Warszawski Ariodante już za nami – niedługo napiszę o premierze w WOK, która mimo niewątpliwych atutów natury muzycznej nie zapisze się złotymi zgłoskami w historii polskiej reżyserii operowej. Miesiąc temu w Scottish Opera poszło pięć spektakli tego Händlowskiego arcydzieła w inscenizacji młodego Anglika Harry’ego Fehra, który pięć lat temu zadebiutował na dużej scenie właśnie w Glasgow, nowym ujęciem Orlanda. O tym przedstawieniu, wznowionym niedawno przez Welsh National Opera, wspomniałam w relacji z listopadowego wypadu do Oksfordu. Fehr to dziwny reżyser: jego koncepcje niby wpisują się w nurt opery reżyserskiej, a mimo to są zaskakująco spójne, niezwykle dopracowane w szczegółach i jakimś cudem pozostają w zgodzie z przesłaniem dzieła. Przede wszystkim zaś nie czynią krzywdy muzyce. Sylwetka ukazała się w lutowym numerze „Teatru”.