Tyle już razy pisałam o Longborough Opera i ludziach stojących za zwariowanym przedsięwzięciem w byłym kurniku, że właściwie mogłabym na tym poprzestać – gdyby nie obawa, że w 2021 roku festiwal ruszy, a ja tam nie dotrę z przyczyn obiektywnych. Jakby nie dość było Brexitu, przyplątała się pandemia, która na Wyspach Brytyjskich wciąż zbiera przerażające żniwo. Jeśli do czerwca sytuacja się poprawi, niewykluczone, że angielskie teatry otworzą się przede wszystkim dla miejscowej publiczności. Nie każdy przybysz z zagranicy podejmie ryzyko ugrzęźnięcia w samoizolacji albo kwarantannie – chyba że ma bardzo dużo czasu i jeszcze więcej pieniędzy, bo hotele i pensjonaty w dystrykcie Cotswolds do najtańszych nie należą. Mówiąc otwarcie, plasują się zdecydowanie wśród najdroższych. Jedyna nadzieja w szczepionkach i – być może – paszportach immunologicznych. Poczekamy, zobaczymy: a nuż wydarzy się cud i uda się przełamać ten nieznośny impas.
Osobiście o tym marzę. Pięć lat temu z okładem Longborough stało się moją Ziemią Obiecaną, miejscem, gdzie nawet w mniej sprzyjających okolicznościach udawało się odzyskać równowagę psychiczną i otuchę na cały nadchodzący sezon. Tutaj, i to dwukrotnie, przeżyłam największe olśnienie w całej mojej recenzenckiej karierze: Tristana pod batutą Anthony’ego Negusa i w reżyserii Carmen Jakobi. W mojej „głównej kwaterze” w pobliskim Stow-on-the-Wold czuję się już jak w domu. Wiem, gdzie podają najlepsze scones z gęstą śmietaną i dżemem truskawkowym (w tym samym miejscu, za „co łaska” na rzecz Royal Society for the Prevention of Cruelty to Animals, można też zaopatrzyć się w przepiękne metalowe znaczki z wizerunkiem miejscowych roślin i zwierząt). Wiem, gdzie serwują rybę z frytkami w tak pysznej panierce i w tak ogromnych porcjach, że lepiej usiąść na tarasie z książką i delektować się daniem całe popołudnie. W miasteczku jest wspaniale urządzona i zaopatrzona księgarnia, w której zawsze spędzam kilka godzin i zostawiam w niej więcej pieniędzy, niż zdołam zarobić przez miesiąc. Znam już na pamięć rozkład jazdy autobusów i wiem, że w dni targowe zatrzymują się podstępnie za węgłem ratusza. Kompletując koszyczek piknikowy na dużą przerwę po drugim akcie, maszeruję jak po sznurku do regału w sklepie spożywczym, gdzie stoi moja ulubiona sałatka z zielonej soi. Kiedy czuję się samotnie, idę się powykłócać z siłą wyższą w kościele św. Edwarda i sprawdzić, czy dwa sędziwe cisy, które przed laty zainspirowały J. R. R. Tolkiena, jeszcze bardziej zarosły północne wejście świątyni.
