W najnowszym numerze „Tygodnika Powszechnego” garść moich refleksji po ostatniej premierze w TW-ON, czyli Wilhelmie Tellu Rossiniego. Dosłownie garść, bo miejsca na operę w tygodnikach opinii coraz mniej (nie narzekam, dobrze, że w ogóle jest), tym razem jednak pozwolę sobie uzupełnić nagłówek pełną wersją przedostatniego akapitu, bo mam poczucie, że jestem to winna śpiewakom, którzy okazali się najmocniejszym ogniwem tego przedstawienia: „Wiedziałam więc, czego się spodziewać pod względem teatralnym, i z obawą myślałam o stronie muzycznej przedstawienia, bo to jedna z trudniejszych partytur Rossiniego. Przeżyłam miłe zaskoczenie, przede wszystkim pod względem wokalnym, choć po pierwszym wejściu Ruodiego struchlałam (nazwisko śpiewaka zmilczę). Największą gwiazdą spektaklu okazał się Yosep Kang w partii Arnolda, tenor obdarzony głosem zdrowym, mocnym i znakomitym technicznie (życzyłabym sobie jednak więcej wyrazu w arii z IV aktu). Godną jego partnerką była Anna Jeruć-Kopeć w roli Matyldy, obdarzona przepięknym, kolorowym, doskonale prowadzonym sopranem. Mniej przekonująco wypadł sam Tell (Károly Szemerédy), głos skądinąd urodziwy, ale niezbyt dobrze osadzony i nieprecyzyjny intonacyjnie. W partiach pobocznych zabłysnął zwłaszcza Adam Kruszewski (Leuthold), warto też odnotować świetne występy Adama Palki (Walter Furst) i Wojtka Gierlacha (Gessler)”.
Janusz Szymański
Pani Doroto!
Leje Pani miód na moją duszę bo miałem takie same odczucia po premierze Tella. Z całego serca kibicuję Pani Jeruć-Kopeć. Ma nadzwyczajny głos, oby tylko roztropnie pokierowała swoją karierą,
która ją niewątpliwie czeka.
Dorota Kozińska
Z tego, co wiem, wkrótce znów będzie śpiewać Violettę, tym razem w Kopparberg. W Wexford i Leeds zebrała świetne recenzje. Odnoszę wrażenie, że dziewczyna ma głowę na karku, trzymamy kciuki!
Janusz Szymański
Uzupełnienie po przeczytaniu całego Pani tekstu w TP.
Obejrzałem w sumie trzy spektakle Tella w TW-ON. Po premierze byłem oszołomiony, bo prawdę mówiąc obawiałem się o poziom muzyczny, który okazał się jednak bardzo wysoki. Na drugim spektaklu były momenty kiedy napięcie w orkiestrze trochę siadało. Natomiast ostatni spektakl był według mnie popisem także orkiestry i dyrygenta, bo soliści (z wyjątkiem o którym Pani wspomniała) i chór każdego wieczoru trzymali poziom, nadzwyczaj pięknie zaprezentowała się też nasza ulubienica.