwilowo nie doszły do skutku, wpadliśmy za to na kilka świetnych koncertów w Berlinie i Leeds, odkryliśmy też blaski i cienie londyńskiej Opera Holland Park – przy okazji nie wolnej od potknięć, niemniej wstrząsającej inscenizacji Damy pikowej, która pod względem wokalnym zdecydowanie przeszła nasze oczekiwania.
Rycina wielce sposobna z „Magazynu Warszawskiego” (1784).
Niedługo Upiór znów ruszy w podróż, i to dość długą. Już we wrześniu zapędzi się aż do Jekaterynburga, na rosyjską premierę Pasażerki Wajnberga pod batutą Olivera von Dohnányiego i w reżyserii Thaddeusa Strassbergera. Wkrótce potem zjedzie do Berlina na kilka ostatnich dni MusikFest, gdzie po raz pierwszy usłyszy na żywo Jonasa Kaufmanna, który wraz z Sarah Connolly i Thomasem Hampsonem zaśpiewa we Śnie Geroncjusza Elgara, z miejscową Staatskapelle pod dyrekcją Daniela Barenboima. Zamierza zostać w Berlinie kilka dni dłużej, żeby zestawić wrażenia ze znacznie skromniejszym i mniej szumnie zapowiadanym koncertem z Pieśnią o ziemi Mahlera. Jeśli się uda, doniesie sumiennie. W październiku poleci do Leeds na premierę Billy’ego Budda w Opera North – po pierwsze dlatego, że kocha ten utwór, po drugie dlatego, że stracił już nadzieję na jego wystawienie w Polsce, po trzecie, ze względu na Rodericka Williamsa w partii tytułowej. W listopadzie dopadnie Fidelia w obsadzie z Garsington, ale w Paryżu, w wykonaniu półscenicznym na estradzie nowej Filharmonii. W grudniu postara się dotrzeć do Badisches Staatstheater w Karlsruhe na Walkirię w nowej inscenizacji Ringu – w ramach dalszych badań terenowych nad fenomenalnie rozwijającym się głosem Petera Wedda. Będzie to jego debiut wagnerowski w Niemczech: w spektaklu pod batutą Justina Browna, w reżyserii bardzo obiecującego Amerykanina Yuvala Sharona, Wedd wystąpi w partii Zygmunta, mając u boku między innymi Katherine Broderick (Zyglinda) i Heidi Melton – Izoldę z ENO – w roli Brunhildy. Upiór mocno trzyma kciuki.
A potem dopiero się zacznie, więc nie uprzedzajmy wypadków. Dylematów, czy wybrać się do Glasgow na Peleasa i Melizandę w reżyserii Davida McVicara, w scenografii Rae Smith i ze światłami scenicznymi Paule Constable (obydwie panie są współtwórczyniami oszałamiającego sukcesu przedstawienia War Horse w National Theatre), czy może odczekać miesiąc i pojechać na Zamek Sinobrodego w inscenizacji Matthew Lentona i z udziałem jego teatru Vanishing Point, który kilkanaście lat temu wywołał furorę zagraną w kompletnych ciemnościach adaptacją Ślepców Maeterlincka – będzie coraz więcej. Bo z każdego upiornego wypadu przywozi się zachwyt nad kolejnym śpiewakiem, dyrygentem, rasowym człowiekiem teatru operowego. A potem trzeba dokonywać bolesnych wyborów.
„Tyle razy doznawszy najosobliwszych fortuny odmian, ledwom mógł z początku wierzyć, że to, co widziałem i czułem, było na jawie” – wyznał Mikołaj Doświadczyński. A cóż dopiero ma powiedzieć Mikołaj Upiór Niedoświadczyński, który nieprędko ujrzy kres swoich podróży.
Basia Jaworski
Basia con fuoco wybralaby Pelleasa i Melizande w Glasgow, Po pierwsze Mc Vicar, jeden z najlepszych obecnie rezyserow operowych. A po drugie debiut przeuroczej Carolyn Sampson w roli Melizandy. No i Andre Bondarenko, jeden z laureatow ostatniego Cardiff..
Dorota Kozińska
A ja wciąż rozdarta, bo pod względem czysto muzycznym zdecydowanie wolę „Zamek Sinobrodego”. Upiorowi w żłoby dano…