Program tegorocznej poznańskiej Nostalgii jest mi wyjątkowo bliski: gościem Festiwalu będzie Gia Kanczeli, jeden z wielu kompozytorów, których ojczyznę zawłaszczył Związek Radziecki. Reprezentant straconego pokolenia, traktowanego przez polskie środowisko muzyczne – usadowione niegdyś w bezpiecznej szczelinie żelaznej kurtyny i wyglądające przez nią w szeroki świat – w najlepszym razie protekcjonalnie, w najgorszym lekceważąco. Przedstawiciel rzeszy wydziedziczonych Gruzinów, Azerów, Bałtów, nadwołżańskich Niemców, Ukraińców i Uzbeków, wplatających swój żal, tęsknotę i wołanie o pomoc między wiersze pozornie eklektycznych i rzekomo niezbyt wyrafinowanych partytur. Żeby docenić ich piękno i zrozumieć ich przekaz, trzeba oddać głos nie tylko muzyce, ale i samym twórcom. W Poznaniu będzie po temu okazja. W drugi dzień Festiwalu Życie bez Bożego Narodzenia Kanczelego zabrzmi w czterech odsłonach – od Morning Prayers o ósmej rano aż po Night Prayers, które skończą się tuż przed północą. Organizatorzy Nostalgii mają nadzieję, że cały ten dzień spędzimy razem: przy wspólnym stole, na wspólnym czytaniu Biblii, śledząc rozmowę jezuity Wacława Oszajcy z dominikaninem Tomaszem Dostatnim, na spotkaniu z samym Gią Kanczelim. To ostatnie poprowadzę osobiście i już dziś zapraszam moich Czytelników do Galerii u Jezuitów. O pozostałych wydarzeniach Nostalgii na stronie internetowej Festiwalu (www.nostalgiafestival.pl). Tymczasem proponuję lekturę mojego eseju, w którym próbuję osadzić hasło imprezy w szerszym kontekście historycznym.
Dobiasz
Oj miałem ci ja duży problem z Kanczelim. Rozłupał mnie wieki temu w drobiezgi Szóstą symfonią, a potem posłyszałem Styx i była sroga konfuzja.
Rozum mi się trochę buntuje na usprawiedliwianie aż tak tanich chwytów kontekstem pozamuzycznym. A może raczej buntował wtedy. Bądź co bądź, to było 2 dekady temu ;-)
A Terterian to… wiadomo :-)
Dorota Kozińska
Wszelki duch, etc., Dobiasz wrócił! (Przy okazji, zwracam cichutko uwagę, że w Longborough w przyszłym roku Ring rusza…).
Ja chyba nie usprawiedliwiam, ja tłumaczę, i to bardziej całe to pokolenie niż samego Kanczelego. A odkrycia i zmianę perspektywy zawdzięczam dawnym festiwalom berlińskim niż Polsce, gdzie spora część środowiska muzyki współczesnej odżegnuje się od wszystkiego, co zza Buga, z drugiej strony się chełpiąc, jacy to my europejscy i darmsztadzcy. Sam wiesz najlepiej, ile polskiej muzyki w Niemczech, ale ile tej postradzieckiej i jeszcze sowieckiej. I pamiętam, jak na maratonie muzyki Silwestrowa wpadłam nieomal w trans :) Mam nadzieję, że podobnie będzie w Poznaniu z Kanczelim, zobaczymy. Bardzo też jestem go ciekawa jako człowieka.