Pluszowe misie w oknie jednego z domów w Longborough. Fot. Dorota Kozińska
Z ubiegłoroczną stratą pogodziłam się w pokorze. W tym roku będzie mi trudniej, bo zespół LFO – na czele z nową dyrektor artystyczną Polly Graham – dokłada wszelkich starań, by program festiwalu zrealizować w całości i z pełnym poszanowaniem reżimu sanitarnego, jaki na Wyspach będzie zapewne obowiązywał jeszcze przez kilka sezonów. Na zielonych błoniach w sąsiedztwie teatru powstanie The Big Top – pandemiczna scena pod namiotem, mieszcząca nieco ponad 190 widzów rozmieszczonych bezpiecznie w trzech sektorach wokół kolistej sceny, z niewielkim zespołem instrumentalnym uplasowanym w sektorze czwartym. Takie rozwiązanie wymaga rzecz jasna przearanżowania wszystkich partytur na mniejsze składy, ale w tym (jak pisałam już wielokrotnie) Brytyjczycy mają godne podziwu doświadczenie. Żeby nikt z melomanów nie czuł się pokrzywdzony, organizatorzy zwiększyli liczbę przedstawień. Nowa inscenizacja Così fan tutte kusi przede wszystkim udziałem Anny Patalong w partii Fiordiligi i partnerującej jej w roli Despiny Lizzie Holmes. Wielbiciele filmowego Czarodziejskiego fletu w reżyserii Kennetha Branagha już ostrzą sobie zęby na Monteverdiański Powrót Ulissesa z Tomem Randle’em w roli tytułowego bohatera – na tym zresztą nie kończą się obietnice uniesień, bo spektakl wyreżyseruje sama Polly Graham. W mojej ukochanej Lisiczce Chytrusce wystąpią prawie wyłącznie debiutanci, za to pod batutą Justina Browna, kierownika muzycznego Badische Staatstheater Karlsruhe i dyrygenta pamiętnego Pierścienia Nibelunga, który zaprowadził do Bayreuth dwóch młodych gniewnych reżyserów: Yuvala Sharona i Tobiasa Kratzera.
Schemat wnętrza The Big Top. Fot. Longborough Festival Opera
Z zapowiadaną na ubiegły sezon Walkirią, drugim członem nowej inscenizacji Ringu w LFO, będzie trochę więcej kłopotu. Spektakle odbędą się w gmachu głównym, ale z jeszcze mniejszą liczbą słuchaczy na widowni. Anthony Negus słusznie sprzeciwił się sugestii dalszego „przetrzebienia” składu orkiestrowego. Część muzyków zostanie bezpiecznie rozlokowana w krytym kanale, część zajmie miejsca na scenie i być może w opustoszałych bocznych lożach teatru. Negus, spiritus movens wszystkich przedsięwzięć Wagnerowskich w Longborough, postanowił poprzestać w tym sezonie na wersji półscenicznej, przygotowanej przez tę samą reżyserkę Amy Lane, która dwa lata temu opracowała tutejszą inscenizację Złota Renu. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, premiery Zygfryda i Zmierzchu bogów odbędą się odpowiednio w 2022 i 2023 roku, a w roku 2024 – sezon później, niż przewidywano przed nadejściem pandemii – Wagner zapanuje niepodzielnie na wzgórzach Cotswolds, czuwając z zaświatów nad Pierścieniem w pełnej wersji scenicznej.
W rezydencji założycieli LFO. Anthony Negus kroi urodzinowy tort z podobizną Wagnera po premierze Złota Renu w 2019 roku. U jego boku Lizzie Graham, dyrektor festiwalu. Fot. Dorota Kozińska
Oby się udało. Obym dotarła w to niezwykłe miejsce już w czerwcu 2021 roku. Jeśli nawet tegoroczna Walkiria przejdzie mi koło nosa, niech nic nie stanie na przeszkodzie we wspólnym świętowaniu całości Ringu za trzy lata. Pieszą trasę ze Stow-on-the-Wold do Longborough przetarliśmy z Jakubem Puchalskim tuż przed wznowieniem Tristana. Niech będzie dobrze. Niech nie spełnią się słowa Camusa z Dżumy, że „zaraza nie jest na miarę człowieka, więc powiada się sobie, że zaraza jest nierzeczywista, to zły sen, który minie. Ale nie zawsze ów sen mija i, od złego snu do złego snu, to ludzie mijają”. Niech ci ludzie – i ja z nimi – nie miną, aż ziści się dobre marzenie.
Piotr Wernicki
Zaiste, niech zaraza minie a marzenia się spełnią. O operze, podróżach, Wagnerze i wędrówce przez wzgórza Cotswolds. Czego Upiorowi i sobie życzę :)
Dorota Kozińska
A ja się do życzeń przyłączam i obiecuję doglądać sytuacji :)